Berlinale 2014
Reklama

Berlinale 2014: Gatunkowy zawrót głowy

Festiwale filmowe zazwyczaj nie są kojarzone z kinem gatunkowym. Ich twórcy tworzą przestrzeń dla kina ambitnego, społecznie i politycznie zaangażowanego, wykraczającego poza konwencje i przełamującego oswojone schematy myślenia. Czy kino gatunkowe nie może jednak robić tego samego? Czy flirt z tradycją, mieszanie konwencji i rozmywanie granic między nimi nie bywa formą ambitnej artystycznej ingerencji w skostniałe struktury?

Niewątpliwie tak. Na 64. MFF w Berlinie nie brakuje więc gatunkowego kina, które przy okazji odkleja nas od szarej rzeczywistości i obiecuje niebiańskie przeżycia.

Sześć stóp nad ziemią

Jednym z najpopularniejszych, choć najtrudniejszych gatunków filmowych, po jakie może sięgnąć reżyser jest komedia. Pascal Chaumeil połączył ją z tragedią i w filmie "Nauka spadania" opowiedział zabawną historię grupy desperatów. Martin (Pierce Brosnan), Maureen (Toni Colette), J.J. (Aaron Paul) i Jess (Imogen Poots) to czwórka samobójców, którzy wpadają na siebie w sylwestra na dachu wieżowca. Wszyscy postanowili skoczyć. Każdy ma mniej lub bardziej poważne powody, by skończyć swoje życie. Grupowe samobójstwo nikogo jednak nie satysfakcjonuje. To pierwszy moment, w którym realny dramat zderza się z sytuacyjnym absurdem.

Reklama

Wbrew oczekiwaniom czwórka z dachu nie spędza reszty nocy na wchodzeniu w meandry swoich problemów. Scenariusz filmu musiałby być znaczenie lepiej napisany, gdyby w grę miały wchodzić Allenowskie dialogi i Bergmanowskie tragedie. W zamian wszyscy wyruszają więc w miasto, trochę przypadkowo lądują w szpitalu i o poranku pierwszego dnia nowego roku podpisują pakt, że do Walentynek nie będą próbowali ponownie odebrać sobie życia. Dla nas to czas, by każdego powoli poznać - zbliżyć się do nich w rytmie, w którym oni zbliżają się do siebie. Każdy z bohaterów feralnej nocy skrywa historię pełną nadziei i rozczarowań. Szkoda, że Chaumeil opowiada ją w pośpiechu i powierzchownie, skupiając się głównie na szukaniu narzędzi, które pozwalają mu zaskakiwać nas z każdym zwrotem akcji.


"Nauka spadania" jest zarazem lekcją satyry, polem do popisu dla ironistów i filmem, który chciałby być wielce melancholijny. W historii o czwórce ludzi pochodzących z różnych warstw społecznych, którzy nagle odkrywają, że łącza ich podobne emocje, był wielki potencjał. Chaumeil próbował dowcipnie pokazać, co zrobić, by utrzymać się na powierzchni, ale przy okazji sam na niej utknął. Nie zagłębił się w historię, która jest polem do popisu dla artysty umiejącego żonglować emocjami i codzienne dramaty zamieniać w filary dobrej komedii. Trójka z czwórki bohaterów to postaci typowe, obsadzone tendencyjnie, nie dające aktorom szans na ożywienie komiksowo przerysowanych postaci. Brosnan zdaje się być znudzony rolą telewizyjnego celebryty, Colette dusi się w przyciasnym sweterku introwertycznej mamuśki z londyńskich przedmieść, a Paul znów (po "Breaking Bad") gra mężczyznę, który jest najlepszy w gubieniu się w życiu.

Ta trójka tworzy jednak tło, na którym lśni Imogen Poots (chociaż po roli uzależnionej od narkotyków i dobrej zabawy córeczki londyńskiego "króla Soho" ("Prawdziwa historia króla skandali"), gra uzależnioną od narkotyków i dobrej zabawy córeczkę brytyjskiego polityka. Mimo wszystko jest w niej jednak bezpretensjonalność i niebywała świeżość, której brakuje pozostałym aktorom. W kreowanej przez nią postaci jest energia, która niesie cały film i która sprawia, że przy odrobinie dobrej woli można dać się ponieść i jemu.

Kolejność znikania

Główną atrakcją pokazywanego w berlińskim Konkursie Głównym filmu "Obywatel Roku" też jest aktor występujący w pierwszoplanowej roli. Stellan Skarsgard, który jeszcze chwilę temu był stoickim spowiednikiem nimfomanki, w filmie Hansa Pettera Molanda odkrył w sobie rasowego mordercę. Świetnie napisany komediowy thriller pod wieloma względami jest też zaangażowaną społecznie satyrą drwiącą z szeregu narodowości, północnoeuropejskiego dobrobytu i światowego kryzysu. "Obywatel..." jest utrzymany w stylistyce poprzednich filmów Molanda ("Pewien dżentelmen"), więc absurdalny humor miesza się w nim z krwistą przemocą. Za wprowadzenie do akcji obu tych elementów odpowiada właśnie Skarsgard - filmowy Nils, kierowca śnieżnego pługa, który postanawia samotnie rozprawić się z zabójcami swojego syna. Nie wierzy w to, że chłopak przedawkował narkotyki, więc rozpoczyna krucjatę. I jeden po drugim wybija członków lokalnego gangu.


Urok filmu Molanda ujawnia się w bezpretensjonalności, z jaką Nils podchodzi do swojego zadania i lekkości, z jaką po trupach idzie do celu. Obywatel Roku to samotny jeździec na śnieżnej pustyni, który szuka sprawiedliwości mając w dalekim poważaniu prawo i systemową sprawiedliwość. Moland znajduje piękną wizualną metaforę dla łatwości, z jaką zaciera się ślady zbrodni (w kraju, w którym ciągle pada śnieg). Jest też na tyle dowcipny i ironiczny w portretowaniu bohaterów, że nie razi nawet poczucie, iż struktura narracyjna filmu jest nieco zbyt przewidywalna jak na północnoeuropejski thriller. Jak na śnieżnobiałym tle, wszystko widać w nim jak na dłoni. W tej naiwnej prostocie i nieskomplikowanej logice wydarzeń tkwi jednak niebanalny charakter i pewna przewrotność "Obywatela Roku".

Siła czarnego kina

Na znajomych zasadach skonstruowany jest też film "Two Faces of January" Hosseina Aminiego - współczesne neo-noir z Viggo Mortensenem, Kirsten Dunst i Oscarem Isaackiem w rolach głównych. Amini ani przez chwilę nie kwestionuje konwencji, ale z zaskakującą perfekcją buduje świat przedstawiony wedle rządzących nią reguł. Bawi się ideą fatalnego zauroczenia, w nieco perwersyjny sposób wprowadza wątek ojcowsko-synowskiej relacji i kręcąc film w europejskich plenerach znajduje fantastyczny sposób, by pokazać jak przestrzeń ewoluuje wraz z dramatycznym rozwojem wydarzeń. Akcja zaczyna się w słonecznej Grecji. Chester (Mortensen), Colette (Dunst) i Rydel (Isaac) po raz pierwszy spotykają się na spacerze po starożytnych ruinach. Rydel dostrzega wtedy Chestera, bo ten przypomina mu jego niedawno zmarłego ojca. Od razu wpada mu też w oko Colette, ponieważ trudno w okolicy o milszą i bardziej niedostępną blondynkę. Między tą trójką rodzi się przedziwna więź, która opiera się na wzajemnej fascynacji i niepewności zamiarów, jakie każda z osób ma względem pozostałych.


Przyczynowo-skutkowy ciąg pechowych wydarzeń sprawia, że Rydel wplątuje się w relację, z której nie ma wyjścia. Za Chesterm ciągną się konsekwencje finansowych oszustw, a młodym mężczyzną kieruje pragnienie zmiany i ewidentna potrzeba odkupienia winy, jaką czuje względem własnego ojca. Postanawia więc pomóc eleganckiej parze wydostać się z Grecji. Podróż nie będzie jednak prowadzić z punktu A do punktu B, ale będzie przypominać spadanie po równi pochyłej. Zacznie narastać poczucie niepewności, a brak zaufania i potrzeba ucieczki od konsekwencji niefortunnych zdarzeń zamienią się w chęć ucieczki od siebie nawzajem.

W tym czasie Amini zacieśnia przestrzeń i sprawia, że wizualna strona filmu staje się ekwiwalentem poczucia narastającej klaustrofobii, z którym twarzą w twarz stają bohaterowie. Ruiny z pierwszej sekwencji pięknie metaforyzują fakt, że coś się już skończyło, coś rozpadło w pył, więc trzeba uciekać do miejsca, w którym będzie można budować od początku. Rydel stara się przeprowadzić parę przez najtrudniejszy etap takiej podróży, ale nawet jeśli nie ma tu mowy o typowej dla czarnego kina femme, jest mnóstwo miejsca na wydarzenia spod znaku fatale. Wsie na Krecie wcale nie okazują się bezpieczniejsze, niż wielkie metropolie, labiryntowe korytarze lokalnych ruin są ciemne i dają szansę tylko na to, by się w nich zgubić, a wąskie, zatłoczone i zadymione uliczki Istambułu wskazują czas, w którym należy zejść do piekieł.

Hossein Amini świetnie rozpisał fabularny ciąg zdarzeń i ubrał je w formę, z którą bez powodzenia próbuje się zmierzyć wielu współczesnych reżyserów. Z walki z konwencją wyszedł więc z twarzą i pewnie gdyby zdecydował się nakręcić swój film w czerni i bieli, z łatwością można by go było wówczas pomylić z jednym z klasyków z lat czterdziestych.

Anna Bielak, Berlin

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy