Reklama

"Zgon na pogrzebie": Młody, a taki zdolny

Dean Craig należy do grona niezwykle obiecujących brytyjskich scenarzystów młodego pokolenia. Jego tekst wręcz porwał Franka Oza, który poszukiwał tematu na nową komedię. Reżyser twierdził, że czytając, co i rusz wybuchał głośnym, niepowstrzymanym śmiechem. Nie chciało mi się wierzyć, że autor jest taki młody - opowiadał twórca filmu. - Tekst jest bowiem napisany z biegłością wytrawnego speca. Jego struktura, choć oparta na klasycznej farsie, pełna jest świeżości, młodzieńczego humoru i naprawdę nieoczekiwanych rozwiązań. Wobec czego po prostu nie mogłem powiedzieć "nie".

Reklama

Producent Larry Malkin był zdania, że połączenie tej energii oraz doświadczenia i wyrafinowania Oza musi przynieść dobre rezultaty. Na pozór, charakter tekstu i jego klimat wydawał się bardzo specyficznie brytyjski. Ale moim zdaniem poruszono tu kwestie uniwersalne i wszędzie zrozumiałe, zwłaszcza te dotyczące skomplikowanych więzów rodzinnych, które krępują nas, lecz zarazem trudno się bez nich obejść. Fabułę tworzy seria następujących po sobie coraz większych katastrof. Jedna z najbardziej - by tak rzec - widowiskowych, to reakcja poważnego prawnika Simona na halucynogen. Pod jego wpływem zachowuje się on kompletnie nieobliczalnie, z wielkim upodobaniem do nagości włącznie. Motorem wydarzeń jest tak naprawdę to, że każdy z uczestników pogrzebu ma bardziej lub mniej skryte pragnienia, ambicje, których do tej pory nie udawało się zrealizować. Wystarczy iskra, by wypłynęły na powierzchnię - komentował Oz. Źródłem komizmu był też według niego sam charakter pogrzebowej ceremonii. Jasne, że przyjęta jest pewna utrwalona od lat konwencja zachowania. O wielu rzeczach się nie mówi, tłumi się je w sobie. Pogrzeb nadal stanowi tabu. Ale zdarza się też, że im bardziej usiłujesz powstrzymać śmiech, tym jest to trudniejsze.

Początkowo Craig nie myślał o komediowym ujęciu tematu, lecz raczej o psychologicznym studium rodzinnym podczas pogrzebu. Z czasem pojawiało się jednak coraz więcej elementów humorystycznych. Duże znaczenie miał też fakt uczestnictwa pisarza w pogrzebie pełnym zbijających z tropu zdarzeń. To był pogrzeb mojego dziadka, który miał miejsce kilka lat temu - wspominał. - Kilka wydarzeń podczas tej smutnej dla mnie ceremonii skłoniło mnie do tego, by zacząć myśleć o pogrzebie jako scenerii dla "czarnej" komedii. W czasie pogrzebu jesteśmy tak bardzo skoncentrowani na śmierci, że prawem paradoksu zaczynamy mocniej myśleć o życiu. To znana psychologiczna prawidłowość. Podlegają jej moi bohaterowie, w gwałtowny sposób usiłujący rozwikłać swoje problemy.

Producent Share Stallings mówił: Najbardziej pokochaliśmy w tym tekście to, że ma on tradycyjny klimat. Użyto tu wielu chwytów jak z "Arszeniku i starych koronek" czy "Jak zabić starszą panią". Nie zostały jednak mechanicznie powtórzone, lecz przefiltrowane przez wrażliwość młodego autora. Craig ucieszył się z wiadomości, że za kamerą stanie właśnie Oz. Jest doświadczony, to wiadomo, ale co ważniejsze, ma poczucie humoru, o czym nieraz osobiście się przekonałem - komentował.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Zgon na pogrzebie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy