Reklama

"Świadek koronny": PAWEŁ MAŁASZYŃSKI - WYWIAD

Dlaczego zdecydowałeś się zagrać w "Świadku koronnym"?

Zainteresował mnie scenariusz. Po jego przeczytaniu postanowiłem wziąć udział w castingu.

O czym według Ciebie jest "Świadek Koronny"? Z Twojego punktu widzenia. Z punktu widzenia postaci, którą grasz.

Marcin Kruk jest dziennikarzem śledczym, któremu po długich staraniach udaje się dotrzeć do najważniejszego świadka koronnego w Polsce - "Blachy". Tę rolę, swoją drogą, rewelacyjnie zagrał Robert Więckiewicz. Cały wywiad jest tak naprawdę jedynie pretekstem dla dziennikarza, żeby znaleźć się blisko gangstera. Marcin ma bowiem osobisty powód, dla którego przez kilka lat zabiegał o to spotkanie. Wszystkie pytania, które zadaje gangsterowi mają mu pomóc w rozwiązaniu pewnej bolesnej zagadki z przeszłości. Tak naprawdę, przez cały wywiad szuka potwierdzenia, że Blacha jest potworem i cynicznym, bezwzględnym bandytą.

Reklama

Czy to było dla Ciebie interesujące zagrać dziennikarza, któremu najbardziej w życiu zależy na tym, aby zadać pewnej osobie jedno pytanie?

Ta rola, bez wątpienia, była dla mnie trudna emocjonalnie. Przede wszystkim dlatego, że w bardzo krótkim czasie musiałem stworzyć postać z tragicznym bagażem doświadczeń. Pracowaliśmy też w trudnych warunkach. Przez pierwsze sześć, czy siedem dni zdjęciowych siedzieliśmy zamknięci w jednym pomieszczeniu, przybici niemal do dwóch foteli ustawionych naprzeciwko siebie. Już po czwartym dniu mieliśmy z Robertem dosyć. Tak byliśmy zmęczeni budowaniem tego napięcia pomiędzy bohaterami, że nie wiedzieliśmy już co kto mówi. Byliśmy puści jak bęben. Śmialiśmy się, że tak jesteśmy w siebie wpatrzeni, że zaraz zaczniemy się całować (śmiech).

"Świadek koronny" pomimo tytułu, który jednoznacznie kojarzy się z filmem sensacyjnym, jest w istocie filmem o miłości. Każdy z bohaterów kogoś kocha. Czy Twoim zdaniem jest to film o uczuciach?

Moim zdaniem jest to film sensacyjny, w którym uczucia odgrywają decydującą rolę. Jeśli chodzi o moją postać, to kluczowe dla Marcina jest ukrywanie tych uczuć. Nie może odsłonić się przed Blachą. To swoją drogą było dla mnie kolejnym trudnym zadaniem. Ukrywać uczucia i nie dawać się sprowokować Blasze. Siedzieć naprzeciwko niego, słuchać jak lekko przychodzi mu opowiadanie o swojej bandyckiej działalności i nie mrugnąć nawet okiem. Nigdy tak nie grałem. To była dla mnie kolejna poprzeczka do pokonania.

Co pcha granego przez Ciebie bohatera do prowadzenia tego wywiadu z Blachą? Czy napędza go utracona miłość?

Do tej rozmowy pcha go chęć poznania tego człowieka. Oczywiście myśli też o programie, który robi, bo w tym wszystkim stara się zachowywać jak profesjonalista, ale pod skórą doskonale wie, dlaczego tam się znalazł. Myślę, że mój bohater obawia się swoich emocji, tego, że może stracić nad sobą kontrolę.

Patrzy w oczy człowiekowi, który najprawdopodobniej przyczynił się do jego osobistej tragedii. Jednak skąd może mieć tą pewność? Jak daleko będzie mógł się posunąć, aby dowiedzieć się prawdy?

Czy to jest starcie dwóch silnych mężczyzn?

Myślę, że to jest starcie dwóch jednostek, które zarówno wiele dzieli, jak i łączy. Na pewno jest to starcie dwóch silnych osobowości.

Czy tę rozmowę można więc nazywać pojedynkiem?

Na pewno jest to pojedynek. Jak wcześniej mówiłem ja - czyli Marcin, walczę ze swoimi uczuciami, a Blacha (Robert Więckiewicz) walczy o to, aby zdjąć z siebie piętno gangstera, próbuje pokazać swoją nową twarz. Ale to już widz oceni, czy to, co zrobił bohater grany przez Roberta było fair, czy nie.

Czy na planie poczułeś się trochę jak dziennikarz śledczy? Myślisz, że twórcom udało się pokazać na czym ta praca polega?

Mogę jedynie odpowiedzieć, że dałem z siebie wszystko, na tyle, na ile mogłem. Najczęściej przygotowanie do roli zajmuje mi miesiąc, półtora, w przypadku tego filmu niemal na bieżąco poznawałem i dotykałem pewnych rzeczy. Na szczęście udało mi się znaleźć pewnego rodzaju skupienie, które było potrzebne w kreowaniu tej postaci. Wszystko bowiem, co się dzieje z tym facetem, dzieje się w jego oczach. To starcie i wycofywanie emocji przez Marcina spodobało mi się już na etapie czytania scenariusza. Skojarzyło mi się z taką klaustrofobią. Szczególnie gdy się wie, że oprócz wywiadu cała ta historia ma drugie dno i widz będzie mógł ją powoli razem ze mną i z Blachą odkrywać.

Czy w tym filmie Marcin zakochuje się?

Mój bohater poświęcił trzy lata na zbieranie materiałów na temat Blachy, na temat całego środowiska, w którym się obracał. Długo przygotowywał się do tego spotkania i myślę, że po drodze pogubił wszystko, co jest w życiu najważniejsze - miłość i uczucia. Stracił chęć do życia i jedyne, co go napędzało to poszukiwanie odpowiedzi na to jedno pytanie. Pytasz pewnie o jego uczucia w stosunku do Iwony, granej przez Ulę Grabowską. Myślę, że on rzeczywiście coś do niej czuje, ale nie dopuszcza do siebie tej myśli. Najważniejsza pozostaje dla niego sprawa, którą przyjechał załatwić. Zawsze powtarzam, że każdy z nas ma w sobie ukrytego demona. Diabła, który siedzi w nas gdzieś głęboko i którego może pokonać tylko i wyłącznie miłość. Chociaż jest to strasznie ciężka walka (śmiech). Każdy z nas ma jakieś demony, których się boi i potrzebuje miłości.

Co możesz powiedzieć o swojej filmowej partnerce?

O Uli Grabowskiej? Z Ulą spotkałem się już wcześniej na planie "Magdy M.". Grała tam większy epizod. Jeszcze przed castingiem wiedziałem, że wybrano ją do roli Iwony. Ula jest bardzo emocjonalna. Zresztą podobnie jak ja, tylko, że ja, cztery lata po szkole, potrafię się wyciszyć, gdy dzieją się na planie rzeczy, które tak naprawdę nie powinny mnie interesować, bo tylko przeszkadzają w pracy. Ula jeszcze cały czas traktuje wszystko bardzo emocjonalnie. Bardzo przeżywała tę rolę, ale świetnie mi się z nią pracowało. Dochodziło między nami do małych scysji, gdy dyskutowaliśmy o scenach, ale były to utarczki konstruktywne i dla dobra filmu oczywiście. Lubię taką pracę, która uruchamia emocje.

Czy zapadła Ci w pamięci jakaś szczególna scena z filmu?

Moją ulubioną sceną, jest scena konfrontacji. Wtedy z Robertem i z Ulą daliśmy z siebie wszystko. W czwartym czy piątym dublu poszliśmy chyba nawet za mocno, choć mam nadzieję, że właśnie ten dubel znajdzie się w filmie. Lubię też te początkowe sceny - retrospekcje z Moniką Dryl. Generalnie dobrze mi się pracowało przy tym filmie i na pewno chciałbym jeszcze coś kiedyś zrobić z Robertem Więckiewiczem i z producentem Arturem Kowalewskim.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Świadek koronny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy