Reklama

"Operacja Dunaj": KINO DLA WSZYSTKICH

- Nie będzie to film niszowy, dla krytyków i koneserów. Zależy mi na filmie popularnym, który dotrze do masowej widowni. Myślę bowiem o widzu, który uwielbia "C. K. Dezerterów", albo wciąż na nowo ogląda "Jak rozpętałem II wojnę światową", wesołą historię o pechowym szeregowcu Franku Dolasie. To ma być film ludowy, do którego ludzie będą chcieli wracać. Ale też zrobiony z potrzeby serca i wstydu z polskiego udziału w inwazji na Czechosłowację - wyjaśnia Jacek Głomb.

- Nie będzie to film niszowy, dla krytyków i koneserów. Zależy mi na filmie popularnym, który dotrze do masowej widowni. Myślę bowiem o widzu, który uwielbia "C. K. Dezerterów", albo wciąż na nowo ogląda "Jak rozpętałem II wojnę światową", wesołą historię o pechowym szeregowcu Franku Dolasie. To ma być film ludowy, do którego ludzie będą chcieli wracać. Ale też zrobiony z potrzeby serca i wstydu z polskiego udziału w inwazji na Czechosłowację - wyjaśnia Jacek Głomb.

- Chcemy zrobić film do śmiechu i do płaczu - mówi reżyser Jacek Głomb. Zabawny, ale szlachetny w sposobie opowiadania. Nasi bohaterowie - załoga "Biedroneczki" vel "Rudego" - nie są bojownikami o wolność i demokrację, nie kierują nimi "szlachetne intencje". Dopiero to, co spotyka ich w Czechosłowacji, powoduje, że na swój sposób się zmieniają. Stają przed zadaniami, które ich przerastają, i przegrywając jako żołnierze, wygrywają jako ludzie. Jest to więc opowieść o duchowej przemianie, o wydobywaniu się z nikczemnej kondycji, o tym, że warto mieć marzenia - dodaje reżyser.

Reklama
materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Operacja Dunaj
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy