Reklama

"Sadysta": INFORMACJE O PRODUKCJI

We wrześniu 2004 roku producent Mark Damon, legenda branży filmowej, wysłał scenariusz Sadysty do RAMCO - amerykańsko-rosyjskiej firmy produkcyjnej.

"Scenariusz dostałem od mojego przyjaciela, Gary'ego Mehlmana. Ponieważ przypominał mi trochę Piłę, film, który ostatnio zawojował publiczność, zobaczyłem w nim potencjalnego kandydata na kinowy przebój."

Wkrótce Damon otrzymał od RAMCO zgodę na sfinansowania produkcji, jednak pod warunkiem, że zdjęcia będą kręcone w Moskwie, w wytwórni Mosfilm.

"Z początku trochę się przestraszyłem", wspomina producent, "więc trzy tygodnie później byłem już w samolocie lecącym do Moskwy. Dopiero na miejscu zdałem sobie sprawę, że wspólna produkcja jest ogromną szansą na zaistnienie na rynku rosyjskim."

Reklama

Przeczuwając, że Sadysta może stać się czymś więcej niż tylko thrillerem, do swego projektu przekonał światowej sławy reżysera, Rolanda Joffe.

"Któregoś dnia powiedziałem mu: 'Słuchaj, Roland, do tej pory nie nakręciłeś nic z tego gatunku. Przeczytaj scenariusz i powiedz, co o nim myślisz."

Ponieważ Joffe rzeczywiście nie miał doświadczeń z takimi filmami, Damon dał mu czas na zastanowienie.

Już w czasie przedprodukcyjnym dla ekipy Sadysty stało się jasne, że Joffe przeniesie na ekran swoją wrażliwość znaną z jego największych filmów - Pola śmierci i Misja.

Mówi producent Leonid Monkovski: "Roland Joffe pomógł mi spojrzeć na scenariusz od strony psychologicznej. Zaczynaliśmy pracę przy czymś więcej niż tylko horrorze."

Joffe, chcąc pogłębić postać głównej bohaterki, stworzył rzekomy pamiętnik Jennifer Tree, pisany od szóstego roku życia. Jak mówi Elisha Cuthbert: "To przede wszystkim z niego czerpałam inspirację do postaci Jennifer."

Dla Cuthbert Sadysta był dużym wyzwaniem: "Kiedy po raz pierwszy przeczytałam scenariusz, jęknęłam 'O Boże!' - na pierwszych piętnastu stronach byłam tylko ja! Naprawdę musiałam znaleźć jakiś dobry pomysł na tę rolę!"

Ta znana z filmu Dziewczyna z sąsiedztwa i serialu telewizyjnego 24 godziny aktorka, według Damona idealnie zagrała główną rolę: "Jest bardzo utalentowana a przy tym piękna. Nieważne, co gra - publiczność w mig się z nią utożsamia. Poza tym ma bardzo licznych i wiernych fanów, co także miało znaczenie przy obsadzaniu kobiecej roli w naszym filmie."

Bardzo długo trwały poszukiwania do do roli Gary'ego. "Musieliśmy znaleźć kogoś, kto z jednej strony będzie bardzo chłopięcy, a z drugiej będzie miał bardzo złożony charakter. Wybór padł na Daniela Gilliesa, znanego z filmów Duma i uprzedzenie oraz dwóch części Spider-Mana".

Daniel stanął na wysokości zadania i sumiennie przygotował się do swojej roli. Tygodniami wertował opisy znanych porwań i przetrzymywania zakładników.

Jak mówi: "Naprawdę wiele dowiedziałem się o naturze morderców, a szczególnie seryjnych zabójców. Z jednej strony interesowało mnie, jak ludzie zachowują się w sytuacji ofiar, a z drugiej - czym tak naprawdę kierują się zbrodniarze."

I dodaje: "Z niecierpliwością czekałem na współpracę z Rolandem Joffe. Szczególnie interesowało mnie to, jak podejdzie do relacji męsko-damskich oraz jak przedstawi reakcję kobiety i mężczyzny na tę niecodzienną sytuację.

Gary to prosty chłopak, a Jennifer to osoba znana, prawdziwa gwiazda. Dla bohatera, granego przeze mnie nawiązanie bliskiego kontaktu z kimś takim, jak Jennifer Tree w innym miejscu i czasie byłoby niemożliwe."

Daniel Gillies nazywa Rolanda Joffe "wyjątkowo wrażliwym" i mówi: "Byłem bardzo zaskoczony jego podejściem do aktorów. To wielki reżyser, a na planie ani razu nie spotkaliśmy się z podejściem typu 'musisz coś zrobić' albo 'masz to zagrać tak, jak ja chcę'. Był naprawdę zadowolony z naszych pomysłów i dawał nam wiele swobody w interpretacji naszych ról. Jak na swój dorobek, Roland jest po prostu bardzo skromny. To rzadka cecha."

Według Marka Damona również scenarzysta Larry Cohen, znany z Telefonu (z Collinem Farrellem), wykonał świetną robotę. "Oprócz dużej dawki przerażenia umieścił w scenariuszu pogłębione studium strachu i wyobcowania. Mam nadzieję, że publiczność wróci do domów podekscytowana, bo nasz film to trochę historia miłosna, a trochę thriller psychologiczny z mnóstwem scen, które przyprawiają o dreszcze. Chciałbym, żeby każdy mógł przeżyć wstrząs podobny do tego, który był udziałem Jennifer Tree i przez te półtorej godziny odczuł prawdziwe napięcie i przerażenie."

To, że Roland Joffe zgodził się na współpracę z ekipą Sadysty nie było przypadkowe. Jak mówi: "Już od dłuższego czasu chciałem zrobić thriller - thriller o ludziach poddanych ogromnej presji, która wydobywa z nich prawdziwe wnętrze. To jest ta 'chemia', która mnie fascynuje."

Już po dwóch dniach od otrzymania scenariusza od Marka Damona, Joffe zgodził się na podjęcie pracy przy filmie. "Sadysta jest po części thrillerem, a po części filmem o trudnej miłości. O strachu przed nią, ale też o odnalezieniu jej - ale nie w miejscu, w którym spodziewalibyśmy się tego oraz nie w sposób, w jaki tego byśmy sobie życzyli. Pokazanie tego było dla mnie dużym wyzwaniem."

I dodaje: "Bycie porwanym jest już wystarczająco przerażające, ale kiedy porywaczem jest sprytny i wyrachowany psychopata, robi się naprawdę groźnie!"

Reżyser podsumowuje: "Chciałem, by nasz film miał szybkie tempo, zawierał trochę erotyzmu, wzbudzał emocje i strach, ale też stawiał pytanie, które przez cały film musiała zadawać sobie Jennifer Tree: 'kim NAPRAWDĘ jestem?'"

Jednym z ciekawszych elementów filmu było wykorzystanie w większości scen na przemian światła i ciemności, które wizualnie dopełniały przerażenia Jennifer i wprowadzały wiele dynamizmu w akcję.

Joffe przyznaje: "Dużą rolę w Sadyście odgrywała ciemność, ponieważ Jennifer ma na jej punkcie prawdziwą fobię. Nasz porywacz wykorzystuje to, nagradzając ją światłem, a karząc ciemnością. Ale z drugiej strony, paradoksalnie, światło oznaczało kontakt z dręczycielem, a ciemność stawała się schronieniem przed nim."

W budowaniu nastroju pomógł reżyserowi Daniel Pearl, odpowiedzialny za zdjęcia do filmu. Jego pomysły na budowę poszczególnych scen świetnie oddawały nastrój bohaterki.

To było ważne dla filmu, bo w Sadyście Joffe chciał przede wszystkim pokazać ludzkie fobie. Jak mówi: "Niektórzy z nas są więzieni przez siły przychodzące z zewnątrz, ale niektórzy muszą mierzyć się z wewnętrznym strachem. Wtedy nasza niewola jest groźniejsza, bo wynika z naszego umysłu."

Jedną z ważniejszych scen w Sadyście była ta, w której Jennifer zostaje wrzucona przez porywacza pod prysznic, z którego zaczyna wsypywać się piasek.

"To była swoista gra z Jennifer. Porywacz wiedział, że dziewczyna panicznie boi się pogrzebania żywcem i wykorzystał to. Zagrał na jej lęku", mówi Damon.

Dodaje: "To była przedsięwzięcie bardzo trudne technicznie. Ponieważ spadający piasek wywoływał chmurę pyłu, musieliśmy tak dobrać czas trwania tej sceny, by Elisha się nie udusiła. Było to naprawdę duże wyzwanie fizyczne i psychiczne dla wszystkich, którzy brali w tym udział. Dlatego końcowy efekt uzyskaliśmy dopiero po kilku tygodniach ciężkiej pracy."

Już na wstępie amerykańsko-rosyjskich kontaktów na podziw całej ekipy zasłużył scenograf, Rosjanin Addis Gadzhiev. Przez wiele tygodni, odbierając od reżysera i wysyłając do niego dziesiątki e-maili oraz opierając się na zdjęciach z książek i internetu, Gadzhiev budował wnętrza, które tak świetnie oddały nastrój zagubienia i przerażenia głównych bohaterów.

Oczywiście, wszystkie jego pomysły musiał osobiście zaaprobować Joffe. Kiedy znany był termin jego przylotu, ekipa rosyjska była bardzo podekscytowana, ale też zaniepokojona.

"Kiedy wszedł na plan i zobaczył nasze propozycje i kiedy zobaczyłem jego oczy, jego mimikę i ruchy, wiedziałem, że jest naprawdę dobrze", śmieje się producent Serge Konov.

Także dla producenta Marka Damona praca Gadzhieva była dużym wyczynem. "Przecież on nigdy nie był w Ameryce! Dzięki fenomenalnemu wyczuciu wspaniale stworzył typowe wnętrza amerykańskiej klasy średniej w Nowym Jorku."

Po zakończeniu miesięcznej pracy przy tworzeniu zaplecza filmowego, w samym centrum Moskwy, w studio wytwórni Mosfilm stały dwie sceny liczące razem ponad 150 metrów kwadratowych.

Na jednej znalazły się cele Jennifer i Gary'ego oraz pokój porywacza, z którego obserwował swe ofiary; na drugiej stanęły dwa domy, w których rozgrywała się część filmu.

Według ekipy Sadysty ta współpraca amerykańsko-rosyjska powinna być sygnałem dla wszystkich filmowców, że możliwe jest kręcenie filmów "w Rosji" a nie tylko "o Rosji".

W czasie, gdy produkcja filmowa staje się coraz droższa, poszukiwanie nowych lokalizacji jest koniecznością, a nowo odremontowane studio Mosfilmu może stać się wkrótce bardzo modnym miejscem w branży.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Sadysta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy