Reklama

"Potosi: czas podróży": GŁOSY PRASY

Piękna, mądra i prawdziwa opowieść o powrotach. Ponad czterogodzinny film "Potosi: czas podróży" uwodzi niespieszną narracją, połączeniem pięknych czarno-białych zdjęć z 1970 roku i współczesnych obrazów. Potosi nie jest dokumentem o pracy górników, politycznym manifestem przeciw nędzy w Boliwii i kapitalistycznemu porządkowi świata, a już na pewno nie jest etnograficzno-egzotyczną opowieścią w stylu National Geographic. Dziennik podróży przez Andy to kameralna fabuła o porządkowaniu przeszłości, o odbudowywaniu rodziny. Warto ją zobaczyć, nie tylko ze względu na bezpretensjonalne zdjęcia - portrety twarzy, detale architektury, widoki gór - ale po to, by samemu zastanowić się nad przemijaniem. Cztery godziny (z krótką przerwą) mijają niepostrzeżenie. Agnieszka Kołodyńska, Rafał Zieliński "Gazeta Wyborcza"

Reklama

Zwycięstwo "Potosi: czasu podróży" Rona Havilio to wyraźny znak, że jest w Polsce publiczność na kino inne niż to, które najgłośniej się promuje. To film ewenement. Reżyser Ron Havilio i jego żona Jacqueline (ma polskie korzenie) po trzydziestu latach powtarzają swoją poślubną podróż do Potosi - starożytnego miasta Inków. Szukają ludzi i miejsc uwiecznionych kiedyś na czarno-białych fotografiach. Pokazują je mieszkańcom - ktoś się ożenił i wyjechał, ktoś już nie żyje. Niektóre uliczki i place zupełnie się zmieniły, inne trwają. Podróż państwa Havilio to zaprzeczenie tradycyjnie rozumianej turystyki, interesuje ich nie krajobraz, nie egzotyka, ale człowiek. Filmowa wędrówka ma też zupełnie inny sens. Rodzi się pytanie o fotografię i kamerę: czy wewnętrzne przeżycie można zamrozić w kadrze? Czy schowany za aparatem reżyser ma szansę dotknąć prawdy o ludziach, która nie będzie powierzchowna? Jak pamięć obrazu ma się do pamięci "wewnętrznej"? Niepostrzeżenie pojawiają się zresztą w filmie ślady podróży znacznie głębszej, intymnej, chwilami bolesnej. Jedna z córek państwa Havilio, które towarzyszą im w wędrówce, mówi o konflikcie z ojcem, o jego zatraceniu się w pracy, o dalekiej od ideału relacji z mamą. Wspólna, rodzinna praca przy filmie staje się dyskretną terapią, której uczestnikiem jest również widz.

Paweł T. Felis, "Gazeta Wyborcza"

Mimowolni bohaterowie Potosi, tajemniczy, zamknięci w sobie ludzie, z którymi rodzina Havilio obcuje w czasie swej wędrówki, nadają temu filmowi autentyzm rzadko spotykany we współczesnym kinie i sprawiają, że Potosi staje się głęboką medytacją na temat przemijania, ale także udaną próbą przerzucenia pomostu pomiędzy życiem a artystyczną wizją.

Monika Marach "Stopklatka.pl"

Ron Havilio jest mistrzem w komponowaniu kawałków pamięci i teraźniejszości. Dzięki użyciu zdjęć z 1970 roku i materiałów z obecnej podróży, jego obraz nie jest po prostu filmem drogi. Reżyser daje nam cały pakiet informacji o powstaniu i upadku Potosi, ale także pokazuje kulisy pracy w jego izraelskiej rodzinie. Havilio pokazuje historie kryjące się za zdjęciami, a jego metoda pozwala nam przyjrzeć się dokładnie rzeczywistości, na której odbiór tak duże znaczenie mają obecne warunki, w jakich znajduje się twórca filmu.

Gabriela Seidel, w katalogu Berlińskiego Festiwalu Filmowego

Ten film nie tylko ukazuje nam skomplikowane relacje rodzinne, ale także pochyla się nad odpowiedzialnością dokumentalistów za swój temat.

Komentarz Jury, Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych, Yamagata

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Potosi: czas podróży
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy