Cannes 2021. "Benedetta": Uwaga, blasfemia? [recenzja]

Kadr z filmu "Benedetta" /materiały prasowe

Gdy człowiek przyjeżdża do Cannes z filmem, na którym golusieńkie zakonnice zamieniają świętą figurkę w dildo, a Chrystus walczy z grzechotnikami w stylu, którego nie powstydziłby się bohater "Assassin's Creed", to wiedz, że coś się dzieje. Jeśli kogoś jednak podkusi, by biadolić, że Paul Verhoeven zrobił zamach na świętość canneńskiego festiwalu i Kościoła, niech dwa razy się zastanowi.

Powtórzmy to raz jeszcze, głośno i wyraźnie. Za kamerą "Benedetty" stanął Paul Verhoeven, który świetnie się czuje w swojej krainie dziwności, jego twórczość zawsze była pełna fantazji. Zresztą Holendrowi mamy wiele do zawdzięczenia: pierwszego "RoboCopa", "Pamięć absolutną" i "Żołnierzy kosmosu". Każdy pamięta takie przeżycia, jak "Nagi instynkt" czy "Showgirls". Pierwszy wszedł do kanonu, drugi - stał się symbolem katastrofy, typuje się go jako najgorszy film wszech czasów. Krótka powtórka z Verhoevena jest ważna, ponieważ pokazuje, że człowiek ten zjadł zęby na poszukiwaniu praktycznych zapośredniczeń między skrajnościami - między tematami wielkimi a umownością, między poważnymi pytaniami a tandetą, rozwałką i perwersją.

Reklama

Życie Benedetty to zatem wymarzony gotowiec dla Verhoevena. Około 1620 roku siostra zakonna z klasztoru w Pescii ogłosiła się wybraną przez Boga, była przekonana, że ma mistyczne widzenia i wgląd w niebiańskie rejony już za życia. Kościół pozostawał sceptyczny wobec tych wizji, potem Benedetta została przyłapana na seksie z koleżanką za murami klasztoru, co sprawiło jej bardzo poważne kłopoty. Judith Brown, specjalistka od włoskiego renesansu, w latach 80. zebrała wszelkie wzmianki, drobne przywołania, okruchy tego, co przeszłość zachowała i opisała tę historię w książce "Immodest Acts: The Life of a Lesbian Nun in Reinassance Italy". Podczas lektury pojawiają się wątpliwości i znaki zapytania: ile prawdy jest w notkach o objawieniach, epifaniach, cudach, stygmatach, egzorcyzmach? A może wszystko, to tylko fenomenalnie zainscenizowana przez zakonnice szopka i mistyfikacja?

Verhoeven tego nie rozstrzyga, jest świadomy, że historia Benedetty stanowi idealną pożywkę dla legendy; legendy, w której pozostaje jeszcze wiele miejsca dla niedopowiedzeń i wyobraźni, na których reżyser może sporo dla siebie ugrać. Holender zgodnie z duchem hagiografii odmalowuje żywot samozwańczej świętej, potem inwestuje w nią trochę symbolizmu i spirytyzmu, wiązankę intryg, szczyptę kostiumowego melodramatu, czubatą łyżkę jarmarcznego kiczu i mnóstwo dystansu. Jak już wspominałem, jest dildo wystrugane z figurki Najświętszej Panienki, mamy też Jezusa bez przyrodzenia, za to żwawo machającego przed wrogami mieczem, albo kometę z ognistym ogonem zmierzającą w kierunku ziemi. Takich absurdalnych scen jest więcej: w mojej ulubionej jeden dotyk zamienia niepozorną scenkę zbiorową w obrazek z najgłębszej pulpy.

Film Verhoevena, który mógłby wydawać się bluźnierstwem (i jest zresztą o to chętnie posądzany), ostatecznie lokuje się raczej na półce z groteskową satyrą. Verhoeven zawija historię Benedetty w grube warstwy sarkazmu, świadomie i wprost podejmuje się parafrazy języka, na którym opiera się od wieków kościelna narracja. Jeśli dobrze się przyjrzymy, to zauważymy, że wyobraźnia Verhoevena niewiele różni się od zwyczajowych obrzędów czy obrazów świętych - kiczowatych, przerośniętych, przejaskrawionych.

Gdyby film oczyścić jednak z różnego rodzaju pokręconych i niezręcznych wtrętów, okazałby się przede wszystkim opowieścią o tym, że Kościół to przedsiębiorstwo, w którym liczą się resorty, stołki i przeciąganie liny; że każdy chce ugrać tam swój polityczny interes. Inna sprawa, że za klasztornymi murami trzeba być posłusznym hierarchii, nawet jeśli hierarchia jest skorumpowana, obłudna, bo przez nią przemawia Bóg. Benedetta przywdziewa maskę świętej, toruje sobie drogę na czubek ortodoksyjnej drabiny, gdzie zrzuca habit, uwalnia ujarzmione ciało i otwiera kuferek seksualnych uciech. Ktoś powie, że to po prostu szerzenie rozpusty i bezbożnictwa. Mnie się zdaje, że raczej całkiem zdrowa odpowiedź na mechanizmy systemowej przemocy i represji.

7/10

"Benedetta", reż. Paul Verhoeven, Francja 2021.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Benedetta | Cannes 2021
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy