Reklama

"Nieruchomy poruszyciel": HANNA KULENTY (KOMPOZYTORKA)

Kilka lat temu, podczas pobytu w Polsce obejrzałam film "Przemiany", który bardzo mi się podobał. Pewnego dnia otrzymałam telefon, że młody reżyser z Polski Łukasz Barczyk chce zrobić film z moją muzyką, ale wtedy nie skojarzyłam że to autor "Przemian".

Kilka lat temu, podczas pobytu w Polsce obejrzałam film "Przemiany", który bardzo mi się podobał. 
Pewnego dnia otrzymałam telefon, że młody reżyser z Polski Łukasz Barczyk chce zrobić film z moją muzyką, ale wtedy nie skojarzyłam że to autor "Przemian".

Kiedy dowiedziałam się że to właśnie on od razu wiedziałam że się zgodzę, że chcę z nim i Kariną Kleszczewską współpracować. Łukasz z kolei zafascynowany był moją muzyką, więc ta wzajemna relacja zapowiadała dobrą współpracę.

"Nieruchomego poruszyciela" obejrzałam, po raz pierwszy, w wersji roboczej i odbierałam ten film zmysłami, tak jak bym słuchała utworu muzycznego. Oglądałam i równocześnie starałam się, w sposób zmysłowy, skomponować całość. Film zrobił na mnie duże wrażenie, ale szczerze mówiąc nie było to dla mnie zaskoczeniem, bo spodziewałam się właśnie takiego emocjonalnego kina.

Reklama

Przystąpiliśmy do pracy. Nie było czasu na skomponowanie zupełnie nowych utworów, zaproponowałam więc fragmenty swoich wcześniejszych kompozycji. Dokonałam czegoś w rodzaju kolażu, pocięłam własną muzykę i zobaczyłam , że nowe połączenia poszczególnych fragmentów stworzyły nową jakość. To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Powstała nowa forma muzyczna, zainspirowana obrazami z "Nieruchomego poruszyciela".

Podczas procesu tworzenia intuicja jest zawsze na pierwszym miejscu, potem dopiero intelekt dogania intuicję. Ten błysk jaki odczuwam przed napisaniem utworu to jest jedna chwila, jedna sekunda, w której ogarniam całą formę. Dopiero potem staram się ją przełożyć na słowa, opisać nutami. Ten jeden, pierwszy moment to jest bardzo przyjemne uczucie, rodzaj iluminacji. Jestem w transie i w procesie komponowania staram się ten trans odtworzyć.

Do tej pory zachowywałam duży sceptycyzm do muzyki tworzonej na potrzeby filmu. Wydawało mi się, że jest to jakaś gorsza sfera muzyki poważnej. Teraz dochodzę do przekonania, że nie, zwłaszcza, że w wielu moich utworach jest taki wątek niedopowiedzenia, który w połączeniu z obrazem daje to coś, nową jakość. Czegoś podobnego doświadczyłam komponując utwory operowe, które niestety nie miały jeszcze w Polsce premiery. Rodzaj dualizmu, przenikania się obrazu i muzyki. Taką dwuwątkowość zastosowaliśmy też w "Nieruchomym poruszycielu". Muzyka jest tam cały czas, nawet gdy jej pozornie nie słychać, jest pod spodem, podskórnie i gdy się ujawnia jest dalszym ciągiem opowieści a nie ilustracją.

Taki rodzaj współpracy z twórcą filmowym jest dla mnie interesujący i mam nadzieję że będę go kontynuować.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Nieruchomy poruszyciel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy