Reklama

"Prawdziwa historia króla skandali": KURTYNA W GÓRĘ

Choć film Prawdziwa historia króla skandali opowiada o sukcesach i życiowych tragediach, w zamyśle nie jest to prosta historyjka z morałem. Na przykład, film nie wykorzystuje często powtarzanej opinii, iż przed śmiercią Raymond stał się zdziwaczałym odludkiem. Michael Winterbottom zwraca uwagę na fakt, iż w wieku siedemdziesięciu lat Raymond miał prawo wycofać się z życia publicznego. Film nie przedstawia go też jako oportunistę; nie znosił, kiedy nazywano go 'pornografem' i jak zwraca uwagę Steve Coogan: "Paul Raymond był prawdziwym pionierem europejskiego podejścia do seksu w tym kraju, w czasach, gdy ludzie byli bardzo, ale to bardzo purytańscy w tym względzie".

Reklama

I dodaje: "Michael wyraźnie podkreślał, że życie Paula Raymonda ma wyglądać na świetną zabawę - przynajmniej w tamtym okresie i że powinno być dla widza pociągające. Grożenie palcem i moralizowanie odniosłoby odwrotny skutek. Nie chcieliśmy narzucać jakichś prawd ostatecznych w rodzaju "Jeśli za bardzo polubisz porno, to tak skończysz". Staraliśmy się z tym walczyć i nie podkreślać faustowskiego paktu, jaki Raymond zdawał się zawrzeć, żeby osiągnąć sukces".

Tamsin Egerton zgadza się, iż pomimo mroczniejszych okresów "Był to niezwykle barwny świat. Życie czasem obiera zabawne kierunki, nawet jeśli wiele w nim bólu i cierpienia. Historia Debbie jest dość dramatyczna i widzimy, jak zniszczyła Paula, ale widzimy też barwny styl życia, jaki prowadzili i jak negatywnie to na nich wpłynęło".

Ten aspekt stylu życia Raymonda zajmował Winterbottoma w największym stopniu. Chociaż reżyser poruszał już temat seksu w kontrowersyjnym filmie 9 Songs, a życie nocne pokazał w filmie 24 Hour Party People, Prawdziwa historia króla skandali ma zupełnie inny charakter. "Dziwne w tym filmie jest to, że świat Paula Raymonda jest bardzo sztucznym tworem" - mówi reżyser. "Powiedziałbym, że w wielu moich filmach chodzi o stworzenie naturalnego środowiska, sytuacji i obserwowanie, jak ludzie się w nim zachowują. Jednak to zjawisko właściwie nie istnieje w świecie Paula Raymonda - jego świat ma otoczkę splendoru, lecz jest sztuczny. Istnieje głównie pod dachem i przede wszystkim w porze nocnej.

"Mamy więc Revuebar, gdzie wszyscy są sztucznie mili tylko po to, żeby nakłonić klientów do kupowania drinków. Jest też czasopismo, w którym wszyscy udają, że są seksowni i olśniewający. Budowanie tego świata było dziwnym doświadczeniem, jako że trzeba nadać mu rys sztuczności, a jednocześnie uzyskać realistyczną wersję tego sztucznego świata".

Jako przykład reżyser podaje apartament Raymonda. "Wiele osób mówiło nam, że kiedy odwiedzali mieszkanie Raymonda czuli się jakby wchodzili do kolejnego klubu - nawet jego życie rodzinne przypominało życie w klubie. Cały świat filmu to świat efekciarskich klubów nocnych z lat siedemdziesiątych. Osobiście bym tego świata nie polecał!" - śmieje się reżyser.

Chociaż Paul Raymond nadal jest swoistą zagadką, znaną tylko jego najbliższej rodzinie i przyjaciołom, Prawdziwa historia króla skandali przedstawia fascynujący portret współczesnego Midasa, króla z greckiego mitu, który miał moc zamieniania w złoto wszystkiego, czego się dotknął, lecz moc ta doprowadziła do tragedii, przynajmniej w jednej z wersji tej historii, gdy objął swoją ukochaną córkę.

Winterbottom mówi: "Debbie nie dokonuje w filmie miliona szlachetnych czynów. Jednak ostatecznie widzimy, że Paul i tak ją kocha. A ona tę miłość odwzajemnia. Co ważniejsze, chociaż ją kocha, jego wybory przyczyniają się do jej upadku".

Tak czy inaczej, miłości życia Raymonda - i co równie ważne, różne przejawy tego uczucia - są sednem tej opowieści o kondycji człowieka. "Film kryje w sobie sprzeczność, a ja mam nadzieję, iż będzie to raczej jego zaletą niż wadą" - mówi Winterbottom. "Otóż, mimo że rozgrywa się w świecie, gdzie mężczyźni pożerają wzrokiem kobiety, a sprzedaż biletów zależy od obietnicy negliżu - w środowisku, zwykle kojarzonym z wykorzystywaniem i kobietami w roli ofiar - Prawdziwa historia króla skandali w istocie przedstawia relacje Paula Raymonda z trzema kobietami, z których przynajmniej dwie mają silne osobowości. A zatem w samym sercu tej historii znajdują się trzy kobiety, a nie biznes polegający na kupczeniu seksem i sprzedawaniu nagości".

"To opowieść o kimś, kto zdobywa fortunę" - mówi dalej reżyser "o najbogatszym człowieku w Wielkiej Brytanii, który pod względem materialnym zdobywa wszystko, co tylko jest możliwe, lecz traci bliskie osoby. W pewnym sensie traci każdego, kto kiedykolwiek był z nim blisko związany. A zatem, w gruncie rzeczy, jest to dramat. Steve'owi i mnie zależało na tym, żeby morał historii nie był zbyt oczywisty lub natrętny. Dlatego Paul Raymond po drodze świetnie się też bawi. Lecz kiedy to się kończy, dla niego kończy się tragicznie".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Prawdziwa historia króla skandali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy