Reklama

"Podróż na sto stóp": PRZEPIS NA SUKCES: LITERATURA ZAMIENIA SIĘ W FILM

Dystans dzielący Le Saule Pleurer oraz Maison Mumbai wynosi nie mniej, nie więcej - tylko sto stóp. Dla przedstawicieli rodziny Kadam oraz Madame Mallory oznacza on natomiast nie tylko fizyczną odleglość, którą odbywają wielokrotnie w filmie, ale także przełamanie się i wykroczenie poza własne ograniczenia. Dla producentki Juliet Blake przeniesienie na ekran powieści Richarda Moraisa było równie wielką podróżą, która rozpoczęła się w styczniu 2009 roku, gdy Blake czuła, że zabrnęła w swojej karierze w ślepy zaułek. Przeczytała "Podróż na sto stóp" jeszcze przed amerykańską publikacją i zakochała się w zawartej w książce opowieści oraz koncepcji jedzenia jako katalizatora zmian oraz elementu przekraczającego kulturowe niesnaski i uprzedzenia. "Bardzo spodobał mi się pomysł przeciwstawienia sobie klasycznej francuskiej restauracji oraz kolorowej, tętniącej kulinarną energią rodzinnej indyjskiej knajpki. W jednej gra się Mozarta, w drugiej głośną muzykę z kina bollywoodzkiego, co w efekcie prowadzi do iście epickiego starcia dwóch różnych światów".

Reklama

Blake, mieszkająca w Ameryce córka niemieckich imigrantów, znalazła w tej historii wiele elementów, które przypomniały jej o własnych życiowych doświadczeniach. Angielski był przez wiele lat drugim językiem w jej domu. "Bardzo emocjonalnie się zaangażowałam w tę historię, ponieważ zapełniające ją postacie mogłyby należeć do mojej rodziny", wyjaśnia Blake. "W Podróży na sto stóp" przewija się wiele ważnych kwestii dla każdego imigranta: brak akceptacji, rasizm, potrzeba tolerancji, możliwość wprowadzania zmiany". Blake użyła wszystkich swoich kontaktów, by zorganizować spotkanie z Richardem Marais'em, autorem powieści. Zdobycie jego zaufania oraz zakupienie praw autorskich było jednak dopiero pierwszym krokiem. Blake jednakże dość szybko znalazła producentów, którzy tak jak ona pokochali "Podróż na sto stóp" - byli to Oprah Winfrey i jej firma Harpo Films oraz Steven Spielberg i Stacey Snider, którzy zdecydowali się poprowadzić projekt ze strony DreamWorks. Dla Winfrey i Spielberga było to pierwsze profesjonalne spotkanie od czasu pracy przy słynnym "Kolorze purpury" z 1985 roku.

"Zobaczyliśmy w tym projekcie szansę na stworzenie czegoś, co zdecydowanie wykracza poza inne realizowane przez nas filmy", opowiada Spielberg. "Ta powieść to prawdziwy klejnot, dzieło sztuki idealnie opisujące przesłanie, które od dawna staram się wpisywać we wszystko, co robię", wtóruje mu Winfrey. Powieść Richarda Maraisa stała się międzynarodowym bestsellerem i doczekała się publikacji w 28 krajach. W 2010 roku pojawiła się na opublikowanej przez Winfrey liście "Najlepszych książek na lato", polecał ją także "The New York Times Book Review". Dla Blake był to pierwszy tak duży projekt, na dodatek realizowany z udziałem prawdziwych legend showbiznesu, jednakże producentka była niezwykle szczęśliwa z takiego obrotu spraw. Następnym krokiem było znalezienie odpowiedniego scenarzysty. Na szczycie listy potencjalnych kandydatów znajdował się Steven Knight, nominowany do Oscara za "Wschodnie obietnice" Davida Cronenberga, jednakże producenci obawiali się, że scenarzysta takiego kalibru może nie znaleźć czasu dla ich skromnego projektu. Urodzony w angielskim Birmingham, w którym do dziś mieszka jedna z największych hinduskich społeczności w Wielkiej Brytanii, Knight zachwycił się jednak materiałem, zapewniając producentów, że zrobi wszystko, by spełnić ich oczekiwania.

Lasse Hallström wydawał się naturalnym kandydatem na stanowisko reżysera "Podróży na sto stóp". Mając na swoim koncie takie filmy jak "My Life as a Dog", "Wbrew regułom" czy "Czekolada", dał się poznać jako autor cudownych, poruszających filmów o ludziach z krwi i kości, a wypracowany przez niego styl wizualny wydawał się doskonale współgrać z wymogami projektu. Spielberg był od dawna fanem twórczości Hallströma. "My Life as a Dog" to jeden z jego ukochanych filmów, był więc zachwycony, że wreszcie będzie mógł podjąć z nim współpracę. Z kolei dla reżysera możliwość nakręcenia filmu z kimś takim jak Steven Spielberg była jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem. "Steven był bardzo pomocny przy castingu, przekazywał mi także swoje uwagi oraz sugestie, w jakim kierunku powinien jego zdaniem podążyć scenariusz", mówi Hallström, który żywił równie wielki szacunek dla Winfrey i Blake. "Podziwiam u Oprah jej odwagę oraz bezkompromisowość, a także sposób, w jaki sprawia, że ludzie wokół niej stają się po prostu lepsi. Juliet Blake jest niezwykle inteligentną producentką, którą szanuję za kreatywność i opanowanie. Ten projekt trafił do mnie w odpowiednim momencie mojego życia, dostałem idealną obsadę oraz ekipę zaangażowanych producentów. Wspaniałe doświadczenie!"

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Podróż na sto stóp
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy