Reklama

"StreetDance 2 3D": O PRODUKCJI

Twórcy "StreetDance 3D" byli bardzo zaskoczeni fenomenalnym sukcesem, jaki osiągnął film w wielu krajach na całym świecie. Dosyć szybko uświadomili sobie, że nakręcenie kolejnej części jest tylko kwestią czasu. Po cóż więc czekać latami na to, co nieuniknione? "To była dla nas ogromna niespodzianka. Nie mogliśmy uwierzyć, że nasza wizja spodobała się tak wielu widzom z tak wielu różnych szerokości geograficznych", wspomina reżyserka Dania Pasquini. "To był prawdziwy szok, tym bardziej, że byliśmy pierwszymi, którzy odważyli się połączyć w brytyjskim kinie taniec i technologię 3D. W takich sytuacjach nie można przewidzieć reakcji widzów", dodaje jej partner z planu, Max Giwa, z którym Dania tworzy od lat zgrany duet reżyserski. Producent James Richardson, dla którego obie części "StreetDance 3D" były projektami tworzonymi z pasji, zapragnął przy okazji drugiej części podnieść wszystkie atrakcje do potęgi drugiej albo nawet i trzeciej. "Kiedy tylko wspominam pracę na planie części pierwszej, automatycznie pojawia mi się uśmiech na twarzy", wyznaje Richardson. "Wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie po raz kolejny nakręcić coś wyjątkowego. Porywanie się na kontynuację tak wielkiego sukcesu jest dosyć przerażające, ale cały proces okazał się być dość naturalnym przedłużeniem tego, co już przeżyliśmy i wiedzieliśmy", oznajmia producent. "Zaczęło się od tego, że usiedliśmy razem i przedyskutowaliśmy wszystkie opcje, z których mogliśmy skorzystać przy okazji części drugiej. Byliśmy zgodni - musieliśmy połączyć różne style taneczne".

Reklama

Wyzwanie polegało więc na stworzeniu nowych i ekscytujących choreografii, które będąc osadzone w rzeczywistych technikach tanecznych, byłyby jednocześnie czymś oryginalnym, zachęcającym wizualnie. "Nie my pierwsi postanowiliśmy połączyć w kinie różne style taneczne, ale wiele tego typu filmów korzysta po prostu ze sprawdzonej formuły; po wcześniejszym udanym połączeniu hip hopu i baletu wiedzieliśmy, że stać nas na pokazanie czegoś zupełnie nowego", kontynuuje Richardson. "Dania wysłała mi pewnego razu materiał video z ludźmi radośnie tańczącymi salsę na ringu bokserskim. Zawsze uważałem ten taniec za przynależny do sal balowych, kobiet w pięknych sukniach i mężczyzn w szykownych garniturach. Byłem zupełnie oczarowany tą nową perspektywą. To było niesamowicie cool", dodaje producent. "W pierwszym filmie chcieliśmy przedstawić młodej publiczności różne style", wypowiada się Dania, "stało się więc dla nas jasne, że przy okazji kontynuacji musimy wymyślić taneczną fuzję, jakiej jeszcze w kinie nie było. W przeszłości pracowaliśmy z Maxem przy choreografii tańców latynoskich i wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie podołać takiemu wyzwaniu". Oznaczało to więcej tańca w parze, a mniej indywidualnych popisów, co jest raczej codziennością zarówno hip-hopu, jak i tancerzy ulicznych. Falk Hentschel, grający w "StreetDance 2 3D" Asha, był jednak bardzo podekscytowany takim obrotem spraw. "Hip hop ciągle za bardzo obawia się tanecznej pasji i zmysłowości pomiędzy dwiema osobami. Chodzi w nim bardziej o efektowność, moc występu, pewność siebie. Ale kiedy dodaje się do niego element dotyku, zmienia się nie do poznania. Skupia się na drugiej osobie. To jest piękne", wyznaje aktor i doświadczony tancerz w jednej osobie. "Sercem naszego filmu jest niwelowanie różnic pomiędzy dwoma odmiennymi światami", uzupełnia jego wypowiedź Dania. "Eva reprezentuje świat latynoski, a Ash tancerzy ulicznych. Spotykają się, zaczynają się uzupełniać, nie trudno zgadnąć, że ostatecznie zakochują się w sobie".

Zanim jednak rozpoczęto prace nad filmem, twórcy uświadomili sobie pewien bardzo ważny fakt związany z publicznością części pierwszej - ich widzowie dorośli! "Zakładaliśmy, że StreetDance 3D jest kręcony dla nastolatków, dopiero później zdaliśmy sobie sprawę, że nasza widownia to również - a może nawet bardziej - rodziny, co jedynie zwiększyło popularność samego filmu", mówi Richardson. "Przy planowaniu kontynuacji stwierdziliśmy, że warto spróbować nakręcić obraz nieco dojrzalszy, posiadający aktualne przesłanie, nie ujmując mu jednocześnie nic z wcześniejszej efektowności", dodaje producent. "Prolog części drugiej łączy się z pierwszą, żeby fani mogli bez problemu wejść w prezentowany przez nas nowy, wspaniały świat", wyjaśnia Dania. "Później robi się nieco poważniej, ale w romantycznym sensie tego słowa, bowiem na pierwszy plan wysuwają się dwie jednostki, które odnajdują się przypadkowo w chaosie współczesnego świata". Falk Hentschel uważa, że tak skonstruowana fabuła stanowi równie dużą atrakcję co sceny taneczne. "Chodzi o bycie razem, dzielenie się sobą, wspólny taniec; o ludzi, którzy uczą się nie być ograniczeni własnym egoizmem", wyjaśnia z przejęciem aktor. "Przykładowo, w scenie, w której Manu tańczy z Bam Bam, nie chodzi o niego, lecz o sprawienie, by kobieta czuła się jak najbardziej doceniana. Bardzo podoba mi się koncepcja tańca jako poświęcenia na rzecz drugiej osoby".

Pierwsza część rozgrywała się przede wszystkim w Londynie, więc tym razem ekipa chciała pokazać jak najwięcej europejskich lokacji, łącznie z najbardziej romantycznym miastem świata - Paryżem. "Chcieliśmy pokazać reszcie świata, czym jest taniec spoza Stanów Zjednoczonych", ogłasza szumnie, lecz ze szczerością w głosie Richardson. Co oczywiste, dla Maxa i Danii oznaczało to możliwość pracy z młodymi europejskimi talentami, a to już samo w sobie było niezwykle ekscytującą perspektywą. "Bardzo chcieliśmy pokazać potencjał taneczny Starego Kontynentu; młodzieńczą pasję i chęć odbywania ekscytujących przygód", opowiada reżyserka. Reżyserski duet od samego początku wiedział, że do roli Evy, mistrzyni salsy, chce zatrudnić Sofię Boutellę. "To znana osobistość świata tancerzy ulicznych, reklamowała Nike, jeździ w trasy koncertowe z Madonną", opowiada Dania. "Polecieliśmy do Los Angeles na spotkanie z nią i okazało się, że od kilku lat brała lekcje aktorstwa - moment był więc idealny, by spróbowała swoich sił przed kamerą. Tak się złożyło, że nigdy wcześniej nie miała styczności z tańcem latynoskim, musiała więc nauczyć się od zera płynności w salsie i tangu, ale sprawiło jej to wielką przyjemność". Richardson przyznaje, że z początku obawiał się dyspozycji Boutelli - tego, czy dziewczyna udźwignie ciężar takich zmian i będzie potrafiła przeistoczyć się z jednej z najbardziej znanych tancerek hip hopowych świata w mistrzynię salsy. Niesłusznie! "W trakcie naszego pierwszego spotkania rozmawialiśmy bite dwie godziny o tym, co ją czeka. Była gotowa podjąć wyzwanie, ale przeważyła jej niezwykła charyzma i wrażliwość, których nie da się, przy bezpośrednim kontakcie, nie zauważyć", wspomina producent. "Moja praca polega również na wyszukiwaniu kolejnych potencjalnych gwiazd ekranu, a ta dziewczyna ma w sobie potencjał by osiągnąć wszystkie szczyty".

Sofia była tak podekscytowana swoją rolą również dlatego, że mogła pomagać w tworzeniu stylu tanecznego Evy. "Budowanie postaci filmowej to taka fascynująca praca", opowiada młoda aktorka/tancerka. "Zaczęłam trenować salsę i tango trzy miesiące przed rozpoczęciem zdjęć, ale musiałam najpierw zrozumieć sedno tych tańców, poczuć je w sobie. Na początku czułam się tak, jak filmowy Ash - chciałam po prostu robić wszystko po swojemu. Szybko zrozumiałam, że tak się nie da, że trzeba zważać na to, co robi partner i uzupełniać się z nim. Zdarzało się, że gdy chciałam spróbować czegoś nowego, moi instruktorzy zabraniali mi tego - musiałam podążać za mężczyzną! Wiedziałam jednak, że w ten sposób uczę się samego tańca, czyli robię dokładnie to, co Eva pokazuje w filmie Ashowi". W partnera Boutelli wciela się Falk Hentschel, ale casting do tej roli trwał bardzo długo. "Potrzebowaliśmy aktora, który świetnie tańczy, a to nie takie łatwe, jakby się mogło zdawać", opowiada Richardson. "Zaczęliśmy się już nawet trochę podłamywać, bo nie mogliśmy znaleźć nikogo, kto by spełniał nasze oczekiwania, ale wtedy nasz spec od castingu w Ameryce, Chad Ritterbach, wysłał nam materiały Falka - już po zdjęciu można było zauważyć, że chłopak ma w sobie niezwykły wdzięk. Najważniejsze było jednak to, że umiał świetnie tańczyć!", dodaje producent. "Okazało się nawet, że Falk ma latynoskie korzenie", wspomina z uśmiechem Max. "Tancerz, który zna się na hip hopie, tańcach latynoskich i umie grać? Cóż za rzadkość! Po pierwszych testach z Sofią wiedzieliśmy, że nie musimy szukać dalej".

Równie ważne dla twórców było utrzymanie ciągłości pomiędzy częścią pierwszą i drugą. "Bardzo długo znamy się z George'em Sampsonem, pracowaliśmy razem jeszcze przy okazji brytyjskiej edycji Mam talent!. Chcieliśmy, by wrócił na ekran i pokazał się z zupełnie nowej strony", opowiada Dania. "To bardzo dobry aktor, wspaniale było obserwować, w jaki sposób buduje swoją postać na przestrzeni dwóch filmów". Rodząca się przyjaźń Eddiego i Asha nie jest może oczywista, ale George i Falk potrafili wzbogacić ją swoimi komediowymi osobowościami. Stali się także dobrymi kumplami poza planem zdjęciowym. "Ich relacje wprowadzają do filmu spore rozluźnienie, nie pozwalają, by górę wzięły sceny taneczne lub wątek romantyczny. Osiągnięcie takiej równowagi było dla nas bardzo ważne", kontynuuje Max. "StreetDance 2 3D jest również piękną opowieścią o przyjaźni", dodaje Sampson. "Myślę, że widzowie docenią ten wątek. Od samego początku, od pierwszych prób czytanych, wytworzyła się między nami prawdziwa chemia", dodaje aktor. "Jesteśmy jak stare, dobre małżeństwo", wyjaśnia ze śmiechem Falk. "Ciągle się ze sobą przekomarzamy lub wygłupiamy. Ważniejsze jednak, w jaki sposób wpływa to na naszych bohaterów. Dzięki przyjaźni z Eddie'em Ash nieco się rozluźnia, a na końcu zaczyna wreszcie dojrzewać do odpowiedzialności". Słysząc to Sampson rzuca jeszcze humorystycznie, że na planie "StreetDance 2 3D" czuli się czasem tak, jakby kręcili własną wersję "Ocean's Eleven". "Przy czym to ja gram George'a Clooneya!", informuje aktor.

Ciągłość z wydarzeniami z części pierwszej zapewnił także powrót wielkich rywali głównych bohaterów, ekipy "The Surge". "Flawless, którzy wcielają się w The Surge, wykonali świetną robotę, więc zaprosiliśmy ich do ponownej współpracy", mówi Max. "Nie pasowali do naszych wstępnych założeń, ale stwierdziliśmy, że muszą pojawić się na ekranie i pokazać swoje niesamowite umiejętności", dodaje Richardson. "Zmodyfikowaliśmy nieco scenariusz pod ich udział, który nie ogranicza się jedynie do podtrzymywania ducha tamtej opowieści - wnoszą na ekran nową jakość!". A pamiętacie dzieciaka, który popisuje się swoimi niebywałymi umiejętnościami na tle facetów udających manekiny? To Akai, mały tancerz z wielką przyszłością, który udziałem w części pierwszej zapewnił sobie niemałą sławę. Twórcy stwierdzili, że i tym razem nie może go zabraknąć. "Akai był jednym z naszych najciekawszych odkryć, a przez te dwa lata niesamowicie rozwinął swoje umiejętności", opowiada Dania. "Taniec uliczny wywodzi się od dzieciaków oglądających popisy innych dzieciaków, które stają się z wiekiem coraz lepsze, osiągając często poziom zawodowstwa. Akai kocha to, co robi i chciał jakby krzyknąć z ekranu do pozostałych dzieciaków - "Was też na to stać!".

Z kolei nazwisko Toma Contiego, popularnego aktora filmowego i telewizyjnego, nie jest pierwszym, które kojarzy się z filmem tanecznym. "Chcieliśmy kogoś, kto - jak Charlotte Rampling w części pierwszej - wprowadziłby na ekran większą głębię emocjonalną", wspomina Dania. "Pojechaliśmy na spotkanie do jego domu i gdy tylko otworzył drzwi, wiedzieliśmy, że musimy go namówić do zagrania Manu", zachwyca się Contim Max. "Tom chciał, żeby jego postać była stricte komediowa, pozwoliliśmy mu na to bez wahania. Bohaterka Charlotte była bardziej mentorką, niż przyjaciółką, a Tom nadawał się idealnie, by wprowadzić na ekran nieco komediowego rozluźnienia", opowiada producent Richardson. "Manu to dowcipniś, a dzięki poczuciu humoru Toma za każdym razem, kiedy pojawia się w kadrze, wywołuje uśmiech na twarzy". Również Falk bardzo sobie chwalił współpracę z Contim. "To bezwzględny dowcipniś, ale jednocześnie profesjonalista w każdym calu. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co ma zrobić przed kamerą, w jaki sposób pomóc innym aktorom. Ciągle żartuje, jest wyluzowany, dzięki niemu stres związany z kolejnymi scenami nieco z nas ulatywał", wspomina aktor. Conti odwzajemnia się młodemu aktorowi tymi oto słowmi: "Zawsze miło się rozmawia z młodymi aktorami, którzy coś sobą prezentują i wiedzą, czego chcą w życiu. Potrafiliśmy dyskutować godzinami. Myślę, że w ten sposób udało nam się stworzyć ciekawsze relacje przed kamerą, ponieważ poznałem Falka tak, jak Manu poznaje Asha". Jednakże pewien aspekt filmu przeraził Contiego. Chodzi o scenę tańca z Bam Bam. "Do tego momentu wszyscy bohaterowie uważali Manu za piąte koło u wozu. Dopiero po tej scenie uświadomili sobie, że facet zna się na tańcu, że jest cool. Choć prawda jest taka, że osobiście nie mam o tym zielonego pojęcia", zaczyna swoją opowieść Conti. "Tańczenie przychodzi mi z wielkim trudem, nie jest dla mnie naturalne, dlatego nauka ruchów stanowiła momentami prawdziwą katorgę. Mój zawód polega na zapamiętywaniu kwestii i odgrywaniu przed kamerą innej osoby, a to nie jest łatwe. Jeśli muszę jeszcze dodatkowo starać się nie pogubić własnych nóg, zaczyna to być nieco problematyczne".

Kiedy przyszedł czas na wyszukiwanie europejskich talentów, producenci nie poszli wcale na łatwiznę. Castingi trwały i trwały. "Pojechaliśmy na paryski Juste Debout, co oznacza dosłownie Po prostu stać. To międzynarodowa impreza, na którą zjeżdżają się najlepsi tancerze uliczni z całego świata, by konkurować ze sobą o tytuł mistrza", opowiada Dania. "Kilka lat wcześniej poznaliśmy tam Stepha Nguyena, który wystąpił w pierwszej części. Wraz z konsultantem ds. tańca, Markiem Pembrooke'em, poświęciliśmy cały rok na jeżdżenie po imprezach typu Juste Debout, The IBE czy Battle of the Year. Organizowaliśmy castingi, opowiadaliśmy o projekcie, rozmawialiśmy z ciekawymi ludźmi - to była świetna zabawa". Swoje trzy grosze wtrąca również Max: "Postawiliśmy sobie za cel znalezienie prawdziwych indywidualistów. Nie chcieliśmy komercyjnych, uznanych tancerzy, lecz specjalistów w konkretnych stylach. Pragnęliśmy złożyć obsadę filmu z ludzi, którzy są dobrzy w tym, co robią, ale na planie będą musieli uczyć się także od innych. To jedno z założeń tego projektu - praca grupowa. Większość z nich nie znała się wcześniej, chyba że ze slyszenia. Kiedy zaczęliśmy śledzić wpisy na Twisterze i YouTube, okazało się, że nasz projekt wywołuje niemałe poruszenie. Ludzie ekscytowali się przykładowo tym, że Lilou i Skorpion będą razem tańczyć!".

Mając już pełną ekipę tancerzy, twórcy musieli zająć się choreografią scen tańca, bodaj najważniejszym aspektem StreetDance 3D 2. Do współpracy zaproszono Richarda i Anthony'ego Talauega, znanych lepiej jako Rich i Tone. Ich zadaniem było stworzyć układy, które nie tylko podkreślą magię samego tańca, ale pozwolą każdej z filmowych ekip wyróżnić się na ekranie. "Rich i Tone pracowali między innymi z Michaelem Jacksonem, to prawdopodobnie najlepsi tancerze uliczni świata", chwali duet James Richardson. "Z początku zastanawiali się, czy połączenie tylu różnych styli i osobowości może się udać, ale po próbnej sesji grupowej podjęli się tego wyzwania. Bardzo podobało im się to, że ludzie tacy jak Falk będą musieli robić to, co im rozkażą. Nie zapominali jednak o tym, po co ich zatrudniono i wszyscy główni bohaterowie otrzymali iście unikalne osobowości taneczne". George Sampson wspomina, że wspólne próby były dosłownie wykańczające. "Osiem godzin tańca dziennie, z godzinną przerwą na obiad. I tak przez pięć, czasem sześć dni w tygodniu, przez dwa miesiące. Łatwo nie było, ale dzięki temu zżyliśmy się jako ekipa, co będzie bardzo dobrze widać na ekranie", opowiada aktor/tancerz. "Muszę przyznać, że Rich i Tone to najlepsi choreografowie, z jakimi miałem do czynienia. Rzeczy, do których mnie zmuszali w prawdziwych lokacjach, wcześniej ćwiczyłem jedynie nieśmiało na wypełnionej materacami sali gimnastycznej. To, co sobą teraz prezentuje, zawdzięczam tylko i wyłącznie ich pracy". Falk i Sofia zaczęli z kolei trenować jeszcze wcześniej. "Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek tak bardzo harował", opowiada filmowy Ash. "Najtrudniejsze były pierwsze cztery tygodnie, kiedy trenowaliśmy jedynie we dwójkę z Sofią. Presja nie schodziła z nas ani przez chwilę. Nie mogliśmy robić sobie żadnych przerw, bo byliśmy tylko we dwójkę. Powtarzaliśmy niektóre rzeczy do znudzenia. Czuliśmy się jak kukiełki, którymi ktoś porusza", kontynuuje swój wywód Falk. "Z początku nie mieliśmy też pojęcia, o co chodzi z tą fuzją tańców latynoskich i ulicznych, więc trenowaliśmy wszystkie możliwe ruchy, w nadziei, że część z nich przyda się w przyszłości. Wiele z nich nie znalazło się w filmie, a mnie zdarzyło się padać na kolana i błagać o jak najszybsze zakończenie tych tortur!", dodaje z uśmiechem aktor. "Po przyjeździe reszty ekipy było już o wiele lżej, to inni musieli cierpieć".

Z kolei Sofia, przyzwyczajona do długich prób z królową popu, nie miała nic przeciwko takim przygotowaniom. "Było bardzo ciężko, ale dwie trasy z Madonną zaprawiły mnie w boju. Kiedy rozpoczęliśmy treningi do filmu, byłam gotowa. A praca z Richem i Tone'em to prawdziwa przyjemność, znamy się już prawie dekadę. To artyści w klasycznym rozumieniu tego słowa. Uważam, że człowiek natyka się czasem w życiu na ludzi, których pracy do końca nie rozumie, ale zdaje sobie sprawę, że ma ona w sobie znamiona geniuszu. Tak zawsze postrzegałam Richa i Tone'a. Często nie potrafiłam odnaleźć się w ich skomplikowanych choreografiach, ale wiedziałam, że dążą do uzyskania prawdziwego piękna". Hentschel nie mógł wyjść z podziwu dla swojej partnerki, która musiała nauczyć się w tak krótkim czasie zupełnie nowego stylu, nie wspominając o tym, że potrafiła nim jeszcze dyrygować. "Sofia to perfekcjonistka. Jest całkowicie oddana temu, co robi i szczerze mówiąc, potrafi być bardziej męska ode mnie!", mówi ze śmiechem Falk. "Zdarzało się, że podczas podnoszenia upadała na podłogę, lecz kiedy ja się o nią martwiłem, ona była już gotowa do kolejnego podejścia. To ja byłem bardziej dziewczyński", opowiada z uznaniem aktor. "Nie znała tańców latynoskich, widać było, że walczy sama z sobą, ale kiedy oglądam scenę gdy tańczy na ringu bokserskim, nie mogę wyjść z podziwu dla jej determinacji i talentu", kończy swoją wypowiedź Falk. I dodaje: "A właśnie, jest przy okazji absolutnie urzekająca!".

Kręcenie w europejskich lokacjach było wielkim wyzwaniem dla całej obsady i ekipy "To było niezwykłe przeżycie. Trafiła nam się piękna pogoda, kręciliśmy w lokacjach niedaleko pięknych zabytków, a czasami nawet w ich wnętrzach", opowiada Max. W Paryżu byliśmy przy Sekwanie i Wieży Eiffela, w Rzymie mamy Koloseum i cudowne fontanny, w Berlinie Bramę Brandenburską. Samo przebywanie w otoczeniu takiego piękna było prawdziwą przyjemnością". Co oczywiste, przy przenoszeniu z miejsca na miejsce ekipy kręcącej film taneczny w 3D musiały pojawić się problemy logistyczne. Na szczęście wiele osób pracujących przy części pierwszej powróciło na plan kontynuacji, dzięki czemu twórcom udało się uniknąć większych przestojów. "Wiele osób znało się już wcześniej, a nowych przyjmowano z wielką radością. Nie było łatwo, bo pracy było dużo, ale na planie panowała iście rodzinna atmosfera", wspomina z wielką dumą Max. Dla członków obsady, z których większość poznała się dopiero przy okazji treningów do StreetDance 2 3D, taki plan zdjęciowy oznaczał wspólne mieszkanie przez kilka tygodni. George Sampson uznaje to za właściwie najlepszy aspekt całego projektu. "Byliśmy wszyscy razem, mieszkaliśmy w tych samych hotelach, piliśmy w tych samych barach. Staliśmy się grupą przyjaciół. Można było zapukać do drzwi sąsiada i pożyczyć wszystko, co było ci potrzebne, lub po prostu w każdej chwili szczerze porozmawiać. Nie było przykrych momentów, wszyscy tak się zżyliśmy, chodziliśmy ciągle uśmiechnięci". Życie Falka nie wyglądało niestety aż tak różowo. Aktor nie miał wielu scen z resztą ekipy, więc automatycznie nie mógł z nimi spędzać zbyt dużo czasu. Podobało mu się jednak takie zamknięte środowisko. "Byliśmy jak wędrowny cyrk! Dzieliliśmy się przyczepami, rozmawialiśmy na planie, jedliśmy razem, śmialiśmy się razem. Choć muszę przyznać, że momentami było mi trochę smutno, bo nie mogłem się tak mocno z nimi integrować, jakbym tego chciał. Czas na to nie pozwalał!". Falk, chłop na schwał, który kręcił sceny akcji z samym Tomem Cruise'em, pod koniec okresu zdjęciowego uronił nawet kilka łez. "To było dla mnie bardzo fajne życiowe doświadczenie, a zakończenie przypominało zrywanie z piękną dziewczyną. Od początku wiadomo, że będzie bardzo emocjonalnie, ale nie można się do czegoś takiego odpowiednio przygotować"!

Pod względem dekoracji i odpowiednich lokacji duet reżyserski oraz producent od początku wiedzieli, w którym kierunku chcą podążyć ze swoim projektem. "Jeszcze zanim powstał gotowy scenariusz widzieliśmy oczyma wyobraźni wystrój klubu Manu. Córka znajomego, wysłała nam klip z tańcami odbywającymi się w ringu bokserskim - to był idealny pomysł na wypełnienie przestrzeni pożądanej przez nas lokacji", opowiada Dania. "Chcieliśmy dodatkowo, by miejsce to miało klimat starych kubańskich budynków, więc postawiliśmy na wyblakłe, rozmyte kolory i staromodny wystrój wnętrza, który dzisiaj spotyka się jedynie na filmach". A Max dodaje: "Pierwotnie miejsce to było domem spokojnej starości dla radzieckich generałów, kręcono tu takie filmy jak Bękarty wojny. W zasadzie budynek był pusty, dopiero nasz scenograf przekształcił go w jeden z najmodniejszych paryskich klubów". Klimatycznie oświetlony ring bokserski, dobrze zaopatrzony bar, czego jeszcze potrzeba? Ludzi, którzy zapełnią to miejsce, zamieniając je w wirujący tanecznymi rytmami, wiarygodny klub nocny. Na potrzeby tych scen specjalnie sprowadzono z Ameryki Południowej grupę latynoamerykańskich tancerzy. "Klub Manu to najważniejsza lokacja w całym filmie", wyjaśnia producent Richardson. "Nigdy nie widziałem miejsca tak bardzo wypełnionego przez radosny taniec. To był wspaniały widok. Maykel Fonts, nasz choreograf scen tańców latynoskich, zaprosił po prostu na plan swoich licznych znajomych. Przylecieli na własny koszt i spędziliśmy razem tydzień pełen niezwykłych uniesień".

Dużą rolę w "StreetDance 2 3D" odgrywają kostiumy. Głównym założeniem była ekspresyjność strojów, mająca za zadanie podkreślać osobowości poszczególnych postaci. "Chcieliśmy uwydatnić elementy różniące style i ludzi", wspomina Dania. "Oczywiście nie zmuszaliśmy naszych tancerzy do noszenia czegoś, w czym się źle czuli; pracowaliśmy z każdym z nich nad wyglądem ich kostiumów". Max kontynuuje tę myśl: "Nie chodziło nam tak bardzo o dostosowanie się do obecnych standardów mody, lecz o wygodę aktorów i tancerzy, którzy w życiu codziennym ubierają się nieco inaczej. Przykładowo, Ali to muzułmanin, ale nie odbieraliśmy mu tożsamości kulturowej, jedynie dodaliśmy kilka ciekawych elementów. I dalej, nie chcieliśmy robić z Sofii naciąganej latynoski, Eva musiała zacząć żyć własnym życiem". Tak jak w przypadku pierwszej części, w filmie niebagatelną rolę odgrywa sama muzyka. Staje się ona wręcz dodatkowym, bardzo wyrazistym bohaterem opowieści. Twórcy wyjaśniają, że chcieli przekraczać granice, łącząc ostrą muzykę współczesną z elementami bardziej wysublimowanych klasycznych kompozycji. "Motyw latynoski dał nam dużo do myślenia. Nie chcieliśmy nostalgicznych brzmień, lecz nowoczesnych, ale i nie wyzbytych całkowicie klasycznych stylów", mówi Richardson. "Universal podesłał nam płyty nowych artystów, z którymi właśnie pracowali: Angel, Wretch32 i inni. Dzięki takim wykonawcom muzyka stała się odzwierciedleniem młodości głównych bohaterów. Zaprosiliśmy również do współpracy artystów, którzy wspomogli nas przy pierwszym filmie jak LP i JC. Ich połączenie tanga z muzyką nowoczesną jest powalające"!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: StreetDance 2 3D
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy