Reklama

Jak się robi kino offowe?

Prezentowana na festiwalu Era Nowe Horyzonty retrospektywa filmów Hala Hartleya to doskonały przykład "estetyki ekonomii". Z braku budżetu Hartley uczynił jednak siłę. Nie udało się to "legendzie polskiego offu" Piotrowi Matwiejczykowi w najnowszej produkcji "Na boso".

Na seansie "Niezwykłej prawdy" Harleya publiczność pękała ze śmiechu. "Chciałem po prostu, aby mój film był zabawny" - powiedział przed seansem amerykański reżyser. "Wydaje mi się, że estetyka i ekonomia są ze sobą ściśle związane" - dodał na wczorajszym spotkaniu, poświęconym tematyce kina offowego.

Pierwsze filmy Hartleya są kinem niedostatku. Pytany o szczególną kolorystykę swego debiutu - "Niezwykła prawda" - reżyser odpowiada - "Po prostu mieliśmy niedostateczne oświetlenie. Zdecydowałem więc, że nie filmujemy niczego brązowego". Brzmi jak dowcip z Monty Pythona?

Reklama

Pojawiające się między scenami filmu plansze z napisami: "W międzyczasie" ,"Ale", "I wtedy", skłoniły zaś filmoznawców do postawienia tezy o szczególnym wpływie kina niemego na twórczość Hartleya. Reżyser jest jednak dużo bardziej pragmatyczny. "To był mój pierwszy film i nie za bardzo zdawałem sobie sprawę z tego, że nakręcony materiał będę musiał potem jakoś poskładać. Musiałem wspomóc się więc planszami, aby historia była zrozumiała".

Kino niedostatku to juz znak firmowy Hartleya."Myślę, że pomógł mi w tym fakt, że mam minimalistyczne tendencje" - mówi reżyser. Z charakterystycznej umowności swych fabuł, połączanych ze ich szczególną ironią - Hartley stworzył swój własny, niepowtarzalny styl. Zaletą tego tego kina jest jego samoświadomość. Znam swoje niedostatki, posiadam wiedzę na temat swoich braków - z nich uczyniłem siłę swojego kina. Niestety nie można tego powiedzieć o kinie Piotra Matwiejczyka.

Pochodzący z Wrocławia twórca, określany "legendą polskiego offu", po raz kolejny realizuje niezależno-hollywoodzka historię. Laureat zeszłorocznego konkursu Nowe Film Polskie ("Wstyd") powraca do konkursu z nowym filmem "Na boso". Po raz kolejny angażuje Mirosława Bakę i Marcina Dorocińskiego, by opowiedzieć historię nadwrażliwej dziewczyny (Sara Muldner) i jej relacji z ojcem (Baka), pracodawcą (Dorociński) i macochą (Agnieszka Wagner).

Seans "Na boso"wprawił nowohoryzontową publiczność w świetny nastrój. Tylko, że brawa po projekcji były znikome. "Na boso" okazało się usilną próbą zrobienia "kina na poważnie". Zawiodło jednak wszystko a zwłaszcza fatalne dialogi, które Matwiejczyk kazał wypowiadać swoim aktorom. W przeciwieństwie jednak do powtarzających się u Hartleya całych partii dialogowych, notoryczne wariacje na temat "-Dlaczego? -Nie wiem lub -Po co? -Po to", nie prowokują do odkrycia żadnej strategii reżyserskiej. Matwiejczyk wpadł w pułapkę. Pozostając w offowej niszy, przejawia pretensje do zostania reżyserem mainstreamowym. Efekt? Niezamierzona śmieszność.

Ostatni weekend na festiwalu Era Nowe Horyzonty przyniesie ostatnie projekcje konkursowe. Wczoraj zobaczyliśmy pokazywany na tegorocznym festiwalu w Cannes "Import Export" Ulricha Seidla. Austriacki reżyser potwierdza, że należy mu się miejsce tuż obok swego rodaka Michaela Haneke. Niepoprawny politycznie "Import Export" to paralelna opowieść o Ukraince, zmuszonej do zarobkowej ucieczki do Wiednia oraz młodym Austriaku, który trafia na Ukrainę. Czy rzeczywiście istnieje coś takiego jak podział na Europę Zachodnią i Europę Wschodnią? - pyta Seidl. Wychodząc od narodowych stereotypów, austriacki reżyser unieważnia je - cywilizowani Austriacy są tacy sami jak zacofani Ukraińcy. A jedni potrzebują drugich.

Tomasz Bielenia, Wrocław

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Boso | film | publiczność | era nowe horyzonty | kino
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy