Reklama

"Nic osobistego": WYWIAD Z REŻYSERKĄ

Urszula Antoniak jest absolwentką polskich i holenderskich akademii filmowych. Jej film "Bijlmer Odyssey" był jedną z niewielu produkcji holenderskiej telewizji, która sprzedała się w Europie i poza nią. Jej komedia o integracji w Holandii "Niderlandzki dla początkujących" zwróciła uwagę zarówno publiczności jak i krytyków. "Nic osobistego" to debiut fabularny Antoniak, powstały w międzynarodowej koprodukcji i nakręcony w Irlandii, Holandii i Hiszpanii. Podobnie jak jej inne filmy łączy poetyckie obrazy z lekką ironią.

Urszula Antoniak jest absolwentką polskich i holenderskich akademii filmowych. Jej film "Bijlmer Odyssey" był jedną z niewielu produkcji holenderskiej telewizji, która sprzedała się w Europie i poza nią. Jej komedia o integracji w Holandii "Niderlandzki dla początkujących" zwróciła uwagę zarówno publiczności jak i krytyków. "Nic osobistego" to debiut fabularny Antoniak, powstały w międzynarodowej koprodukcji i nakręcony w Irlandii, Holandii i Hiszpanii. Podobnie jak jej inne filmy łączy poetyckie obrazy z lekką ironią.

Jak opisałaby by Pani głównych bohaterów?

- Obydwoje są niczym tabula rasa. Nic nie wiemy o ich przeszłości i motywacjach. Nie lubię filmów, które usiłują wyjaśniać skomplikowane ludzkie motywy poprzez "psychologię postaci". W prawdziwym życiu raczej domyślamy się, niż na pewno wiemy, co sprawia, że ludzie robią to, co robią. "Nic osobistego" przypomina rzeczywistą sytuację spotkania z nieznajomym. Film ten portretuje ekstremalnych bohaterów, którzy stanowczo odmawiają otwarcia się wobec innych osób, ale miękną spędzając czas razem.

Reklama

Czy nie obawiała się Pani, że publiczność nie odczuje więzi z kimś, o kim wie tak mało?

- Ile trzeba wiedzieć o kimś, żeby mu zaufać i go rozumieć? Jest to podstawowe pytanie mojego filmu, który opowiada o podstawowym poziomie w relacjach międzyludzkich. W filmie hollywoodzkim znalibyśmy motywacje bohaterów i przez to moglibyśmy ich zrozumieć. Nie chciałam manipulować publicznością w ten sposób, ale raczej rzucić jej wyzwanie.

Czy fakt bycia kobietą miał wpływ na Pani film?

- Bycie reżyserką w naturalny sposób skłania mnie raczej do postaci silnych kobiet, niż prezentowania kobiet jako ofiar. Lotte jest postacią aktywną, nie bierną, która wybiera samotność, ale nie budzi litości. Chciałam stworzyć postać buntownika z twarzą kobiety.

Jak układała się Pani współpraca z Daniëlem Bouquet, którego zdjęcia tworzą atmosferę Pani filmu?

- Daniël jest doskonałym operatorem, ponieważ zachęca mnie do podejmowania ryzyka. Miałam szczęście, że mogłam z nim pracować, pomimo że początkowo obawiałam się współpracy z kimś, kogo nie znałam. Ale udało się. Ma doskonały gust, wolny od zepsucia reklamami i teledyskami.

Do jakiego stopnia czuje Pani, że "Nic osobistego" to film holenderski, irlandzki, polski lub europejski?

- Jako emigrantka preferuję uniwersalne historie. "Nic osobistego" to europejskie kino artystyczne. To film, który nie boi się rzucić wyzwanie publiczności i jednocześnie powstaje z potrzeby twórcy, który chce podzielić się czymś ważnym.

Jaki typowy dla siebie motyw zawarty w tym filmie chciałaby Pani rozwijać w przyszłości?

- Zakorzenioną w środkowoeuropejskiej tradycji ironię, jako ton, lecz nie jako temat. Ironia jest dla mnie solą życia i jego największą mądrością. Czuję, że przynależę do środkowoeuropejskiej tradycji, w której mieszały się wpływy żydowskie, słowiańskie i niemieckie. Myślę tu o Kafce, Musilu, ale także o Billy Wilderze i Ernście Lubitschu, którzy doprawiali amerykańskie filmy szczyptą tej ironii.

"Tabula rasa. Nie chcę wyjaśniać złożonych ludzkich motywów", Boyd van Hoeij, 4 grudnia 2009, http://cineuropa.org

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy