Reklama

"Sztandar chwały": INFORMACJE O BITWIE O IWO JIMĘ

Siły alianckie uznały zdobycie Iwo Jimy za krok w wojnie na Pacyfiku konieczny do wykonania w celu pokonania Japonii. Alianci dokonywali codziennie nalotów bombowych na Japonię z Marianów, a Iwo Jima, kontrolowana przez Japończyków, służyła jako stacja wczesnego ostrzegania, która przekazywała drogą radiową raporty na terytorium Japonii. Kiedy bombowce alianckie dolatywały nad Japonię, obrona przeciwlotnicza już na nie czekała, a uszkodzone samoloty amerykańskie, starające się powrócić do swych baz były łatwym celem dla pilotów wroga latających w przestrzeni powietrznej nad Iwo Jimą. Ponieważ wyspa służyła za bazę lotniczą, bombowce tam stacjonujące prawie co noc dręczyły swymi nalotami lotniska amerykańskie znajdujące się na wyspie Saipan. Jeżeli bombardowania sił sprzymierzonych miały trwać nadal, należało zneutralizować zagrożenie ze strony Iwo Jimy. Choć alianci początkowo poszukiwali innych celów strategicznych - szczególnie na Okinawie - wydawało się, że na przeprowadzenie tych inwazji potrzeba było wiele miesięcy, a Iwo Jima stanowiła cel znacznie mniej odległy. Na Iwo Jimie odbyła się pierwsza bitwa rozegrana na terytorium japońskim w czasie II wojny światowej.

Reklama

16 lutego 1945 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły zmasowane ataki z powietrza i morza na 22 000 żołnierzy broniących wyspy. Desant Amerykanów nastąpiła trzy dni później.

W walce o wyspę podstawowym krokiem było zdobycie najważniejszego punktu na tym terenie - góry Suribachi o wysokości 166 m n.p.m. po południowej stronie wyspy. Po lądowaniu na plaży, od której rozpoczęła się inwazja, 30 000 żołnierzy zaangażowało się w dramatyczną wymianę ognia przy okrążaniu góry Suribachi. (W następnych dniach miały przybyć posiłki złożone z 40 000 marines). Walki o górę były ciężkie, ale do 23 lutego piechota morska zdobyła Suribachi i (dwukrotnie) zatknęła na niej flagę.

Przez kolejne 31 dni Stany Zjednoczone i Japonia pozostały uwikłane w walki o kontrolę nad wyspą. Piechota morska posuwała się na północ, by przejąć lotniska, a oddziały japońskie walczyły zażarcie, by utrzymać kontrolę. Do 26 marca koszty bitwy były już bardzo wysokie, szczególnie po stronie Japonii. Spośród około 22 000 żołnierzy przeżyło zaledwie 1083. Straty wśród Amerykanów wyniosły 6821 zabitych. Zginęło trzech bohaterów, którzy zatknęli flagę na górze (sierżant Michael Strank, Harlon Block i Franklin Sousley), a 20 000 żołnierzy zostało rannych w bitwie.

Za przeprowadzenie inwazji na Iwo Jimę przyznano 27 Medali Honoru - najwięcej w historii za pojedynczą bitwę i ponad jedną czwartą spośród wszystkich tego rodzaju odznaczeń przyznanych w czasie II wojny światowej.

"To opowieść o całym pokoleniu ludzi, którzy zdecydowali się na najwyższe poświęcenie dla ojczyzny, i o tym, jak to na nich wpływa" - mówi Eastwood. Reżyser ma nadzieję, że uda mu się oddać cześć każdemu bohaterowi pokazanemu w filmie. Podjął wielkie starania o to, by uzyskać jak najwięcej szczegółowych informacji od tych, którzy tam byli i tych, którzy znali walczących tam żołnierzy.

"Myślę, że Clint stworzył atmosferę, w której czuliśmy, że mamy wobec tych bohaterów moralny obowiązek opowiedzieć ich historię zgodnie z prawdą i właściwie" - komentuje Neil McDonough, aktor grający rolę kapitana Severance'a. - "Byliśmy za tym, by jako zespół opowiedzieć prawdę o tym, jak straszne było dla tych żołnierzy to przeżycie".

Technik z ekipy dźwiękowców, Alan Murray, miał ojca, który brał udział w tych wydarzeniach i nigdy o nich nie mówił. Okazało się, że podobnie zachowują się inni weterani z Iwo Jimy.

"Pojechałem na 60. rocznicę do San Francisco i spędziłem tam wiele czasu z weteranami" - wspomina Eastwood. - "Opowiadali mi wiele historii. Był wśród nich jeden z bohaterów wspomnianych w książce - Danny Thomas. On również był sanitariuszem, podobnie jak John Bradley. Nigdy nie mówił o Iwo Jimie, tak jak John Bradley. Nigdy nie mówił o wojnie. Wrócił stamtąd i po prostu żył swoim życiem. Dopiero z upływem lat uznał, że może rozmawiać o tamtych przeżyciach".

"Spędziłem z nim na rozmowie kilka godzin, a on opowiadał o wszystkim bardzo emocjonalnie, o tym, co wtedy czuł. To była niezwykła grupa ludzi" - podsumowuje Eastwood.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Sztandar chwały
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy