Reklama

"Szukając Erica": STEVE EVETS (ERIC BISHOP)

Czterdziestodziewięcioletni Steve Evets mówi o sobie "aktor-najemnik", jednak niewielu tego rodzaju najemników przeżyło to, co on.

"Pochodzę z robotniczej rodziny z Salford. Kiedy skończyłem szkołę nie miałem bladego pojęcia, czym się po niej zająć, ale ostatniego dnia poznałem gościa, który pokazał mi film o marynarce handlowej, a ja pomyślałem: 'Dlaczego nie pokazałeś mi tego wcześniej? Żadnego salutowania, uniformów…' No i poszedłem pływać."

Wyrzucono go po trzech latach. Tak musiało się stać: dwa razy porzuciłem załogę w Japonii, osiemnastkę spędzałem w bombajskim burdelu - to było jak zbawienie! W tamtych dniach nie panowałem nad sobą. Nie miałem żadnych pomysłów, zająłem się więc dostarczaniem rur przemysłowych dla jakiejś firmy. Potem się ożeniłem, ale nie układało nam się najlepiej, do tego tamta firma mnie zwolniła. Wtedy postanowiłem, że pójdę za tym, co od jakiegoś czasu miałem w głowie, a więc że rozejrzę się za jakimś graniem lub po prostu czymś kreatywnym."

Reklama

Zapisał się do lokalnej szkoły dramatu. "Nic ciekawego, za bardzo to wszystko było akademickie. Rzuciłem to i z dwoma przyjaciółmi założyliśmy teatr uliczny." Pojawiły się zlecenia, praca jako statysta, pierwsze zyski. Żeby uzyskać kartę członkowską Equity [Equity - dawniej: British Actors' Equity Association - Brytyjskie Stowarzyszenie Aktorów Teatralnych; przyp. tłum.] zmienił swoje nazwisko z Murphy na Evets [wg. statusu stowarzyszenia, nazwiska zrzeszonych aktorów nie mogą się powtarzać; przyp. tłum.]. Od tego momentu parał się różnego rodzaju występami, czy to w monologach, komediach ( rola Adolfa Chip-pana), czy przedstawieniach muzycznych (grał na basie w zespole The Fall, ale, jak to często bywa, pokłócił się z jego liderem - wokalistą Markiem E. Smithem). Ale aktorstwo to jego największa miłość, dlatego ostatnio często pojawiał się w przeróżnych produkcjach telewizyjnych, jak choćby w "Shameless" czy "Heartbeat."

"Nie było łatwo. Ale nie robiłem tego dla pieniędzy, w przeciwnym razie już dawno spakowałbym manatki. Robiłem to, ponieważ każdy musi robić coś, co sprawia mu frajdę, a tak się składa, że to akurat lubię."

Do roli Erica Bishopa, listonosza mającego fioła na punkcie piłki nożnej i będącego w emocjonalnym kryzysie, Ken Loach poszukiwał aktora pośród rdzennych Mancunians [mieszkańcy Manchesteru - przyp. tłum.] w przedziale wiekowym 40-50 lat. Evets z łatwością radził sobie na kolejnych castingach i przesłuchaniach, jakich zawsze jest sporo, gdy za film odpowiada Loach.

"Ken stara się dojrzeć kim jesteś, jak radzisz sobie w konkretnych sytuacjach, jak szybko podejmujesz decyzje. On wie co robi, pod koniec dnia i tak żaden z nas nie wiedział nic o filmie, trzeba mu więc zaufać. A on ufa nam - poświęca przecież tyle czasu, żeby nas rozgryźć."

Evets dostał tę rolę, chociaż nie widział scenariusza, ani nie wiedział, o czym jest film. Nie wiedział zatem, że sam Eric Cantona będzie na planie jego partnerem. "Zaraz po tym, jak mnie wybrano, natrafiłem w gazecie na zdjęcie Kena z Cantoną na Old Trafford [stadion Manchesteru United - przyp. tłum.]. Przeczytałem tam, że Cantona jest jednym z koproducentów. Ale nie było mowy o tym, że będzie też grał. Kiedy w scenariuszu dotarłem do sceny, w której mój bohater rozmawia z Cantoną z plakatu, pomyślałem, no cóż, podłożą mu głos i tak będziemy gadali. Myślałem, że nałożą jego twarz na plakat, żeby mógł rozmawiać. Nigdy nie przypuszczałem, że aż do takiego stopnia Eric Cantona będzie zaangażowany w tym filmie."

Evets nie należy do zapalonych fanów piłki nożnej. "Oczywiście każdy wie, kto to jest Eric Cantona. To legenda. Wszyscy słyszeli o mewach. Co zresztą było bardzo trafne. On wybrał sobie Manchester, a ludzie go pokochali. Czuję wobec niego wciąż duży respekt, chociaż musiałem się z nim bliżej poznać. Choć sprawia wrażenie człowieka z dystansem, nie jest arogancki. Jest bardzo skromny, a do tego to prawdziwy dżentelmen."

W filmie "Szukając Erica" Evets gra Erica Bishopa, człowieka pozbawionego pewności siebie. "Dla niego liczy się tylko to, co przyziemne. Serce ma na właściwym miejscu. Nie zawsze pomyśli, zanim coś powie. Nie potrafił udźwignąć odpowiedzialności, kiedy był ze swoją pierwszą żoną, Lily, co niejako stanowi przyczynę jego problemów - to i dzieciństwo pod skrzydłami ojca tyrana. Nie zawsze potrafił zdobyć się na to, by powiedzieć: 'Nie, dziękuję.'

O Cantonie: "W filmie jest moim mentorem. Przychodzi po to, by pomóc mojemu bohaterowi odzyskać pewność siebie, uspokoić się i odnaleźć odrobinę szacunku dla samego siebie."

Evets przyznaje, że Loach zachęcał go do odrobiny improwizacji. "Czasem mi się zdarzało. W scenie, w której rozmawialiśmy o okresie zawieszenia za kopnięcie kibica Palace, powiedziałem: 'Dostał frajer to, na co zasłużył.' Chyba nie miał nic przeciw. A potem był jeszcze taki moment, kiedy mój bohater miał już powyżej uszu tych wszystkich filozoficznych powiedzonek Cantony. Powiedziałem: 'Za cholerę nie kapuję, o co ci chodziło z tymi mewami.' Natychmiast przeprosiłem. Powiedział, że jest ok."

Evets bagatelizuj swój talent, ale na szczęście ludzie zaczynają go dostrzegać. Niedawno zagrał u boku Roberta Carlyle'a w filmie Kenny'ego Glenaana "Summer," ale to w "Szukając Erica" zagrał swoją pierwszą główną rolę.

"To wszystko jest jak wymarzona praca. Nienawidzę przywłaszczać sobie czegokolwiek, mówić, że to moja szansa i kto wie. Jestem najemnikiem. Od lat zresztą. To mi na pewno nie zaszkodzi. Ale i tak nie ma to już znaczenia, ponieważ pracowałem z Kenem, moja ambicja jest nasycona. Grałem z Ericiem Cantoną, dostałem główną rolę… Czy znajdzie się aktor, który by z tego nie skorzystał? To będzie w moim CV i nawet jeśli miałbym już nigdy więcej nie zagrać, to udało mi się przeżyć niezwykłą przygodę."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Szukając Erica
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy