Reklama

Ostatni weekend we Wrocławiu

Dobiega końca 6. edycja festiwalu Era Nowe Horyzonty, jednak to właśnie ostatni weekend przynosi najbardziej oczekiwane przez niektórych pokazy. Oprócz debiutu reżyserskiego Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył?" i najnowszego filmu Krzysztofa Krauze "Plac Zbawiciela", "nowohoryzontowa" publiczność jako pierwsza w Polsce będzie miała okazję zobaczyć słynny już "Lot 93" Paula Greengrassa i laureata tegorocznej Złotej Palmy w Cannes "Wiatr buszujący w jęczmieniu" Kena Loacha.

W pokazach konkursowych zaprezentowano już większość obrazów. W konkursie międzynarodowym najwyższe noty z 18. pokazywanych obrazów zyskało w publikowanym na łamach gazetki festiwalowej rankingu krytyków "Słońce" Aleksandra Sokurowa. Jednak jest tylko jeden film, który obejrzeli wszyscy biorący w zabawie piszący o kinie. Chodzi o "Flandrię" Bruno Daumonta - film, który na pewno nie wygra tegorocznego konkursu (wywołuje zbyt wiele skrajnych opinii), jednak to o tym obrazie mówiło się tu chyba najwięcej. Bardziej niż oceny o jego wadze świadczy jednak właśnie pełna lista obecności krytyków na jego pokazie.

Reklama

Tegoroczny konkurs nie zaskoczył - "nowohoryzontowe" kino staje się coraz bardziej przewidywalne, może jedyną zauważalną zmianą w porównaniu z poprzednimi edycjami jest większa ilość kina minimalistycznego i kontemplacyjnego, które zastąpiło kino szoku i przemocy. Brak w tegorocznym konkursie filmów, podczas których - jak w przypadku "Anatomii piekła" Catherine Breillat (w konkursie w zeszłym roku) - publiczność wydawała charakterystyczne odgłosy bądź to oburzenia, bądź zniesmaczenia.

Najwięcej "syku" na sali wywołała w tym roku scena zabijania kozy z "Los Muertos" Lisandro Alonso, który to obraz prezentowany był w tym roku w przeglądzie kina argentyńskiego, a w konkursie festiwalu znalazł się już w ubiegłym roku.

Lisandro Alonso wydaje się cichym patronem tego festiwalu. Młody argentyński reżyser, który pojawił się osobiście we Wrocławiu, doczekał się tu swojej pełnej retrospektywy. "La Libertad" i wspomniane "Los Muertos" wyświetlane były w ramach przeglądu kina argentyńskiego. Jego najnowszy film "Fantasma" znalazł się w tegorocznym konkursie. Kino Alonso jest emblematyczne dla tego konkursu - doprowadza bowiem do ekstremum proces filmowego "niedziania się". W tej stylistyce zrealizowane zostały konkursowe "Hamaca paraguaya", belgijskie "Nieważne czy nadejdzie jutro", chińskie "Ziarno w uchu", hiszpańskie "Niebo obraca się" czy wymieniona już "Flandria".

Na tym tle sporą oryginalnością oraz ożywczością charakteryzuje się reżyserska próba muzycznego duetu "Daft Punk. Ich "Daft Punk's Electroma" to najciekawsza w tegorocznym konkursie próba przezwyciężenia estetycznego monotematyzmu. Historia o podróży dwóch robotów przez pustynię ma w sobie potencjał na kawał filmowej grafomanii, kto wie jednak czy film ten - paradoksalnie - jako jeden z niewielu w tegorocznym konkursie, nie stawia być może najważniejszego filmowego pytania - o istotę człowieczeństwa. Warto też odnotować, że w konkursie festiwalu pojawił się po raz pierwszy film nakręcony w całości przy użyciu telefonu komórkowego ("Nokturny dla króla Rzymu").

W konkursie kina polskiego zaprezentowano już 6 z 8.obrazów. Zostały jeszcze dwa "hity": "Kto nigdy nie żył?" Andrzeja Seweryna z Michałem Żebrowskim w roli księdza zarażonego wirusem HIV (Michał Żebrowski niestety nie pojawi się we Wrocławiu) oraz najnowszy film twórcy "Mojego Nikifora" Krzysztofa Krauze.

Z prezentowanych dotychczas polskich filmów najsłabiej wypadł dokument "Piosenka i życie" Rafaela Lewandowskiego - bezbarwny dokument o dzieciach pokolenia "Solidarności", które dziś, 25 lat po tym jak ich rodzice walczyli o wolność, wyjeżdżają na zarobek do Irlandii. Niewiele lepszy okazał się też fabularny debiut Marka Stachurskiego "Przebacz" z główną rolą Aleksandry Nieśpielak. Portret polskiej beznadziei, "uatrakcyjniony" skażonym piętnem odkupienia win romansem głównych bohaterów (on ją zgwałcił, a potem ją pokochał), nie prowadzi w żadnym stopniu dalej, niż martyrologicznie sugeruje tytuł tego filmu.

Najwięcej emocji z polskich produkcji wzbudził zdecydowanie dokument Marcela Łozińskiego "Jak to się robi". W związku z wielkim zainteresowaniem publiczności organizatorzy zdecydowali się na dodatkowy, trzeci pokaz tego obrazu. Odsłaniający mechanizmy "politycznego PR-u" film Łozińskiego rozczarowuje jednak teleturniejową formułą (uczestnicy eksperymentu "wykruszają się" niczym w "Ostatnim ogniwie") oraz telewizyjnym sposobem realizacji. Przy okazji, w związku z kompromitacją klasy politycznej, efekt, który chciał uzyskać Łoziński, stracił swą demaskatorską moc - wszyscy bowiem znamy na wylot mechanizm, pozwalający na drogę "od zera do bohatera".

Z wyświetlonych dotychczas polskich filmów najciekawsze wrażenia pozostawiły po sobie obrazy niedoskonałe i rażące błędami realizacyjnymi. Jednak zarówno debiut Xawerego Żuławskiego "Chaos", jak i pierwszy duży film legendy wrocławskiego kina offowego Piotra Matwiejczyka "Wstyd" ukazały drzemiącą w tych twórcach oryginalność. "Chaos" zaskoczył plastycznością filmowej wizji oraz anarchiczną energią, z jaką został zrealizowany, "Wstyd" zaś przekonał dopracowanym i zaskakującym scenariuszem, co w polskich realiach jest rzeczą wyjątkową, pomijając nawet fakt, że wzorowany był on w głównej mierze na metodzie scenariuszowej Guillermo Arriagi - autora "21 gramów".

Festiwal Era Nowe Horyzonty potrwa do niedzieli, 30 lipca. Zakończy go uroczysty plenerowy pokaz "Aleksandra Newskiego" Siergieja Eisensteina z wykonaną na żywo przez 160-osobową orkiestrę Filharmonii Wrocławskiej oryginalną muzyką Siergiusza Prokofiewa. Tego samego dnia poznamy laureatów obydwu konkursów, oraz zwycięzców konkursu filmów dokumentalnych i animowanych.

Tomasz Bielenia, Wrocław

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wrocław | publiczność | Fernando Alonso | kino | era nowe horyzonty | film | W.E.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy