Gdynia 2007
Reklama

Najdłużej oklaskiwane filmy w Gdyni

Trzeci dzień festiwalu w Gdyni (13 września) przyniósł kolejne projekcje młodych reżyserów: debiut Adama Guzińskiego "Chłopiec na galopującym koniu" oraz znajdujący się już w kinowej dystrybucji "Palimpsest" Konrada Niewolskiego. Szerokiej publiczności podobają się jednak najnowsze filmy uznanych twórców: "Jasminum" Jana Jakuba Kolskiego i "Plac Zbawiciela" duetu Krazue. Najdłużej oklaskiwanym filmem festiwalu pozostaje jednak nadal "Kto nigdy nie żył..." Andrzeja Seweryna.

O ufundowaną przez Radio Gdańsk nagrodę Złotego Klakiera walczą wszystkie startujące w konkursie głównym filmy, a jej miarą jest czas aplauzu po projekcji obrazu. Prawie półtorej minuty (1' 29'') oklasków dla filmu Seweryna nadal pozostaje niedoścignionym wynikiem, choć środowe pokazy sprawiły, że dotychczasowy wicelider rankingu - "Chaos" Xawerego Żuławskiego (1' 07'') - spadł na czwarte miejsce. Drugim najdłużej oklaskiwanym filmem został "Plac Zbawiciela" (1' 12''), o jedna sekundę wyprzedzając "Jasminum" (1' 11'').

Reklama

Czwartek (14 września) powinien w tej materii przynieść kolejne, być może ostateczne rozstrzygnięcia - tego dnia bowiem w Teatrze Muzycznym zaprezentowane zostaną: "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Marka Koterskiego (murowana "ponadminutówka") i "Samotność w sieci" Witolda Adamka.

Obok publiczności, której stosunek do filmu mierzy Radio Gdańsk, nastroje wśród krytyków bada "Rzeczpospolita". Po pierwszych, nisko ocenionych filmach, kolejne dni przyniosły znacznie lepsze oceny. Zdecydowanie - z niewiarygodną średnią 5,2 (w sześciostopniowej skali ocen) - prowadzi "Plac Zbawiciela". Trochę gorzej 5 krytyków punktujących dla 'Rzeczpospolitej" oceniło "Jasminum" (4,0) oraz "Palimpsest" (3,8). "Chłopiec na galopującym koniu" debiutanta Adama Guzińskiego uzbierał średnią 3,2.

Spośród zaprezentowanych do tej pory debiutów największe uznanie krytyków wzbudził właśnie film Adama Guzińskiego. Jest on jednym z mocniejszych kandydatów do nagrody za najlepszy debiut (choć walczy o nią... połowa konkursowych obrazów).

"Widziałem jak sami bracia Dardenne oklaskiwali ten film po pokazie z Cannes" - mówił podczas konferencji prasowej producent "Chłopca..." Piotr Dzięcioł i dodał, że Adam Guziński jest wielkim admiratorem ich twórczości.

Sam Guziński przyznał, że w kręgu jego zainteresowań jest także kino irańskie, a to, co powiedział o swym filmie - że koncentruje się bardziej na "trwaniu zdarzeń niż na toku akcji" - można z powodzeniem przypisać właśnie irańskiej kinematografii.

Ascetyczny i minimalistyczny film Guzińskiego ewokuje jednak wyraźniej jedno z arcydzieł polskiego kina -"Żywot Mateusza" Witolda Leszczyńskiego. Tak jak film twórcy "Konopielki", tak "Chłopiec na galopującym koniu" oparty jest na opowiadaniu norweskiego pisarza Tarjei Vesaasa. Historię związku pisarza (Piotr Bajor) oraz fotografki (żona Zbigniewa Zamachowskiego- Aleksandra Justa) opowiedział reżyser przy pomocy "gry gestów i spojrzeń" a utkana jest ona w wielkim stopniu z niedomówień.

Automatycznym określeniem, które przychodzi do głowy, by zdefiniować ten rodzaj kina, jest "poetyckość", daleko mu jednak do egzaltacji - z filmu pomimo jego emocjonalnej aury bije wewnętrzny chłód, który z kolei jest pochodną relacji między parą głównych bohaterów. Kameralność obrazu podkreśla niezbyt skontrastowany, lecz bardzo plastyczny czarno-biały obraz, natomiast minimalizm środków formalnych akcentuje użycie muzyki Arvo Parta.

Przy okazji obraz Guzińskiego, obok czułego portretu przełamywania małżeńskich relacji, jest także subtelną analizą pokonywania twórczego kryzysu. To, co Tadeusz Konwicki określił kiedyś jako źródło swojej największej trwogi, czyli czysta kartka papieru, w "Chłopcu na galopującym koniu" staje się klamrą całego filmu. Zawieszona nad kartką papieru i uzbrojona w wieczne pióro dłoń głównego bohatera stanowi bowiem wizualne motto całego obrazu.

Gdyńska publiczność miała też okazję zobaczenia drugiego po "Symetrii" filmu Konrada Niewolskiego. "Palimpsest" zaskakuje dojrzałością realizacyjną - od zdjęcia (Arkadiusz Tomiak) po muzykę (Bartłomiej Gliniak) film Niewolskiego charakteryzuje techniczna nietuzinkowość. To, że za efekt końcowy odpowiedzialna była cała ekipa, znalazło wyraz w składzie grupy, reprezentującej film na konferencji prasowej. Zabrakło na niej bowiem... reżysera; wszelkie szczegóły realizacyjne odsłaniali przed dziennikarzami występującej w jednej z głównych ról Roberta Gonera oraz operator Arkadiusz Tomiak.

Pisząc o "Palimpseście" - historii "psychicznego" śledztwa prowadzonego przez policjanta (Andrzej Chyra) w sprawie zabójstwa jego kolegi z pracy - nie sposób nie wspomnieć o "Memento", kultowym już filmie Christophera Nolana opowiadającym o mężczyźnie z przypadłością pamięci krótkotrwałej. U Niewolskiego główny bohater jest co prawda ofiarą schizofrenii, pewne elementy fabularne (poszukiwanie zabójcy kogoś bliskiego, zaburzenia pamięci/tożsamości) pozwalają jednak na snucie podobieństw między tymi filmami.

"Palimpsestowi", mimo sprawnego, choć momentami nudno wyreżyserowanego scenariusza, brakuje jednak narracyjnej konsekwencji "Mementa", co osłabia efekt końcowej "przewrotki" fabularnej. Kto chciał, domyślił się już o co chodzi wcześniej, tym zaś, którzy poczuli się jednak zaskoczeni, rozwiązanie całej łamigłówki może wydać się nieco puste i efekciarskie. Co nie znaczy, że film Niewolskiego pozostaje li tylko "polską" kopią "Mementa".

W Gdyni póki co piękna pogoda najwyraźniej nie sprzyja wizytom w kinie. Zwłaszcza, że miejska plaża oddalona jest o Teatru Muzycznego o minutę drogi piechotą. Wiedzą o tym fotoreporterzy wyczekujący spacerujących po nabrzeżu gwiazd, doświadczają dziennikarze - relaksując się wdychaniem jodu i opuszczając niektóre co nudniejsze pokazy. Wieczorem na plaży można jednak zetknąć się zarówno z gwiazdami, jak i samymi filmami.

Debiutujący na gdyńskim festiwalu Plener Filmowy prezentuje bowiem co wieczór pokazy niemych polskich filmów z towarzyszącą im muzyką, tworzoną przez czołowe trójmiejskie zespoły. W środę odbyła się projekcja "Szlaku hańby" z 1929 roku z akompaniamentem zespołu Ścianka. Ach, te przedwojenne heroiny! Dopiero tu, na plaży, wpatrując się w stary, niemy film, pojmujemy co to znaczy miłość do gwiazd kina. Czyżbyśmy już przestali je kochać tak jak dawniej?

Tomasz Bielenia, Gdynia

Zobacz z festiwalu w Gdyni.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: debiut | Gdynia | plac | film | filmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy