Reklama

"Weekend z królem": TWÓRCY O PRODUKCJI II

OC: Podczas Drugiej Wojny Światowej, król i królowa pozostali w pałacu w czasie bombardowania Londynu. Pojawiali się na East Endzie, spotykali z ludźmi, podawali im ręce i tym samym dodawali im odwagi. Byli blisko ze swoim narodem, podobnie jak inny przywódca - Franklin Delano Roosevelt.

SB: Gdy zostałem zaproszony do udziału w tym projekcie, od razu wiedziałem jak ważne jest odwiedzenie głównych budynków posiadłości Rooseveltów - Springwood

i Top Cottage, oraz pobliskiego miasteczka i okolicy. Internet jest bardzo pomocny, ale jednak nie zastąpi zobaczenia wszystkiego na własne oczy. Tam jest tak wiele detali wartych uwagi i wykorzystania w filmie. Ta wycieczka była też dla mnie okazją do spotkania z Richardem Nelsonem - on i jego żona ugościli mnie po królewsku.

Reklama

Odkąd Springwood zyskało w 1940 roku status zabytku narodowego nic się w posiadłości nie zmieniło. Zwiedzaliśmy po kolei wszystkie pomieszczenia: kuchnię, sypialnię, pracownię... Wszystkie elementy wystroju pozostały bez zmian, a my mogliśmy się im dokładnie przyjrzeć. Oglądaliśmy wcześniej zdjęcia domu z 1939 roku, czyli czasu, w którym osadzona jest akcja naszego filmu. Wszystkie szczegóły wystroju były na nich zachowane, ale zdjęcia były czarno-białe. Dopiero w Springwood mogliśmy zobaczyć wszystko w pełnej gamie kolorów. Zrobiłem szczegółową dokumentację, a potem w prywatnej posiadłości w Angli odtworzyliśmy te wnętrza.

KL: Znaleźliśmy doskonałe miejsce zaledwie dziesięć mil od Londynu. Nie mogliśmy uwierzyć w nasze szczęście - to oznaczało, że nie musimy organizować całego planu gdzieś pośrodku pustkowia. Wiele elementów scenograficznych, których potrzebowaliśmy było na miejscu.

SB: Zrobiłem w Springwood mnóstwo zdjęć, na podstawie których odtwarzaliśmy różne szczegóły wystroju, jak na przykład otwory wentylacyjne, czy wypchane ptaki, które preparował Roosevelt, gdy był nastolatkiem. Dom Roosevelta to był jeden wielki misz-masz, eklektyczna mieszanka stylów. Nie należy zapominać, że tak naprawdę był to dom jego matki, a Franklin był tam w zasadzie gościem.

KL: W trakcie swojej prezydentury dzielił czas między Białym Domem a posiadłością matki, w której mieszkały wszystkie ważne w jego życiu kobiety.

EW: Byłam bardzo dumna z tego, że gram matkę prezydenta, Sarę Delano Roosevelt. Jej rodzina wiele w życiu przeszła. Ich problemy finansowe mogłyby być dużo większe, ale na szczęście Sara była dobrze sytuowana. Życie Franklina mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie wsparcie jego matki.

BM: Nie mogłem się nacieszyć towarzystwem Elizabeth Wilson. Zna chyba milion różnych historii. Na szczęcie była wystarczająco stara, by zagrać moją matkę. Sara Roosevelt była bardzo silną kobietą. Gdy Olivia Williams jako Eleanor grała sceny z Elizabeth Wilson czuć było iskrzenie, każdy inny pozostawał przy nich w cieniu.

OW: Zagrałam kobietę zdominowaną przez swoją teściową. To niezwykle rzadka sytuacja (śmiech).

EW: Myślę, że Sara doskonale wiedziała, co się dzieje w jej rodzinie i uważała, że sobie z tym poradzi. Franklin był jej jedynym dzieckiem i kochała go nade wszystko.

EM: Wielu amerykańskich prezydentów - Bill Clinton, Barack Obama, FDR - miało bliskie relacje ze swoimi matkami. Te kobiety dominowały nad nimi. Myślę, że Eleanor też miała silną osobowość, była niestrudzona w walce o prawa kobiet.

BM: Myślę, że Eleanor musiała zrobić ogromne wrażenie na admirale Halseyu, który dowodził flotą amerykańską na Pacyfiku, gdy odwiedzała żołnierzy w bazach wojskowych jako reprezentantka Czerwonego Krzyża.

Sądzę, że podstawą związku Eleanor i Franklina Rooseveltów były zasady wychowawcze, które ich ukształtowały. Franklin był wychowywany na mężczyzną nieustraszonego, a o Eleanor wiele mówi ten słynny cytat: "Każdego dnia zrób jedną rzecz, która cię przeraża". Obojgu od dzieciństwa, przy rodzinnym stole wpajano, że muszą coś w życiu osiągnąć.

Nie byli tradycyjnym małżeństwem. Wiedzieli, że chodzi im o coś więcej, że tylko wspólnie - będąc razem i współpracując ze sobą - mogą osiągnąć, to czego pragną.

OW: Znałam Billa już wcześniej - pracowaliśmy razem na planie filmu "Rushmore" Wesa Andersona, co było bardzo korzystną okolicznością dla "Weekendu z królem", bo ułatwiło nam zagranie małżeństwa z długim stażem. Rooseveltowie byli parą, która dobrze się znała, w ich związku było zrozumienie i wzajemna akceptacja. Na niwie politycznej Eleanor była wysłanniczką swojego męża, odwiedzała miejsca, do których on nie mógł się wybrać ze względu na swoją chorobę. On słuchał jej pomysłów i niektóre z nich starał się realizować.

BM: W filmowym uczesaniu, sukniach i perłach Olivia jest niesamowicie podobna do Eleanor i zupełnie niepodobna do siebie samej. Całkowicie weszła w swoją postać.

MR: Olivia jest młodsza od filmowej Eleanor i znacznie różni się od niej wyglądem, więc jej charakteryzacja była sporym wyzwaniem. Roger zgodził się ze mną, że zmiany muszą być przeprowadzone subtelnie. Dodałam jej trochę zmarszczek i upodobniłam zęby do zębów Eleanor.

OW: Podczas czytanych prób zakładałam na moje własne zęby protezę przygotowaną przez Morag, przez co moja wymowa stawała się nie do zniesienia. Na szczęście mieliśmy sporo prób, więc miałam czas, żeby się przyzwyczaić do protezy i nauczyć sobie z nią radzić.

EW: Każdego dnia czytaliśmy inny rozdział scenariusza i przy kawie, herbacie i przekąskach coraz lepiej się poznawaliśmy. To był bardzo przyjemny okres pracy. Przed rozpoczęciem zdjęć przerobiliśmy cały scenariusz.

OW: Wierzę w sens zdobywania jak największej ilości informacji na temat postaci, ale Roger nie chciał, żebym się zbytnio utożsamiała z Eleanor. Chciałam przesłuchać taśmy z jej przemowami, które oddają jej specyficzny sposób mówienia do publiczności.

Bardzo mnie namawiano do udziału w tym filmie, a ja wiedziałam, ze zagranie kogoś kalibru Eleanor Roosevelt będzie niezwykle trudnym zadaniem. Zrobiła tak wiele dobrego dla poprawy stosunków rasowych i rozwoju praw obywatelskich. Wykorzystywała swoją pozycję Pierwszej Damy by pomagać innym. Chciałam oddać jej sprawiedliwość swoją kreacją. Zależało mi też na tym, żeby ją właściwie sportretować nie tylko w sytuacjach publicznych, ale także domowych, gdzie była postacią o dużo mniejszej władzy. Wiele o tym mówi fakt, że jej sypialnia pełniła jednocześnie rolę garderoby jej teściowej.

Eleanor nie traktowała ludzi protekcjonalnie. Nie dygała przed królem i królową, ponieważ było to sprzeczne z jej poglądami - jej zdaniem nikt nie powinien przed nikim dygać. Moim celem było zagrać to tak, żeby była w tym godność, a nie małostkowość.

MR: Roger znalazł jedno zdjęcie Eleanor z pikniku, na którym miała rozpuszczone, swobodnie układające się włosy i powiedział, że taki właśnie wizerunek chce uzyskać w filmie.

OW: Chciałam wprowadzić do mojego wyglądu trochę nieładu, żeby zaakcentować nieformalny image mojej postaci. Nawet gdy Eleanor starała się zrobić coś z włosami, wymykały się spod jej kontroli.

MR: Norma Webb, stylistka fryzur, wykonała fantastyczną robotę. W ogóle nie używała peruk, wszyscy aktorzy mają swoje własne włosy, odpowiednio zafarbowane i ułożone. Roger chciał, żeby wszyscy wyglądali tak naturalnie, jak to tylko możliwe. król i królowa mieli być nieco bardziej perfekcyjni i poukładani, niż Amerykanie. Uwielbiam patrzeć na Sama Westa i Olivię Colman w strojach z tamtej epoki. Za każdym razem myślę sobie, że wyglądają po prostu doskonale.

Roger nie chciał też, żeby nasi bohaterowie byli podobni do swoich pierwowzorów jak dwie krople wody - chodziło mu bardziej o uchwycenie esencji osobowości każdego z nich, a nie o podobieństwo fizyczne. Twarz Franklina Delano Roosevelta jest dobrze znana, więc starałam się wprowadzić do wyglądu Billa Murraya drobne, charakterystyczne cechy jak pieprzyk na prawym policzku i znamię nad lewą brwią. Bill poprosił, żeby ucharakteryzować go tak, żeby wyglądał na kogoś, kto przebywa dużo na słońcu, bo Roosevelt podobno opalał się, kiedy tylko mógł.

SB: Epizody rozgrywające się w domu pokazują prywatne życie rodziny oraz mówią wiele o Sarze i jej wpływach.

Na plania Roger, operator Lol Crawley i ja zawsze sprawdzaliśmy jak duża jest przestrzeń, w której będziemy pracować i czy jest w niej możliwe pełen obrót kamery.

Zamontowaliśmy na oknach rolety, jakie można było spotkać w północnej części stanu Nowy Jork, klasyczne balustrady u szczytu ganku, flagi i maszty na froncie budynku i wysypaliśmy żwirem podjazd.

BM: Żwirek na podjeździe u bogatych ludzi charakteryzuje się tym, że możesz chodzić po nim boso nie raniąc sobie stóp. To coś w rodzaju refleksologii.

KL: Wiedzieliśmy, że nie mamy możliwości, by zbudować dom od nowa, cegła po cegle, więc skoncentrowaliśmy się na najważniejszych rzeczach: atmosferze i skali.

BM: Roosevelt był pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, który umiał w pełni wykorzystać siłę radia. Swoje słynne radiowe przemówienia nadawał z domu, wprost ze stołu jadalnego, na którym ustawiał mikrofony, gdy rodzina kończyła jeść kolację. Przemawiał do Amerykanów jak ojciec siedzący u szczytu stołu.

SB: Na potrzeby sceny, w której FDR wygłasza swoje "Pogadanki przy kominku" ściągnęliśmy mikrofony z całych Stanów. Moja cudowna ekipa rekwizytorska prowadziła szeroko zakrojone poszukiwania informacji jak dokładnie wyglądała kolekcja znaczków Roosevelta oraz album, w którym je przechowywał. Miało to istotne znaczenie dla sceny, w której Daisy pierwszy raz spotyka Roosevelta. Nie było to łatwe, bo kolekcja został sprzedana na aukcji sporo czasu temu. Znaleźliśmy jakieś dokumenty fotograficzne, ale ciężko było pozyskać konkretne informacja, bo nie był to specjalnie imponujący zbiór. Dla Roosevelta było to tylko hobby.

Musieliśmy też stworzyć wielki portret Roosevelta w oleju, który wisiał zawsze w jego pracowni. Fotosistka Nicola Dove ustawiła Billa w możliwie najbardziej podobnej pozie jak na oryginalnym portrecie. Bill na szczęście ma doświadczenie w pozowaniu do zdjęć z długim czasem naświetlania - był cierpliwy, potrafił wytrzymać długo w bezruchu, a nawet miał własne sugestie, które okazały się pomocne. Kiedy przenieśliśmy zdjęcie na płótno, obraz wyglądał zupełnie jak prawdziwy.

Top Cottage, prezydenckie ustronie, w którym Roosevelt chciał pisać powieści kryminalne, zbudowaliśmy od podstaw na leśnej polanie w Chilterns (wzgórze w południowo-wschodniej Anglii). Stworzyliśmy do tego celu wiele szkiców i modeli, w tym nawet małe plastikowe ludziki. Myślę, że efekt jest imponujący. Roger mógł usiąść jak prezydent na ganku i poczytać gazetę.

BM: Kilka tygodni wcześniej zwiedzałem prawdziwy Top Cottage i mogę powiedzieć, że elewacja budynku wyglądała identycznie.

KL: FDR znajdował ogromną pociechę w wizytach w Top Cottage. To było miejsce,

w którym ładował baterie. Zachęcał wszystkich znajomych do kupowania działek w okolicy i budowania domków. Myślę, że miał spory wpływ na rozwój doliny rzeki Hudson.

SB: W scenie pikniku musieliśmy precyzyjnie ustalić, gdzie dokładnie ma być zlokalizowany każdy przedmiot i osoba. To była najbardziej skomplikowana scena w całym harmonogramie zdjęć, więc chcieliśmy mieć pewność, że nie będzie żadnych niespodzianek. Trzeba było odpowiednio usytuować każdego z bohaterów - dokładnie tak, jak wyglądało to w rzeczywistości w czerwcu 1939 roku oraz zdecydować, gdzie będą podawane drinki, gdzie zostaną rozłożone talerze, itd.

Miałem zdjęcia z pikniku przypięte do ściany w pokoju, były dla nas wszystkich najważniejszym punktem odniesienia. Niektórzy z uczestników pikniku robili zdjęcia swoim dzieciom i one również były dla nas ważne - świetnie oddawały atmosferę tego wydarzenia. Z niektórych można wyczytać uczucia króla i królowej.

KL: Zatrudniliśmy stu statystów do tej sceny. Chilterns ze swoimi wspaniałym lasami okazało się doskonałym miejscem do naszych potrzeb. Widać było kulturowe podobieństwo tego miejsca do Top Cottage jeszcze zanim rozpoczęliśmy zdjęcia.

SM: Na jednym ze zdjęć z pikniku widać jak Bertie zdejmuje krawat. Takie posunięcie ze strony króla miało wymiar komunikatu. Możemy przyjąć, że chciał w ten sposób pokazać, że przyjmuje amerykański styl bycia i ten dodatek jest mu niepotrzebny.

MR: Miałem uczucie wielkiej satysfakcji patrząc ostatniego dnia naszej produkcji na przygotowany do zdjęć plan. Widać było zbiorowy wkład osób zaangażowanych w ten film, dziesiątki osób pracujących ręka w rękę.

LL: Kiedy usłyszałam, że kręcimy film w Wielkiej Brytanii, pomyślałam sobie "Wierzę, że to może się udać". Musieliśmy zrekonstruować miniony czas, epokę, która już przeminęła. Po zakończeniu zdjęć tęskniłam za Anglią. To był wspaniały moment w moim życiu i wspaniali ludzie.

KL: Jedyną rzeczą, na którą narzekaliśmy był brak słońca. Natomiast współpraca w zespole był fantastyczna. Wszyscy się ze sobą zaprzyjaźniliśmy, wspólnie spędzaliśmy wolny czas.

Roger i ja nakręciliśmy wspólnie wiele filmów, ale chyba pierwszy raz przywieźliśmy amerykańskich aktorów do Anglii, gdzie pracowali na planie z Brytyjczykami. To było trochę jak odwrócenie sytuacji z naszego filmu.

BM: Roger jest reżyserem, który zadaje naprawdę proste pytania, zmuszając cię do mówienia "tak" bardzo wiele razy. I nie ustaje, dopóki nie dostanie dokładnie tego, czego chce, co bardzo sobie cenię. Daje to poczucie komfortu.

SW: We wszystkich wspólnych scenach moich i Billa, Roger prowadził nas tak, żeby dialog był podawany bez pośpiechu. Bill dawał mi czas na reakcję, na okazanie zdziwienia. Ujęcia nabierały dzięki temu świeżości.

Praca przy "Weekendzie z królem" to już czwarty raz, kiedy miałem okazję współpracować z Rogerem. To człowiek bardzo uprzejmy, a jako reżyser daje aktorowi duże poczucie bezpieczeństwa. Gdy kręciliśmy razem nasz pierwszy wspólny film, "Perswazje", powiedział mi w pewnym momencie "Nie graj tego w ten sposób, to przesada. Chciałbym, żeby to było dwuznaczne, a nie żenujące". To jedna z najlepszych wskazówek, jaką kiedykolwiek usłyszałem od reżysera.

OW: Moim zdaniem "Weekend z królem" ma te same walory, co "Perswazje" - Roger doskonale pokazał jak wiele pasji i głębi uczuć może kryć się pod powierzchnią oficjalnego wizerunku.

Zależało mi na współpracy z Rogerem, bo lubię współpracować z reżyserami, którzy potrafią właściwie mnie poprowadzić, wskazać, czego nie robię dobrze - Roger robił to z niezwykłym wdziękiem.

EW: Myślę, że Roger naprawdę lubi to, co robi, bo cały czas chodzi uśmiechnięty. Znam wielu reżyserów, którzy nie uśmiechają się nigdy. Jego styl pracy zakłada realizowanie bardzo wielu ujęć, co jest dobre. Całkowicie mu ufałam.

SW: Gdy Roger udziela ci rady, naprawdę masz ochotę z niej skorzystać.

LL: Usłyszałam bardzo wiele pomocnych rad od Rogera w trakcie pracy nad "Weekendem z królem". Bardzo uważnie ogląda każde ujęcie i dosłownie robi notatki, żeby potem móc wrócić do ciebie z konkretnymi uwagami. Niewielu reżyserów pracuje w ten sposób. Roger obserwuje, co i jak starasz się zagrać i pomaga ci zrobić to lepiej.

DA: Laura wprowadza tyle ciepła, życzliwości i pozytywnych wibracji, że z czystym sumieniem polecam współpracę z nią każdemu producentowi, niezależnie od tego, jaki film miałby realizować.

OC: Jej postać, Daisy, znajduje się w samym centrum tej historii. Laura umiała wiarygodnie pokazać zarówno ból, jak i uwielbienie w oczach Daisy.

LL: Richard doskonale wie jak pisać scenariusz pod aktorów. Myślę, że "Weekend z królem" to historia o tym, jak ludzie radzą sobie z popularnością i władzą. Jak się przedstawia psychologia sławy? Jaki ma wpływ na codzienne życie człowieka, na podejmowane przez niego decyzje i sposób, w jaki traktuje ludzi? W filmie Daisy niewiele mówi. Jest jak Alicja w Krainie Czarów. Trafiła do świata bogatych i wpływowych ludzi i w milczeniu ich obserwuje.

MR: Laura wygląda w filmie trochę swobodniej, niż prawdziwa Daisy. Nasza Daisy jest też bardziej efemeryczna. W rzeczywistości Daisy był bardzo schludna i nienagannie ubrana.

EM: Wszyscy bardzo starannie przygotowywaliśmy się do pracy, ale Laura przyjeżdżała na plan wręcz przeładowana informacjami (śmiech). Ostatecznie i tak musieliśmy odłożyć całą tę wiedzę na bok i skoncentrować się na prawdzie emocjonalnej.

LL: Od zawsze fascynowali mnie Rooseveltowie, zwłaszcza Eleanor, i epoka, w której żyli. Wielokrotnie zwiedzałam Hyde Park. Ale o Daisy Suckley nie wiedziałam kompletnie nic. Gdy przeczytałam scenariusz, poczułam wdzięczność za to, że ten film powstaje.

W 1939 roku rodzina Daisy straciła sporo pieniędzy. Daisy po śmierci ojca czuła się odpowiedzialna za całą rodzinę i swoje liczne rodzeństwo. Rozpoczęła pracę u swojej ciotki Woodbury Langdon, jako jej sekretarka i dama do towarzystwa. Niewielką pensję w całości oddawała rodzinie, by mogli zachować swój rodzinny dwór.

Spędziłam trochę czasu w posiadłości, która stała się początkiem historii rodziny Daisy, żeby dowiedzieć się więcej na jej temat. Byłam w jej sypialni, oglądałam jej książki i stworzyłam sobie pewne wyobrażenie na temat jej usposobienia i zainteresowań.

BM: Czytając listy i pamiętniki Daisy, nie sposób nie zauważyć, że dla Roosevelta była dużym wsparciem, kimś komu w pełni ufał. Były w jego życiu momenty, kiedy z powodu swojej pracy czuł się najbardziej samotną osobą na świecie.

Top Cottage został wybudowany, by Roosevelt mógł w nim zamieszkać po skończeniu politycznej kariery. To nigdy nie nastąpiło. Po pierwszej i drugiej kadencji prezydenckiej był trzecia, a po niej czwarta. Zmarł w trakcie prezydentury, w 1944 roku, gdy Ameryka była zupełnie innym krajem, niż w 1933 roku, kiedy został po raz pierwszy wybrany na prezydenta. Zazdroszczę mu jego odwagi.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Weekend z królem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy