Reklama

"Noc w muzeum": BUDOWANIE MUZEUM: SCENOGRAFIA

Kiedy doszło do rozmów na temat wizualnej strony NOCY W MUZEUM, Shawn Levu zrozumiał, że stanął wobec zadania o ogromnej skali. Westchnął więc: „Kiedy maluje się całą historię, potrzebna jest duża paleta!”. Zaczął od wyboru artystów, którzy by się tego podjęli pod kierunkiem nagradzanego scenografa Claude’a Paré i wysoko cenionej kostiumolog Renée April.

Ich zadanie polegało na niczym innym tylko na stworzeniu wnętrza pierwszorzędnego muzeum – i to od podstaw. O ile filmowcy mogli użyć łatwo rozpoznawalnej fasady nowojorskiego Muzeum Historii Naturalnej, to wejście ekipy do środka, między tak cenne eksponaty, było niemożliwe. Jak zauważył Robin Williams: „Nikt nie chciałby usłyszeć, że właśnie zniszczył kanapę z XIV wieku, która należała do Ludwika XIV!”. Trzeba więc było podjąć bezprecedensową decyzję i wyjąć noszące odpowiednią nazwę Mammoth Studio w Vancouver – jedyne, gdzie można było wybudować replikę najbardziej znanych istniejących ekspozycji z zakresu historii naturalnej.

Reklama

Zadanie przekucia wizji Shawna Levy’ego we wnętrza muzeum spoczęło głównie na barkach Claude Paré, który już dostał Oscara za pracę nad wnętrzami do filmu „Aviator” Martina Scorsese. Rozumiał on, że ta realizacja będzie bardzo pracochłonna, ale potraktował to jako zawodowe wyzwanie. „Zazwyczaj scenograf ma dom opracowania jedną czy dwie epoki, ale w przypadku NOCY W MUZEUM jest szansa otrzeć się o mnóstwo różnych stylów – od świątyń starożytnego Egiptu po sceny z Dzikiego Zachodu i jeszcze się tym bawić” – mówi Paré.

Jak natchniony kustosz Paré poczynał sobie bez żadnych ograniczeń. „Okna zapożyczyliśmy z muzeum nowojorskiego, aby wnętrze pasowało do fasady – wyjaśnia Paré – ale cała reszta od chwili, kiedy przekraczasz obrotowe drzwi, jest stworzona przez nas na potrzeby filmu – poza działem Życie oceanu, który jest cyfrowym zapisem ekspozycji w Muzeum Historii Naturalnej”.

Na kilka tygodni filmowi dekoratorzy wnętrz zamienili się kustoszy muzeum, przygotowujących indywidualne ekspozycje – od eskimoskiego rybaka z plemienia Inuitów, który przetrwał w szelfie lodowym po neandertalczyków w swej jaskini, próbujących skrzesać ogień. „Każda z tych wystaw musiała być odpowiednio zaprojektowana, zilustrowana i zbudowana na swoim miejscu – wyjaśnia Paré. – W pewnej chwili wszyscy z dziesięciu dekoratorów filmu pracowali nad swoimi wystawami muzealnymi. Zależało nam na tym, by każda z nich była maksymalnie wiarygodna, stąd takie znaczenie przykładaliśmy do szczegółów”.

Ekipa budowy dekoracji pracowała siedem dni przez 14 godziny na dobę, gromadząc posągi, modele i miniatury. Paré miał nawet zespół budujący piramidy w dziale egipskim, co wynikało z zainteresowania wystawą egipską w muzeum miejskim w Nowym Jorku. Chociaż piramidy stawiało około 30 tys. ludzi, Paré musiał posłużyć się mniejszą, ale równie skuteczną siłą. „Musieliśmy balansować między radosną zabawą na planie i potrzebą zachowania autentyczności, charakterystycznej dla muzeów” – mówi.

Tymczasem trwały prace nad jednym z kluczowych rekwizytów filmu: słynną rzeźbą Teddy Roosevelta na koniu z szablą w dłoni, który sylwetką miał przypominać Robina Williamsa. Aby mieć pewność, że scena ożywienia rzeźby będzie wyglądać naturalnie, Robin Williams musiał pozować do niej w odpowiedniej pozie, co dla aktora tak ruchliwego jak Williams było wyczynem nie lada. W końcu jednak udało się zdjąć z niego gipsowy wycisk, który wypełniono włóknem szklanym i wykończono stosownym makijażem, aby sylwetka Roosevelta przypominała Williamsa.

Kiedy już postawiono te ogromne obiekty, część ekipy zajęła się czymś całkowicie odmiennym – budową dioram, które również miały się ożywić, zamieniając Larry’ego Daleya w wykonaniu Bena Stillera w Guliwera w krainie liliputów.

„W przypadku dioram najpierw musieliśmy zbadać tematykę każdej z nich – od kultury Majów do historii amerykańskiej kolei – wyjaśnia Paré. – Następnie dokonaliśmy precyzyjnych pomiarów sali dioram, aby wiedzieć, ile miejsca potrzebujemy na modele, a ile będzie potrzebować Ben, by wejść w interakcję z tymi figurynkami. Wymagało to niezwykłej cierpliwości i uwagi”.

Mimo imponujących rozmiarów większości dekoracji i rekwizytów ulubionym elementem scenografii jest dla Paré coś niezwykle subtelnego: wysoki połysk muzealnej podłogi, który stał się wizualnym motywem NOCY W MUZEUM. „Ta podłoga powinna być najważniejszym elementem scenografii – komentuje Paré. – Dzięki odbijającym się w niej refleksom wszystko w muzeum wygląda na większe, dostojniejsze. A poza tym jakie to użyteczne dla Bena, prześlizgującego się – dosłownie – przez wnętrza!”.

Kiedy aktorzy przyjechali do Mammoth Studios, byli pod wrażeniem tego, czego dokonał Paré wraz z zespołem. Mówi Ricky Gervais: „Wchodząc na plan poczułem się, jakbym wszedł do największego na świecie pudełka z zabawkami!”.

Podobnie jak Claude Paré, także projektantka kostiumów Renee April stanęła wobec konieczności przygotowania kostiumów nie tyle z dwóch epoki, ile z całej historii ludzkości – od futrzanych okryć Hunów poprzez luźne stroje Majów i zbroje Rzymian po mundury z czasów wojny secesyjnej i współczesne uniformy strażników. April, która ostatnio pracowała nad czekającym na premierę „Tropicielem” i przebojowym „Pojutrze”, a także nad cenionymi filmami kostiumowymi „Moderniści” czy „Pani Parker i krąg jej przyjaciół”, była zachwycona perspektywą tego, co uwielbia: badań historycznych.

Inspirację znalazła w czasie kilkakrotnych wypraw do nowojorskiego Muzeum Historii Naturalnej. Szukała tam - i znalazła – różnorodności kostiumów, ale odkryła też, że kostiumy mogą przydać komizmu NOCY w MUZEUM. „Chodziło teraz o to, by te różne ubiory – wyjaśnia April – grać w ten sposób, by dawały efekt komediowy. Wszystko musiało być wiarygodne, ale – w moim ujęciu – zawsze nieco przerysowane”.

Jednym z trudniejszych kostiumów zdaniem April był kostium egipskiego faraona Akhmenraha, granego przez Rami Maleka. „Ponieważ jest mumią, musieliśmy wymyślić kostium, który składałby mu się w trumnie – zauważa – a po wyjściu z niej zachował splendor należny władcy z imponującym nakryciem głowy i złotym kołnierzem. Ten kostium wymagał mnóstwa pracy i tysięcy koralików”.

Innym zabawny kostium nosił Attyla wódz Hunów, którego żaden wizerunek się nie zachował, toteż April mogła dać upust swojej wyobraźni. „Wzięliśmy stare obrusy, połączyliśmy je z futrem, a następnie poutykaliśmy to w pancerze i hełmy pokryte końskim włosiem – mówi. – Być może nie jest to praktyczne, ale bardzo kolorowe i pasuje mi do Hunów”.

Kiedy przyszła pora na Robina Williamsa i jego Teddy Roosevelta, przydała się wiedza historyczna. „Zapewne kostium Roosevelta jest najbliższy prawdy historycznej, ponieważ wiemy, co nosił od stóp do głów – mówi April. – Kiedy zebraliśmy to wszystko i założyliśmy Robinowi, wyglądał świetnie”.

Specjalista od charakteryzacji Adrien Morot uzupełnił pracę April dodając albo woskowy makijaż ożywionym figurom woskowym albo lateksowe maski, które zamieniały współczesnych aktorów w neandertalczyków albo Hunów. „W większości filmów dąży się, by wszystko wyglądało jak prawdziwe. Najciekawsze w NOCY W MUZEUM było to, że staraliśmy się zamienić prawdziwych aktorów w woskowe figury!” – śmieje się Morot.

Shawn Levy, kiedy zobaczył efekt pracy scenografów, poczuł się jak w muzeum, które wyobrażał sobie podczas pierwszej lektury scenariusza. Mówi: „To niezwykłe zobaczyć, jak to wszystko nabiera życia. Już sam ten widok skłania do zauroczenia się kinem”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Noc w muzeum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy