Reklama

"O piątej po południu": MÓWI REŻYSERKA

UWAGI WYGŁOSZONE PODCZAS KONFERENCJI PRASOWEJ NA MIĘDZYNARODOWYM FESTIWALU FILMOWYM W CANNES

O Talibach

Gdy przyjechałam na początku zdjęć do Kabulu, udałam się do hotelu. Kiedy do niego wchodziłam zauważyłam, że patrzy na mnie stary człowiek. Zobaczył moją twarz, odwrócił się do ściany i zamknął oczy. Nie miałam na sobie burki. Ten starzec, surowy fundamentalista, nie mógł nawet pojąć, jak można spojrzeć kobiecie prosto w twarz. Współczułam mu i zastanawiałam się, jak teraz będzie żył? Naprawdę wierzył w nauki Talibów. Wcześniej miał władzę i mógł po prostu sprawić, żebym założyła burkę.

Reklama

Talibowie nie byli po prostu grupą, która rządziła Afganistanem przez kilka lat, a teraz znikła. Są w ludzkiej pamięci, umysłach, kulturze Afganistanu i wielu innych wschodnich krajów – to nie jest zewnętrzna rana, którą można zabandażować. To tkwi głębiej. Jak nowotwór. Na zmiany w mentalności trzeba będzie jeszcze poczekać.

O kobietach

Poszłam do niedawno otwartej szkoły i zadałam kobietom, którym przecież tak długo zabraniano się kształcić, to samo pytanie, jakie pada na początku filmu: "Czy jest tu ktoś, kto chce zostać prezydentem?". One pytanie wyśmiały, nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób prowokowałam je do wyrażenia swoich uczuć na temat perspektyw, jakie mają w nowym Afganistanie.

Noqreh jest symbolem nowego pokolenia. To optymistka śmiało spoglądająca w przyszłość. Jej ojciec zaś to religijny, pobożny fanatyk. Wierzy w męski szowinizm. Gdyby był kobietą, też by go akceptował, bowiem tak nauczyła go kultura.

O aktorach

Zatrudniłam głównie aktorów-amatorów, po części z wyboru, po części z musu, jako że afgańskie życie teatralne i filmowe zamarło, od kiedy kina zostały zakazane przez Talibów.

Na początku nikt nie chciał zagrać roli córki. Pierwsza aktorka, którą chciałam obsadzić w głównej roli, błagała bym pozwoliła jej nie wystąpić. W końcu znalazła się Agheleh Rezaie, dziewczyna w moim wieku, której mąż zaginął podczas amerykańskich ataków na kraj. Aby utrzymać troje dzieci, pracowała jako nauczycielka. Z początku niechętnie pokazywała się przed kamerą, jednak udało mi się zmiękczyć jej opór. Teraz uwielbia kino i nie może się doczekać następnych ról. Dzięki udziałowi w tym filmie pomogła afgańskim kobietom przezwyciężyć lęk przed kinem.

O kłamstwie

W ciągu ostatnich dwóch lat, wszystkie środki masowego przekazu na planecie Ziemia zajmowały się krajami sąsiadującymi z moją ojczyzną. Jako Iranka żyjąca pomiędzy dwoma tragediami, Afganistanu i Iraku, nie mogłam pozostać wyłącznie obserwatorem.

Szczególnie, że amerykańskie obrazy żołnierzy wyzwalających państwa, Afganistan czy też Irak, są tak samo powierzchowne i mylące, jak te z filmu Rambo III, gdzie Sylvester Stallone wypędza z Afganistanu sowietów.

W "O piątej po południu" usiłuję przekonać świat o nieprawdziwości informacji generowanych przez politycznie zakłamane mass media. Telewizja i satelity to oficjalny głos reżimów i dzierżących władzę a kino jest jedynym medium, w którym autor wyraża głos ludu bez składania im daniny. Niezależni twórcy filmowi, tacy jak Satyajit Ray, Ken Loach, czy Jim Jarmusch, spełniają swą funkcję, korygując rzeczywistość, proponując wizję alternatywną wobec tej oficjalnie obowiązującej.

O paradoksach

Pogrążony w chaosie i desperacji zniszczony Kabul, prezentuje się jednocześnie dramatycznie i imponująco. Jest w nim piękno i ból. Takich paradoksów jest wiele. Burka jest prosta i nadaje piękny kształt, lecz zarazem jest dla kobiety najgorszym ubiorem na świecie. Plany zdjęciowe mojego filmu były naprawdę piękne, ale też surrealistyczne.

Kręcenie filmu w Afganistanie, w tej potwornej sytuacji, a potem przyjazd do Cannes – to wielki kontrast. Tak nie powinno być. Naprawdę źle się z tym czuję. Ale przynajmniej widzowie usłyszą głos mieszkańców Afganistanu, a ja spróbuję być ich przedstawicielem.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: O piątej po południu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy