42. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
Reklama

Gdynia 2017: Kto zabił Vincenta van Gogha?

Uroczystą projekcją filmu "Twój Vincent" zainaugurowano w poniedziałkowy wieczór (18 września) 42. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Pełnometrażowa produkcja przybliżająca postać (i okoliczności śmierci) holenderskiego postimpresjonisty to ambitna próba połączenia malarskiej animacji z kinem edukacyjnym.

Uroczystą projekcją filmu "Twój Vincent" zainaugurowano w poniedziałkowy wieczór (18 września) 42. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Pełnometrażowa produkcja przybliżająca postać (i okoliczności śmierci) holenderskiego postimpresjonisty to ambitna próba połączenia malarskiej animacji z kinem edukacyjnym.
Leszek Kopeć próbuje złapać psa, który wbiegł na scenę Teatru Muzycznego w Gdyni podczas gali otwarcia 42. FPFF /Adam Warżawa /PAP

Zanim zgromadzona w Teatrze Muzycznym widownia zobaczyła na dużym ekranie dzieło Doroty Kobieli i Hugh Welchmana (autora pamiętnego "Piotrusia i Wilka"), prowadząca galę dziennikarka radiowej Trójki Agnieszka Szydłowska tradycyjnie zaprosiła na scenę dyrektora imprezy Leszka Kopcia oraz prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka. Nieproszony pojawił się na niej za to tajemniczy pies, który wywołał salwy śmiechu na widowni. Dyrektorowi Kopciowi nie udała się sztuka złapania czworonoga, który szybko czmychnął za kulisy, publiczność prześcigała się zaś w domysłach, do kogo należy niespodziewana gwiazda wieczoru.

Reklama

Kolejny rok na widowni zabrakło za to przedstawiciela Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, świat wielkiej polityki reprezentował tylko wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz.

Spore poruszenie wywołały też ekscentryczne kostiumy siedzących obok siebie Krzysztofa Materny i szefowej Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Magdaleny Sroki. Złote kombinezony, w których przybyli na galę, okazały się jednak tylko zapowiedzią wtorkowej ceremonii wręczenia nagród PISF - z okazji 10-lecia istnienia nagród wszyscy uczestnicy jubileuszowej gali przebiorą się właśnie w zaprojektowane przez Pawła Althamera skafandry. Szykuje się odlotowy wieczór.

O van Goghu bez van Gogha

Film otwarcia tegorocznej edycji festiwalu - animowana superprodukcja "Twój Vincent" - to obraz idealnie skrojony pod galowego widza. Za dziełem duetu Kobiela-Welchman stała ekipa pond 120 malarzy - każda z 65 tysięcy klatek filmu jest ręcznie malowana, efektem pulsacyjna plastyka "Twojego Vincenta" dość wiernie odtwarzająca impresjonistyczny styl malarstwa van Gogha. To, o czym opowiada sam film, jest już pomysłem wspomnianych realizatorów, wspomaganych przez pisarza Jacka Dehnela.

Akcja "Twojego Vincenta" rozgrywa się już po śmierci malarza, a głównym protagonistą całości jest jego niegdysiejszy przyjaciel Armand Roulin,  który zostaje wysłany przez swojego ojca z nietypową misją - ma dostarczyć bratu malarza znaleziony po jego śmierci niewysłany list. W trakcie podróży młodzieniec trafia jednak do miejscowości, w której zmarł van Gogh i prowadzi osobiste śledztwo mające na celu wyjaśnienie okoliczności śmierci artysty. Film o van Goghu bez van Gogha? Spokojnie, dzięki czarno-białym retrospekcjom w filmie pojawia się też sam tytułowy artysta.

Klasyczny film biograficzny zastąpiła tu więc kryminalna intryga - całość opowiadana jest jednak na tyle uniwersalnie, że zadowoli zarówno wyrafinowaną publiczność, jak i może posłużyć za materiał edukacyjny dla szkolnej młodzieży (poza niezbędną faktografią otrzymujemy również rekreację najsłynniejszych płócien van Gogha).

Warto odnotować gwiazdorską obsadę całości - postaciom z otoczenia Vincenta van Gogha twarzy (i głosu) użyczyli tu uznani artyści z Saoirse Ronan i kojarzoną z serialu "Peaky Blinders" Helen McCrory na czele, autorem muzyki jest zaś stały współpracownik Darrena Aronofskiego - Clint Mansell. W polskiej wersji językowej usłyszymy m.in. Jerzego i Macieja Stuhrów, Zofię Wichłacz i Roberta Więckiewicza.

Międzynarodowy trójkąt w Sarajewie

O gdyńskie Złote Lwy powalczy też pełnometrażowy debiut urodzonego w Bośni absolwenta Szkoły Filmowej w Łodzi - Denijala Hasanovicia (autora pamiętnej etiudy "List" z 2001 roku). "Catalina" to rozgrywająca się w Sarajewie opowieść o tytułowej Kolumbijce (Andrea Otalvaro), którą przyjeżdża do Bośni w celu prowadzenia uniwersyteckich badań na temat zbrodni wojennych. Szybko okazuje się jednak, że Międzynarodowy Trybunał Karny nie udostępni jej swoich zasobów, dziewczyna zatrzymuje się więc czasowo u tłumaczki Nady (Lana Barić), która próbuje jej pomóc w dotarciu do archiwalnych danych. Trzecim ramieniem emocjonalnego trójkąta jest kochanek Nady - pochodzący z Polski Marek (Andrzej Chyra).

"Catalina" zaczyna się obiecująco - tytułową protagonistkę poznajemy w trakcie upokarzającej lotniskowej procedury, podczas której służby celne upewniają się, że kobieta nie przemyca narkotyków (pochodzi wszak z Kolumbii, warto rozebrać ją do naga i kazać rozstawić nogi). Im dalej w Sarajewo, tym jednak więcej scenariuszowych dziur po niegdysiejszych bombach. Zamiast mocnego kina podejmującego wciąż aktualny temat zbrodni wojennych na Bałkanach (zasugerowany zaledwie w relacji między Nadą a jej rodzicami), otrzymujemy wydumany egzystencjalny melodramat.

Catalina walczy o przetrwanie, ponieważ kończy jej się wiza we Francji i grozi jej powrót do Kolumbii (tak właśnie, dziewczyna przyjechała do Bośni z Francji, myśląc, że napisze tu pracę, dzięki której paryska uczelnia pozwoli jej na uzyskanie wizy!). Starając się pomóc Catalinie, Nada traktuje dziewczynę jako rozgrywkę w emocjonalnej walce ze swym kochankiem Markiem; bohater Chyry z kolei snuje się po ekranie z miną wszystko rozumiejącego cierpiętnika. Solidnej geometrycznej figury międzyludzkiej nijak nie udaje się tu Hasanoviciowi narysować -  ramiona tego emocjonalnego trójkącika słabną z każdą minutą seansu; finał zaś, w którym Catalina decyduje się na odważną decyzję życiową i tym samym określenie własnej tożsamości - ociera już w swym artystowskim symbolizmie o granicę autoparodii.

Szwaczki i krojczy w kabarecie absurdu

Kameralną propozycją są także pokazywane w sekcji Inne Spojrzenie "Niewidzialne" Pawła Sali, autora pamiętnej "Matki Teresy od kotów". Koty w jego nowym dziele także pełnią pewną dramaturgiczną rolę, głównymi bohaterkami adaptacji autorskiej sztuki teatralnej są jednak trzy kobiety pracujące jako szwaczki w położonym w suterenie obskurnej kamienicy zakładzie (wcielają się w nie Sandra Korzeniak, Natalia Rybicka i Halina Rasiakówna). Jedynym mężczyzną w tym świecie jest młody krojczy (Paweł Dobek). Już sam wybór przez Salę opisu osób dramatu - szwaczki i krojczy - ustawia perspektywę odbiorczą całości. "Niewidzialne" przypominają w realizatorskim zamyśle "Sąsiady" Grzegorza Królikiewicza - to samo wykoślawienie rzeczywistości, podobny teatr absurdu, identyczny groteskowy naturalizm.

Obok mniej lub bardziej zabawnych konwersacji przy maszynach doszycia, Sala doprawia swój film elementami czarnego humoru i makabreski: dziecko jednej ze szwaczek zamykane jest w klatce, wulgarna nimfomania drugiej powoduje erotyczne napięcie między nią a młodziutkim krojczym, znajdowane na podwórku kamienicy martwe koty są zaś zapowiedzią poważniejszego kalibru morderstwa. I zaskakującego finału. 

Aktorstwo trzech gwiazd filmu jest tu celowo przeszarżowane - na pierwszy plan wybija się tu jednak zdecydowanie Sandra Korzeniak. Wciąż czekająca na kinową szansę gwiazda polskiego teatru tworzy tu wyrazisty portret tragicznej seksbomby z lumpenproletariatu. Szkoda tylko, że podobny rodzaj artystycznej ekspresji możemy znaleźć w programach tak ukochanych przez telewizyjną publiczność kabaretonów.

Tomasz Bielenia, Gdynia

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy