Reklama

"Pozdrowienia z Paryża": ROZMOWA Z REŻYSEREM

Po "Uprowadzonej" miał Pan ochotę nakręcić coś innego?

W "Uprowadzonej" obserwowaliśmy losy jednej postaci, która miała jasny cel, a sam film miał prostą strukturę. Tutaj mamy do czynienia ze złożoną historią, na pierwszy rzut oka lekkim filmem sensacyjnym, który powoli przeobraża się w mroczniejszy thriller. Końcowy zwrot akcji stawia cały film na głowie.

Czy trudniej prowadzi się dwóch aktorów?

To na pewno większe wyzwanie, gdyż chodzi o relacje między dwoma facetami, którzy na początku mają się nie dogadywać, ale są do tego zmuszeni. Powoli coraz większą przyjemność dawało obserwowanie, jak ci dwaj, zupełnie odmienni aktorzy, zaczynają ze sobą współpracować.

Reklama

Kto wpadł na pomysł obsadzenia Johna Travolty u boku Jonathana Rhysa Meyersa?

Obsadzenie Johna Travolty było pomysłem Luka Bessona. Studiując jego karierę zauważamy, że z każdą rolą zmienia się nie do poznania, inaczej się ubiera, ścina włosy, bawi się swoim wizerunkiem. Wax to przerysowana postać agenta, który często strzela bez chwili zastanowienia. Travolta prezentuje styl gry typowy dla Actor's Studio, eksperymentuje na planie i jego postać powoli ewoluuje. Jonathan Rhys-Meyers pracuje zupełnie inaczej, zna wszystkie kwestie na pamięć, przyjeżdża na plan skrupulatnie przygotowany. Właściwie idealnie pasują do swoich postaci.

Jak udało się zachować równowagę między elementami akcji i komedii?

Najbardziej zależało nam na nakręceniu superszybkiego filmu akcji z humorystycznymi wątkami. Zaplanowaliśmy kilka scen tak, aby były mniej mroczne od tych, które można znaleźć w moich poprzednich filmach. Nie straciły przy tym na tempie, tylko dodaliśmy im trochę humoru. Większość akcji skupia się na postaci Waxa, więc wykorzystaliśmy umiejętności taneczne Johna Travolty. Dzięki temu choreografia walk na ekranie bardziej przypomina balet niż tradycyjne potyczki.

Akcja znowu rozgrywa się w Paryżu. Tym razem pokazuje Pan zarówno jego turystyczne oblicze, jak i to bardziej mroczne...

Mieszkam w Paryżu i stąd pochodzę. Zawsze targają mną sprzeczne myśli: pokazać pocztówkowy obraz miasta, czy ten prawdziwszy? W "Uprowadzonej" starałem się sportretować Paryż takim, jakim go znam - mroczny i bez cienia humoru. W tym przypadku, chociażby ze względu na tytuł i fabułę, musieliśmy zbliżyć się do wersji pocztówkowej. Zaczynamy od Wieży Eifla i malowniczych dzielnic stolicy, ale stopniowo przesuwamy się na obrzeża i pokazujemy to, co niewielu z nas wcześniej widziało.

Dlaczego obsadził Pan w roli Caroline Kasię Smutniak?

To piękna dziewczyna! Caroline jest Francuzką i mieszka w Paryżu, ale niewiele francuskich aktorek zna język angielski na wystarczającym poziomie, żeby zagrać taką postać w filmie anglojęzycznym. Kasia od lat pracuje we Włoszech, znakomicie radzi sobie w scenach akcji i potrafi płynnie przejść od początkowych, pogodnych scen do cięższego, mrocznego zakończenia.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pozdrowienia z Paryża
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy