Reklama

"Pogoda na jutro": NAIWNY NA TARGOWISKU PRÓŻNOŚCI

Uniwersalistyczny charakter kina Jerzego Stuhra obecny jest również w „Pogodzie na jutro” – frapującym spojrzeniu na otaczającą nas rzeczywistość początku XXI stulecia.

W chwili, gdy za sprawą telewizji i internetu świat staje się globalną wioską, trudno powiedzieć, że problemy sygnalizowane w tym filmie są polską specjalnością. W końcu pojęcie „świat wirtualny” nie narodziło się nad Wisłą, lecz pojawiło się tu wraz z elektronicznymi mediami w całej swej – wcale nie wirtualnej – realności. W ujęciu Stuhra nie dotyczy ono wyłącznie cyberprzestrzeni. Twórca „Pogody na jutro” rozciąga je na inne dziedziny życia społecznego – od relacji na płaszczyźnie wielkiej i małej polityki, poprzez media aż po stosunki międzyludzkie w rodzinie. Jerzy Stuhr w cytowanym poniżej wywiadzie sam przyznaje, że aż do chwili realizacji filmu nie uświadamiał sobie do końca rozmiarów tego zjawiska, choć jego konsekwencje widoczne są gołym okiem – na przykład w zachowaniu młodzieży.

Reklama

Jak jednak sprawić, by konstatację reżysera podzielili widzowie, którzy – być może – zdążyli już przywyknąć do widoku wirtualnego świata, jaki ich otacza? Jerzy Stuhr zdecydował się na rozwiązanie najprostsze, choć - z drugiej strony – wymagające pewnej dezynwoltury: trzeba na ten świat spojrzeć okiem przybysza z zewnątrz. Kim jednak ma być ten przybysz? Kosmitą? Nie, wszak to postać właśnie z arsenałów środków rzeczywistości wirtualnej. Cudzoziemcem? Też nie, zawsze przecież można mu zarzucić pychę i brak zrozumienia polskiej specyfiki. Powracającym po latach emigrantem? Ale taki osobnik zapewne nasiąkł analogicznymi zjawiskami w miejscu swego dotychczasowego pobytu i nie dostrzega już ich destrukcyjnego wpływu – destrukcyjnego nawet wobec wartości, które tak pieczołowicie w Polsce sprzed 1989 roku kultywowano, a których tak łatwo się wyzbyto. W efekcie eliminacji bohaterem „Pogody na jutro” został Józef Kozioł, kiedyś nauczyciel i wychowawca młodzieży, potem działacz pierwszej „Solidarności” internowany w stanie wojennym, wreszcie kierowca karetki, który w obawie przed politycznymi prześladowaniami schronił się na kilkanaście lat w klasztorze. Kiedy go opuszcza, pozostaje człowiekiem ukształtowanym jeszcze w poprzedniej epoce, duchowym bratem bohaterów kina moralnego niepokoju (o których mówiono – co istotne choćby ze względu na artystyczną biografię Jerzego Stuhra - że inspirowali Sierpień ’80), postawionym wobec wyzwań współczesnego targowiska próżności, jakim jest otaczający nas świat poddany dyktatowi mediów. Na pierwszy rzut oka naiwny niczym wolterowski Kandyd, pozostaje w istocie ostoją wartości, niemal ostatnim sprawiedliwym w Sodomie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pogoda na jutro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy