Reklama

"Rysa": WYWIAD Z JADWIGA JANKOWSKĄ-CIEŚLAK

Jaka jest Joanna, postać, którą Pani zagrała w filmie Michała Rosy?

To bardzo skomplikowane i trudne pytanie. Spróbuje na nie jednak odpowiedzieć? Przede wszystkim jest to człowiek bardzo dojrzały, o sprecyzowanych poglądach, bardzo otwarty na świat i ludzi, odpowiedzialny, którego spotyka niezwykła krzywda. Stara się poradzić sobie z wydarzeniami, które zmieniają jej życie i wpływają na nie w sposób destrukcyjny. I o tym jest chyba cała ta historia i film.

Co w samej historii, być może już po pierwszej lekturze scenariusza, co stało się dla Pani najważniejsze?

Reklama

Ja do końca tej zagadki nie rozwikłałam, bo fascynujące w tej opowieści było to, że nagle pewnego dnia dostaje się wiadomość - wychodzi do nas los naprzeciw? Jak się w tym wszystkim odnaleźć, zachować? Czytając scenariusz nie uzyskałam na to odpowiedzi. W trakcie pracy zmierzałam do tego, by jednak jakaś odpowiedź padła, dla mnie prywatnie. I też mam wrażenie, że nie do końca tę odpowiedź uzyskałam.

To prosta historia o ludziach, którzy spędzili ze sobą całe życie, by po latach odkryć, że zupełnie się nie znają.

Tak - i to było najbardziej fascynujące, tym bardziej, że fabuła oparta jest na wydarzeniach autentycznych.

Czy rozumie Pani postępowanie swojej bohaterki?

Ja rozumiem to postępowanie absolutnie. Ale czy ja usprawiedliwiam czy staram się wybielać? nie, nie sądzę. W tym wypadku podążałam za myślą i sugestiami reżysera, jako że miał swoją wspaniałą wizję. Na szczęście nasze wyobrażenia na temat postaci się na ogół zgadzały.

W filmie jest obecny wątek polityczny, ale nie można powiedzieć, że jest to polityczne kino, prawda?

To jest w tym najwspanialsze. Nie jest to film polityczny, nie jest scenariusz polityczny, nie jest to sprawa polityczna, ale jednak wszystko jest tą polityka przesycone, bo takie jest nasze życie w tym kraju. Nigdy nie mieszałam się do polityki, ale bez przerwy za uszami ta polityka dźwięczy, huczy i dotyka nas. Poza tym żyliśmy w czasach okrutnych, totalitarnych, co prawda u nas była to forma nieco łagodniejsza, ale to wszystko miało i wciąż ma wpływ na losy i życie człowieka. Polityka się cały czas przewija, ale musi tak być, jeśli ma być o nas.

W filmie przeżywamy rok z bohaterami - te ramy czasowe są ważne?

Są bardzo ważne. Daje to możliwość głębszego wejrzenia w cały proces, jaki się dokonuje między tą dwójką ludzi.

Chciałabym powrócić do roku 1982 i otrzymania przez Panią nagrody za główna rolę kobiecą w Cannes. Czym była, czym jest dla Pani to wyróżnienie?

To jedno z największych doznań w moim życiu, i zawodowym i prywatnym. To było jak sięgnięcie palcem gołej pięty Pana Boga niemalże. Niezwykłe wydarzenie. Życzyłabym wszystkim moim kolegom by doświadczyli czegoś takiego w swoim życiu.

Wielokrotnie później współpracowała Pani z węgierskimi filmowcami. Jak wspomina Pani te zagraniczne produkcje?

Jeżeli ktoś jest zawodowcem, jeżeli ktoś jest dobry w swojej dziedzinie, to nie ma granic. Trudno to nazwać węgierskością, polskością, rosyjskością. Ja miałam szczęście - pracowałam z bardzo dobrymi reżyserami węgierskimi. Mieć szansę takiej współpracy to ogromna frajda w tym zawodzie. A to czy coś jest bardziej francuskie, czy węgierskie nie ma znaczenia.

Tym samym powstało kino uniwersalne, które bez względu na to, jakim językiem przemawia trafia do publiczności międzynarodowej - co pięknie się potwierdziło w 1982 roku w Cannes.

Tak dokładnie było.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Rysa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy