Reklama

"Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach": JACK SZARŻUJE PO RAZ CZWARTY

Jerry Bruckheimer oczywiście był bardzo zadowolony z wielkiego powodzenia serii. - Udało nam się spełnić nasze marzenia - mówił. - Filmy o piratach, po trzydziestu latach nieobecności, znowu zafascynowały publiczność, która pokochała szczególnie Jacka Sparrowa. Pomyśleliśmy, że widzowie chętnie zapoznają się z jego nowymi przygodami. Nasi scenarzyści Ted Elliott i Terry Rossio stworzyli przecież cały fascynujący świat wielkich przygód. Depp - co jest powszechnie wiadome - też pokochał postać ekscentrycznego Jacka. Jak wspominał: - Pomysł, by kontynuować opowieść, pojawił się pod koniec pracy nad "Piratami..." numer trzy. Każda postać filmowa, którą się gra, wymaga ze strony aktora swoistej dekompresji. Ale jeśli chodzi o Jacka, to szczerze mówiąc, czuję się w jego skórze tak dobrze, że wcale nie mam ochoty się z nim rozstawać. Jack jest kompletnie wywrotowy, zupełnie lekceważy otoczenie. Znam go tak dobrze, że wszystko to przychodzi mi naturalnie. Podobno zarówno producent, jak i gwiazdor byli zgodni, kto ma zasiąść tym razem na fotelu reżysera. Ich wspólnym kandydatem był Rob Marshall, reżyser Oscarowego "Chicago" i "Pamiętnika gejszy". - Rob jest naprawdę nieustraszony, gotowy podjąć wielkie ryzyko - tłumaczył Bruckheimer. - Dowiódł tego nie raz. Uważaliśmy też, że jego wielkie doświadczenie jako choreografa będzie bardzo na miejscu w przypadku "Piratów...", gdzie trzeba zapanować nad skomplikowanymi scenami akcji. Oprócz tego, jest to reżyser, który potrafi doskonale opowiadać, przykuwając uwagę widowni. No i ma nienaganny gust. O Marshallu i jego stylu napisano, iż jest to "żelazo otoczone welwetem". Największy triumf tego twórcy to wspomniana filmowa adaptacja słynnego musicalu "Chicago" (10 nominacji, sześć zdobytych Oscarów), brawurowy film, który zapoczątkował renesans filmowego musicalu, czego się nikt nie spodziewał. Marshall zareagował na propozycję reżyserowania "Piratów..." entuzjastycznie, bo był nie tylko wielbicielem trylogii i popisu Deppa, ale także poprzednika tych filmów, czyli widowiska z disnejowskiego parku rozrywki. - Jak bardzo wielu ludzi, dałem się zaczarować disnejowskiej magii. Możliwość nakręcenia wielkiego widowiska pełnego akcji, czego nigdy dotąd nie robiłem, bardzo mnie podekscytowała - mówił. - Zresztą lubię radykalne zmiany - moje poprzednie filmy, jak mi się wydaje, dobitnie o tym świadczą.

Reklama

Rossio tak tłumaczył założenia, jakie towarzyszyły jemu i Elliottowi podczas pisania scenariusza: - Zainspirowaliśmy się powieścią Tima Powersa. Ale przede wszystkim pragnęliśmy, by była to osobna opowieść, a nie kontynuacja trylogii. Tak więc rozstano się ostatecznie z postaciami Elizabeth Swann i Willa Turnera, granymi przez Keirę Knightley i Orlando Blooma. Chociaż w nowej opowieści u boku Sparrowa znalazło się miejsce dla starych znajomych, Barbossy i Gibbsa. To, że w powieści Powersa wielką rolę odgrywa legendarny pirat Czarnobrody wielce zainspirowało scenarzystów.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy