44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
Reklama

"Boże Ciało": Gdy najszczerszy okazuje się kłamca [recenzja]

Wydarzenie. O "Bożym Ciele" będzie się tej jesieni mówiło. Powinno - bo jest o czym. Wnikliwe i genialnie zagrane kino, bez ściemy, pudru i oderwanych od rzeczywistości literackich dialogów. Psychologicznie prawdziwe, a do tego po uszy wciągające. I ten Bielenia! On to ma charyzmę. Szkoda tylko, że jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat, został do tego stopnia skrzywdzony podczas tegorocznego 44. FPFF w Gdyni.

Wydarzenie. O "Bożym Ciele" będzie się tej jesieni mówiło. Powinno - bo jest o czym. Wnikliwe i genialnie zagrane kino, bez ściemy, pudru i oderwanych od rzeczywistości literackich dialogów. Psychologicznie prawdziwe, a do tego po uszy wciągające. I ten Bielenia! On to ma charyzmę. Szkoda tylko, że jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat, został do tego stopnia skrzywdzony podczas tegorocznego 44. FPFF w Gdyni.
Bartosz Bielenia w scenie z "Bożego Ciała" /materiały dystrybutora

"Nie przyszedłem tu, żeby klepać formułki" - mówi w "Bożym Ciele" Łukasz Simlat, a potem słowa te powtarza Bartosz Bielenia. Jeden gra prawdziwego księdza, Tomasza, duchownego, który przyjeżdża do poprawczaka, żeby toczyć bój o dusze młodych. Drugi, owego poprawczaka wychowanek, Daniel, księdza udaje. Z wyrokiem nie ma szans na dostanie się do seminarium, a za kołnierzem ma dużo. Mocnych rzeczy. Nie głupoty. Chciałby służyć Bogu, ale prawo mu nie pozwala. Wie o tym. Koloratkę ubiera dla zgrywy, a potem - właściwie przez przypadek - w niej zostaje. Nie chce wycofać się z wypowiedzianego spontanicznie kłamstwa, którego też nikt za bardzo nie zamierza podważać.

Rzecz w tym, że w tej swojej fikcji chłopak jest bardziej autentyczny i szczery, oddany Bogu niż ci, którzy wiarą oblepiają sobie usta. To dla niego ważna sprawa, nawet jeżeli z Bogiem się wadzi, a rytuał traktuje po macoszemu - właściwie to musi zaglądać do wujka Google'a, żeby sprawdzić "co i jak". "Freestyle'uje" i na przekór wszystkiemu i wszystkim staje się Bożym Pomazańcem - nadzieją na zburzenie murów hipokryzji i nienawiści, ukojenie w bólu dla społeczności, do której trafia. Społeczności pogrążonej w cierpieniu po tragicznym wypadku, który pochłonął siedem żyć. Rodzice opłakujący dzieci i obwiniana o wszystko wdowa po kierowcy. Wójt (Leszek Lichota), lokalny bonzo z dużym zakładem stolarskim, który stara się "dla dobra ogółu" wyciszyć sprawę. Proboszcz (Zdzisław Wardejn), który dawno temu wypalił się "zawodowo" i z pewną obojętnością konstatuje, że wielu do kościoła chodzi, ale wiernych mało, większość przed sąsiadami chce się pokazać...

"Boże Ciało" nie jest jednak antyklerykalnym plakatem, tanią sensacją, kpiną czy karykaturą z galerią mniej lub bardziej antypatycznych, grubą kreską rysowanych bohaterów. Pazerni księża i głupie owieczki - nic z tych rzeczy, nie te klisze, nie te klocki, nie ten film. Jan Komasa i scenarzysta Mateusz Pacewicz (urodzony w 1992, za scenariusz "Bożego Ciała" otrzymał II Nagrodę w prestiżowym konkursie Script Pro), "nie klepią formułek", nie zakładają sobie jakiejś tezy. Wierzy się w stworzonych przez nich bohaterów i sytuację. Niezwykle celnie oddają pewną dynamikę życia w małej społeczności i cudownie, za pośrednictwem Daniela, rozkładają ją na części pierwsze. Znowu - nie po to, żeby wyśmiać. Bo ten cały Daniel, nieokrzesany chuligan z mroczną historią, rynsztokowym językiem, ale i z odnalezioną wiarą, jest jedynym, który może przynieść zmianę. Ma w nosie "co ludzie powiedzą" i jako outsider (choć z tym potężnym atrybutem, jakim jest koloratka) może przynieść katharsis.

Reklama

Ta zakończona ciosem prosto w twarz (więcej nie spoileruję) przypowieść (a chyba tak można "Boże Ciało" nazwać) nie zadziałałaby, gdyby nie Bartosz Bielenia. Obok jego wychudzonego, kościstego Daniela, w dresowej kurtce, z dzikością i jakimś szaleństwem w oczach i papierosem w zębach, nie usiadłabym w autobusie. Ale gdy wygłasza kazanie - patrzę i słucham go jak zahipnotyzowana. Chociaż mam wiedzę, że to oszust, to siadam w ławie obok tych, do których kieruje swoje słowa. Ma sto procent mojej uwagi. I bardzo mu kibicuję, szczególnie wtedy, gdy bierze mikrofon i dodaje jeszcze swoją modlitwę - to w stolarni, to przed ołtarzem.

I jeszcze raz Jan Komasa ucieka od klisz. Nie obsadza "Bożego Ciała" gwiazdami z warszawskich ścianek i pudelków, a zaprasza do współpracy aktorów, dzięki którym kreacja Bartosza Bieleni może nabrać jeszcze większej mocy, stać się jeszcze bardziej wiarygodna, "swobodnie" lśnić bez wrażenia, że ukradziono tu komuś show. Gdy mamy do czynienia z historią o pewnej społeczności, dobry ensamble ma kluczowe znaczenie. Aleksandra Konieczna, Eliza Rycembel, Tomasz Ziętek, Leszek Lichota (żaden tu z niego twardziel z "Watahy", biznesmen z brzuszkiem), Zdzisław Wardejn, Łukasz Simlat i wspaniała grupa krakowskich aktorów teatralnych - Barbara Kurzaj, Bogdan Brzyski, Dariusz Starczewski, Lidia Bogaczówna - dodają Danielowi-Bartoszowi skrzydeł.

Pojedyncze zdjęcia promocyjne, zwiastuny mogą sugerować film obrazoburczy, prowokatorski. Owszem, "Boże Ciało" prowokuje - do całkiem serio rozmowy. Znowu Komasa okazał się reżyserem wyczulonym na ważkie tematy, a przy tym opowiadającym językiem bardzo współczesnym i angażującym. Zrobił to w "Sali samobójców", gdy zwrócił uwagę na młodych uciekających od rzeczywistości i swoich problemów do wirtualnego świata. Zrobił to w "Mieście 44", gdzie dodatkowo znalazł sposób, żeby wciągnąć młode pokolenie w rozmowę o Powstaniu Warszawskim, oddać siłę tamtych emocji i wiru wydarzeń. Teraz, gdy w sferze publicznej toczy się bój o rząd dusz, a przed Kościołem piętrzą się kolejne pytania i wyzwania, podjął temat duchowości. Nie instytucji, nie hierarchii, a człowieka. Nie na klęczkach, nie z dumnymi hasłami na sztandarach i w moralizatorskim tonie, który nie znosi sprzeciwu, a bardzo bezpośrednio, po ludzku. Z energią, przytupem i kilkoma dosadnymi słowami. Wszyscy mamy wiele do nauczenia się od Daniela, niezależnie od tego, jak mocno wierzymy czy nie wierzymy.

Czy to wszystko przekona Amerykańską Akademię Filmową i przyjmie ona "Boże Ciało" do grona nominowanych do Oscara? Film już zwrócił na siebie uwagę w Wenecji i Toronto. Ma pierwsze pozytywne recenzje w najbardziej prestiżowych międzynarodowych magazynach branżowych. Dzieje się w Polsce, ale wydźwięk ma uniwersalny - jest więc na dobrej drodze do jeszcze większego sukcesu. Bez wątpienia dla Jana Komasy otworzy drzwi do zagranicznych produkcji. Hollywood, Ameryka - bardzo głodna jest takich talentów.

8,5/10

Zobacz genialną rolę Bartosza Bielenia w filmie „Boże Ciało”.

"Boże Ciało", Polska 2019, reż. Jan Komasa, dystybutor: Kino Świat, premiera kinowa 11 października 2019 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Boże Ciało (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy