Reklama

Krzysztof Jasiński: Nie myśli o emeryturze

Kiedyś jego jedynym celem była praca. Dziś docenia radość płynącą ze zwykłego lenistwa nad jeziorem...

Właśnie skończył 70 lat, ale nie myśli o emeryturze czy ustąpieniu z fotela dyrektora artystycznego teatru STU. Krzysztof Jasiński wciąż jest w znakomitej formie! Wciąż czuje się młodo, ma jeszcze wiele do zrobienia. Ma też mnóstwo energii i plany na kolejne spektakle i benefisy. Zapowiada jednak, że swojego - z okazji jubileuszu - nie wyprawi.

Droga pana Krzysztofa do aktorstwa była długa i dość kręta. Kiedy chodził do gimnazjum, chciał wstąpić do... seminarium. Ten czas spędził u księży Salezjanów w Łodzi. Potem pojechał do Poznania, gdzie skończył... studium nauczycielskie. Taka w jego rodzinie była tradycja. Szybko zrozumiał jednak, że nie chce być nauczycielem, że jego prawdziwym powołaniem jest scena. Dostał się do szkoły teatralnej w Krakowie. Jeszcze na studiach założył dziś już legendarny Teatr STU i do dziś realizuje się w nim jako aktor, reżyser i dyrektor.

Reklama

Zaraz po studiach ożenił się. Urodziła mu się córka Magda. Niestety, dla rodziny nie miał czasu. Zajęty był pracą, własnym rozwojem. Był w trakcie tworzenia Teatru STU, to było dla niego najważniejsze. Nieco później, na przełomie lat 70. i 80., na jego drodze stanęła Maryla Rodowicz, z którą ma dwoje dzieci: Jaśka (34 l.) i Kasię (31 l.). Byli razem siedem lat, ale praca wciąż była dla pana Krzysztofa priorytetem, więc i ten związek nie przetrwał. Rozstali się, choć pozostają w dobrych relacjach.

Dopiero gdy spotkał młodszą o 21 lat Beatę Rybotycką, zwolnił i zaczął dostrzegać inne barwy życia. A uczucie dopadło go w najmniej oczekiwanym momencie. Stało się to w Zamościu, gdzie Teatr STU kończył sezon. Po ostatnim spektaklu, już na bankiecie, pani Beata poprosiła go do tańca. Choć pracowali razem, dotąd rozmawiali wyłącznie na tematy służbowe. Ale przyglądali się sobie...

W końcu to pani Beata zrobiła ten pierwszy krok. Po tańcu poszli na spacer. Później pan Krzysztof wyjechał na Mazury do swojego domu. Ale nie zapomniał o tamtym tańcu i partnerce. Zostawił jej kartkę z adresem i mapką dojazdu oraz dopiskiem: "Bądź głupia, przyjedź". Pani Beata zabrała namiot, do tego... brata i bratową, i pojechała. Pływali po jeziorze łódką, łowili ryby i wędzili je. Pobrali się po roku znajomości. Zamieszkali razem w Krakowie. Na świat przyszła córka Zosia (22 l.), którą pan Krzysztof nieustannie rozpieszcza.

Żona pana Krzysztofa twierdzi, że jest on prawdziwym maestro w kuchni. - Mąż jest absolutnym mistrzem i czarodziejem w przyprawianiu potraw. Ja przypraw zawsze sypię za dużo i słyszę później kąśliwe jego uwagi na ten temat - opowiada aktorka.

Kraków jest dla pana Krzysztofa idealnym miejscem do pracy. Odpoczywa natomiast nad jeziorami. Kiedy był tuż po czterdziestce, poczuł wielką tęsknotę za ziemią i domem z ogrodem. Postanowił więc kupić ziemię na Mazurach. Nad jeziorem Leleskim postawił dom swoich marzeń. - Skończyłem nawet kursy rolnicze, żeby tu być i żyć. Tutaj, nad jeziorem, jestem u siebie. To miejsce nazywam matecznikiem. Tutaj zbierają się moje wszystkie dzieci, cała rodzina - opowiada.

Dla takich chwil aż chce się żyć. Pan Krzysztof zdradza, że chętnie zagrałby jeszcze w jakimś filmie lub dobrze zrobionym serialu, tak jak to było na przykład z "BrzydUlą". Choć zastrzega, że u niego z czasem bywa kiepsko, to jednak ciągnie go, by jeszcze pograć, i to nie tylko w teatrze.

KP

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: NAD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy