Reklama

"Z tobą i przeciw tobie": ROZMOWA Z KRISTIN SCOTT THOMAS

Czy znała Pani filmy Loli Doillon, zanim ją Pani spotkała?

Nie. Lola chciała ze mną pracować, więc przed naszym spotkaniem obejrzałam jej pierwszy film fabularny pt. T'es sur qui, toi? Bardzo mi się podobał. Później przeczytałam scenariusz, który również mi się spodobał. Chciałam pracować z młodą reżyserką, która miała coś do powiedzenia na temat kobiet. Zaintrygował mnie wątek zamknięcia, uwięzienia... Poczucie winy, odczuwane przez postać, związek dojrzałej kobiety z bardzo młodym mężczyzną... To wszystko było bardzo interesujące, ale tak naprawdę, miałam po prostu ochotę pracować z Lolą Doillon nad tym projektem. Pociągała mnie myśl o pracy z kimś młodszym ode mnie. Przez wiele lat kręciłam filmy ze starszymi reżyserami: Robertem Altmanem, Sydneyem Pollackiem... Praca z ludźmi z mojego pokolenia sprawiała mi trudność, a to mnie frustrowało. Teraz zaczynają do mnie dzwonić młodzi reżyserzy.

Reklama

Reżyserka najpierw zaproponowała rolę Pani, a dopiero w drugiej kolejności Pani filmowemu partnerowi, którym jest Pio Marmai...

... i o którym nigdy przedtem nie słyszałam! Nie znałam go. Jednak gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, od razu nawiązaliśmy kontakt. To aktor, który dużo pracuje w teatrze i który lubi grać. Podobnie jak ja, lubi też udawać. Grając w filmie takim, jak ten, aktorzy powinni mieć do siebie zaufanie.

Jak przebiegała praca na planie?

Było genialnie. Nasza ekipa była niewielka, złożona z 28 osób. Kręciliśmy w Angouleme, w niewielkim studiu, które tak naprawdę nie było studiem, lecz młynem, stojącym nad wodą, niedaleko drogi. Zachowałam z tego czasu piękne wspomnienia, mimo, że praca była ciężka. Siedzieliśmy zamknięci w dusznej "celi", było strasznie gorąco...

Czy pomógł Pani fakt, że praca nad filmem rozpoczęła się od scen uwięzienia?

Na początku ta "pudełkowa" scenografia nieco nas przerażała. Ale po pewnym czasie zaczęliśmy ją lubić, przywiązaliśmy się do niej. Kino to dziwne zjawisko: można grać sceny przemocy, bardzo trudne i wyczerpujące emocjonalnie... i świetnie się przy tym bawić! W sumie podobało mi się uwięzienie. Dobrze się czułam w tej "celi"! (śmiech).

Jak przygotowywała się Pani do swojej roli?

Dostałam od Loli książkę o kobiecie, porwanej w Ameryce Południowej. Przede wszystkim jednak pomogły mi rozmowy z przyjaciółką, aktorką, którą uwięziono w RPA. Było mi trudno zrozumieć, jak można obdarzyć uczuciem porywacza, jak dostrzec słabość swojego agresora - bo tak się właśnie stało w przypadku granej przeze mnie postaci. Moja przyjaciółka, Denise Black, opowiadała mi dużo na temat chwili, w której strach przeradza się w miłość. Mówiła, że nigdy w życiu się tak nie bała, a jednocześnie chciała, by porywacz - mężczyzna od niej młodszy - poczuł jej miłość, bo, jak mi powiedziała, to była jej jedyna broń. Wszystko to starałam się później pokazać w filmie.

Czy styl pracy na planie spełnił Pani oczekiwania?

Znacznie je przerósł. Aktor, który przygotowuje się do pracy nad nowym filmem, jest zawsze zadowolony. Jak mawia Judi Dench: "Najpiękniejszy moment w pracy nad filmem to ten, w którym reżyser oświadcza ci, że dostałeś rolę. Później jest tylko gorzej" W tym wypadku było jednak inaczej. Już drugiego, trzeciego dnia zaczęło mi się podobać, więc pomyślałam: "Korzystaj, bo to się nieczęsto zdarza." Wiązało się to z faktem, że graliśmy we dwoje, w zamkniętym pomieszczeniu, w poczuciu bezpieczeństwa. Poza tym towarzyszyły nam nami dwie niezwykle utalentowane osoby: reżyserka Lola Doillon i operator Mathieu Vadepied. Mieliśmy wrażenie, że znajdujemy się na ringu bokserskim, z którego nie można spaść. To wspaniałe uczucie.

A film? Czy okazał się równie ciekawy, jak praca nad nim?

Bardzo mnie zaskoczył. Zdjęcia odbywały się w atmosferze takiego spokoju, że zupełnie zapomniałam o sile scenariusza. Film zmierza prosto do celu, nie ma w nim żadnego niepotrzebnego momentu, nie próbuje oczarować widza czułostkowością. Lola opowiedziała tę historię w sposób skrajnie radykalny.

Jest pani na ekranie niemal przez cały czas. Czy podobała się Pani sobie?

Nie poznałam samej siebie! Podoba mi się postać, jaką wykreowałam. Zazwyczaj uważam, że nie wypadłam zbyt dobrze, ale występ w tym filmie należał do udanych. Lola sfilmowała mnie w całkiem nowy sposób. Nie sądzę, bym kiedykolwiek wcześniej była tak filmowana. Skłoniła mnie do robienia rzeczy, których wcześniej nigdy nie robiłam. Film "Z tobą i przeciw tobie" różni się od wszystkich, w których dotąd zagrałam.

KRISTIN SCOTT THOMAS - WYBRANA FILMOGRAFIA

2010: Kobieta z V dzielnicy (reż. Paweł Pawlikowski)

2009: Klucz Sary (reż. Gilles Paquet-Brenner)

Z tobą i przeciw tobie (reż. Lola Doillon)

2008: Odchodząc (reż. Catherine Corsini)

Kocham cię od tak dawna (reż. Philippe Claudel)

2007: Largo Winch (reż. Jerome Salle)

2005: Czyja to kochanka (reż. Francis Veber)

Nie mów nikomu (reż. Guillaume Canet)

1999: Zagubione serca (reż. Sydney Pollack)

1997: Zaklinacz koni (reż. Robert Redford)

1996: Miłosny zamęt (reż. Patrick Braoudé)

1995: Mission Impossible (reż. Brian de Palma)

Angielski pacjent (reż. Anthony Minghella)

1991: Gorzkie gody (reż. Roman Polański)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Z tobą i przeciw tobie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy