Reklama

"Opór": OPOWIEŚĆ, NA KTÓRĄ CZEKAŁO PIĘĆ POKOLEŃ

Historia braci Bielskich oraz osady, która za ich sprawą powstała w samym środku Puszczy Nalibockiej, po raz pierwszy została nagłośniona pod koniec wojny.

Historia braci Bielskich oraz osady, która za ich sprawą powstała w samym środku Puszczy Nalibockiej, po raz pierwszy została nagłośniona pod koniec wojny.

W 1944 roku przed miejscowymi ukazał się niesamowity widok: w jednej chwili z lasu wyszły setki Żydów. Wkrótce z plotek i pogłosek wyłoniły się okoliczności tego zdarzenia. W czasach nasilającego się w Związku Radzieckim antysemityzmu Bielscy wychowywali się we wsi Stankiewicze, koło Nowogródka. Obdarzeni krzepą i siłą charakteru chłopi szybko stali się znani zarówno z braku pokory jak i ze skłonności do bijatyk. Gdy hitlerowcy przypuścili w 1941 roku zmasowany atak lotniczy i lądowy, SS i miejscowa policja błyskawicznie uznały Bielskich za potencjalnych wichrzycieli. W krótkim odstępie czasu braci spotykały kolejne rodzinne tragedie: rodzice, córka i żona Tewjego zostali zabici w masowych egzekucjach na terenie getta w Nowogródku. Po ucieczce do lasu, bracia założyli oddział partyzancki, który za zadanie obrał sobie walkę z hitlerowcami i kolaborantami. Chęć walki i odwetu wkrótce przerodziły się w poświęcenie w ratowaniu jak największej liczby Żydów. Pod przywództwem Tewjego partyzanci osiągnęli więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Reklama

Bielscy wkrótce zdołali przedostać się do getta, dając szansę ucieczki jego mieszkańcom, skazanym na deportację lub śmierć w obozach zagłady. Po miesiącach poszukiwań kryjówki, w okolicach Naliboków założono osadę, w której powstał prowizoryczny szpital, młyn, piekarnia, łaźnia, a nawet teatr i synagoga. Wioska wkrótce tętniła życiem do tego stopnia, że nazwano ją "leśnym Jeruzalem". Gdy rozeszły się pogłoski o ich sukcesach, do osady zaczęli napływać kolejni uciekinierzy - od lekarzy, prawników, rolników, aż po cieślów. Kobiety pracowały i walczyły u boku mężczyzn, głód oraz choroby jedynie utwierdzały ich w chęci przetrwania. Dzieci chodziły do szkoły, kwitły romanse, udzielano ślubów - wszystkich połączył duch wspólnoty.

Niemcy wyznaczyli wysoką nagrodę za głowy braci, aby zdusić pogłoski o bohaterach, ukrywających się w puszczy. Tymczasem oddział partyzantów, nierzadko brutalnie i bezwzględnie, plądrował wioski kontrolowane przez wroga w poszukiwaniu prowiantu oraz broni, która pozwalała bronić setek uciekinierów. Zgrupowanie braci Bielskich stało się największym żydowskim oddziałem partyzanckim w trakcie II wojny. Ich akcje pochłonęły najwięcej ofiar wśród sił niemieckich oraz doprowadziły do uratowania największej ilości Żydów. (Szacuje się, że w Europie Wschodniej w takich formacjach walczyło wtedy ponad 20 000 Żydów).

Po zakończeniu wojny sława Bielskich powoli gasła. Tewje i Zus wyjechali do Izraela, a po przeprowadzce do Nowego Jorku prowadzili skromne życie jako kierowcy taksówek i ciężarówek. Niechętnie mówili o przeszłości, nawet swoim dzieciom, i dopiero ludzie przez nich ocaleni przypomnieli o ich zasługach na forum publicznym. Sulia Rubin w wywiadzie dla New York Timesa w 2000 roku powiedziała: "Nie żyłabym dziś, gdyby nie Bielscy. Nie byli ideałami, ale każdy może popełnić błędy. Są częścią mojego życia, należą do rodziny, kocham ich".

Dopiero po śmierci Tewjego w 1987 roku historycy rozpoczęli badania, które rzuciły więcej światła na niesamowitą historię białoruskich partyzantów. Najsłynniejszą z publikacji na ten temat była książka dr Nechamy Tec z uniwersytetu w Connecticut "Defiance: The Bielski Partisans", którą Los Angeles Times uznał za "jedną z najbardziej inspirujących relacji z koszmaru, jakim był Holokaust". Gdy na pracę Tec trafił scenarzysta Clayton Frohman, nie mógł się nadziwić, dlaczego masowa publiczność, zaznajomiona z tragedią warszawskiego getta i historią pokojowo nastawionego Oskara Schindlera, nie usłyszała wcześniej o żydowskich partyzantach.

"Wychowywałem się w kulturze żydowskiej, dużo czytałem o Holokauście, a mój ojciec walczył w II wojnie światowej, ale nigdy wcześniej nie słyszałem o Bielskich", wspomina Frohman. "Przez całe życie słyszałem o ofiarach - bezbronnych, pogodzonych ze swoim losem, czyli takich, jakimi ukazywali ich Niemcy. Takich ich pamiętamy, a wyjątkowość tego filmu polega na tym, że ukazujemy drugą stronę medalu." Wystarczyła jedna lektura scenariusza Frohmana, aby przekonać reżysera Edwarda Zwicka do nakręcenia "Oporu": "Wiedziałem, że powstanie emocjonujące widowisko, ale przede wszystkim czułem się w obowiązku oddać prawdę o tych, których te wydarzenia dotknęły. Stawiamy pytania, które pozostają aktualne do dzisiaj, zwłaszcza w obliczu ludobójstwa w Bośni i Darfurze."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Opór
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy