Reklama

TWÓRCY O FILMIE

Anna Sasnal: Spędziliśmy dwa lata na dokumentacji we wsi Zielona, tam, gdzie dzieje się akcja. Podglądaliśmy. Opowiadana historia jest wypadkową naszych doświadczeń i obserwacji. Ale nie mówi o mieszkańcach tego miejsca. I tak naprawdę żadnej mitologii na polskiej wsi nie dostrzegamy.

Wilhelm Sasnal: To nie jest film o współczesnej polskiej wsi. A obraz wsi spokojnej, wsi wesołej, albo zapijaczonej i też wesołej, mają zakodowany niestety nie tylko mieszkańcy dużych miast, ale również filmowcy. To są dwie ubite drogi przez polską wieś. Dla nas ważne jest to miejsce, krajobraz.

Reklama

(Gazeta na Horyzoncie, 25.07.2011)

Anna Sasnal: Problem polega na tym, że filmy w Polsce kręcą tylko i wyłącznie filmowcy po dwóch czy trzech szkołach filmowych. To, co mnie dręczy w polskich filmach, to fakt, że skupiają się one wyłącznie na opowiadaniu pewnej historii i kompletnie rezygnują z jakichkolwiek poszukiwań formalnych. Najważniejsza jest nawet nie opowieść, ale anegdota. My z kolei bardzo staraliśmy się, żeby znaleźć dla naszego filmu taką formę, która tę prostą fabułę będzie chronić przed dosłownością, tak by widzowie nie odbierali go jako "filmu o polskiej wsi".

Wilhelm Sasnal: To, co nas najbardziej drażni w kinie, to brak pewnej podstawowej swobody, dezynwoltury, arogancji w podejściu do filmowej formy.

(Krytyka Polityczna, 15.08.2011)

Wilhelm Sasnal: Dla mnie to wszystko było intuicyjne, podczas kręcenia nie odnosiłem się do malarstwa świadomie. Kiedy robię zdjęcie albo kadruję je, żeby wybrać określony fragment działam w bardzo podobny sposób. Nigdy nie jest to podporządkowane jakimś regułom.

Anna Sasnal: Mnie się wydaje, że praca Willego jako operatora ma ścisły związek z jego malarstwem... Dlatego mam do niego w tej kwestii absolutne zaufanie.

Wilhelm Sasnal: Spójność mojej pracy polega chyba na tym, że nie ma jednej zasady, która każe mi filmować w określony sposób. Choć było kilka scen, które od początku mieliśmy przed oczami, wiedzieliśmy, jak chcemy je pokazać.

Anna Sasnal: Pisząc scenariusz bardzo często myślimy za pomocą obrazów. Nie robimy storyboardów, ale zapisujemy sobie konkretne ujęcia już w scenariuszu. Czasem jest nawet tak, że w danej scenie nie chodzi tyle o historię - choć to może bluźniercze dla piszących scenariusze - ile o ujęcie, obraz, przedmiot, pewną rzecz, którą mamy w głowie i chcemy ją po prostu pokazać.

(ale kino.pl, 23.07.2011)

Wilhelm Sasnal: Część tych książek, jak Złote żniwa Grossa, wyszły już, gdy skończyliśmy film i był w montażu. To jest dla nas szokująca historia, prawda jest okrutna, boli nas, trudno jest się pogodzić z tym, że nasi rodacy zachowywali się w ten sposób. Chcieliśmy jednak nadać naszej historii formę uniwersalną, dlatego ani razu nie pojawia się tam słowo "Żyd", a film dzieje się współcześnie. Chcieliśmy żeby Historia przez "duże H" była ukryta pod tym, co uniwersalne.

Anna Sasnal: Kiedy rozmawialiśmy, jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć z aktorami, to rzeczywiście ani razu nie padło słowo "Żyd". To nie był problem, który pojawiał się w dyskusji nad filmem. To miał być film o pewnym rodzaju pożądliwości. I w tym kontekście jest to pożądliwość spełniona, która ma swoje źródło w historii polsko-żydowskiej, historii szabrów i pogromów. To jest coś, co się w naszym przekonaniu w dalszym ciągu rozgrywa.

(Krytyka Polityczna, 15.08.2011)

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy