Reklama

"Mój przyjaciel wróg": SYNOPSIS

Bejrut, stolica Libanu to w 1982 roku niebezpieczne miejsce nie tylko dla takich osób, jak Fahed - młodych, palestyńskich uchodźców. Fahed, ku niezadowoleniu swojego ojca oraz irytacji jego libańskich konkurentów, którzy najchętniej nie wypuszczaliby go z obozu dla uchodźców, często opuszcza szkołę, by sprzedawać na ulicach papierosy i gumę do żucia. Bejrut jest w samym środku okrutnej wojny domowej pomiędzy licznymi frakcjami politycznymi i religijnymi. Zagraża mu też niebezpieczeństwo ataku ze strony południowego sąsiada, Izraela, który jest zdeterminowany, by za wszelką cenę przerwać bombardowanie swoich granic przez OWP (Organizację Wyzwolenia Palestyny). Tymczasem zwyczajni Palestyńczycy, jak Fahed, jego ojciec i dziadek są zmuszeni żyć w obozach dla uchodźców. Miejscowi dowódcy OWP próbują szkolić Faheda i jego kolegów na następne pokolenie bojowników, ale chłopców bardziej interesuje gra w piłkę. Organizują mecze futbolowe na zasypanych gruzem ulicach, na których rolę bramki pełni spalony wrak samochodu. Życie Faheda przybiera tragiczny obrót, gdy jego ukochany ojciec ginie wskutek wybuchu bomby. Kolejnym wydarzeniem, które będzie miało niezwykły wpływ na chłopca jest schwytanie palestyńskiego spadochroniarza, którego Fahed staje się przypadkowym świadkiem.

Reklama

Chłopiec, który przez całe swoje życie słuchał idyllicznych opowieści o wiosce nazywanej przez jego dziadka prawdziwym domem, z czasów gdy Israel był jeszcze częścią Palestyny, czuje silne pragnienie powrotu do kraju przodków. Chce też zobaczyć drzewo oliwne, które hodował jego ojciec. Aby zrealizować swój plan, Fahed uwalnia izraelskiego pilota, Yoniego, który w zamian za uratowanie życia przyrzeka, że zabierze go do Izraela. Po oswobodzeniu więźnia, chłopiec połyka kluczyki do kajdanek, które Yoni wciąż ma na rękach, żeby mieć pewność, że nie zostanie oszukany. Yoni nie ma zbyt wielkiego wyboru - musi dotrzymać obietnicy, którą złożył Fahedowi.

W trakcie długiej podróży, podczas której są ścigani zarówno przez żołnierzy palestyńskich, jak i libańskich oraz syryjskich, Fahed i Yoni muszą pokonać budowane przez pokolenia uprzedzenia, by wyjść cało ze wszystkich niebezpieczeństw czyhających na nich w ogarniętym wojną Libanie. Wątła nić sympatii rozwija się i wzmacnia z każdą przeszkodą, którą przyjdzie im pokonać w drodze do miejsca, które obaj będą mogli nazwać domem.

SIEGAJĄC NIEBA: O PRODUKCJI FILMU

Ceniony izraelski reżyser Eran Riklis, nagradzany producent Gareth Unwin oraz producent Fred Ritzenberg przedstawiają dramat sensacyjny "Mój przyjaciel wróg" -poruszającą historię niezwykłej przyjaźni mężczyzny i chłopca, obywateli sąsiadujących państw, będących na skraju wojny. Yoni (Stephen Dorff) jest pilotem myśliwca F-16 Izraelskich Sił Powietrznych, który katapultuje się nad Bejrutem, gdy jego samolot zostaje zestrzelony przez palestyńskie bojówki. Fahed (Abdallah El Akal) jest dwunastoletnim uchodźcą palestyńskim, który po śmierci swojego ojca w wyniku nalotu bombowego podejmuje ryzykowną decyzję uwolnienie pilota. Choć napięte stosunki pomiędzy ich państwami sprawiają, że Yoni i Fahed są wrogami, postanawiają połączyć siły, by zrealizować wspólny cel - uniknąć złapania przez libańskie frakcje militarne i przekroczyć granicę Izraela. Podczas tej długiej podróży odkrywają, jak wiele ich łączy.

"Mój przyjaciel wróg" jest pierwszą produkcją Unwina po niezależnym brytyjskim filmie "Jak zostać królem", który okazał się fenomenalnym sukcesem, największym przebojem roku w Wielkiej Brytanii. Podczas triumfalnego marszu po niezliczoną ilość nagród, wliczając w to cztery Oscary i siedem nagród BAFTA, "Jak zostać królem" był prezentowany na festiwalach filmowych na całym świecie, w tym także na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Dubaju, gdzie był filmem wyświetlanym na otwarcie. To właśnie w Dubaju Unwin został zapytany przez jedną z organizatorek festiwalu, czy nie zechciałaby poznać jej kuzyna, palestyńsko-amerykańskiego inżyniera, który zajmuje się również pisaniem scenariuszy. Ritzenberg, który wraz z Rizqiem napisał scenariusz do "Mojego przyjaciela wroga" kilka lat wcześniej, przyjechał do Dubaju z nadzieją, że uda mu się pozyskać budżet na sfinansowanie produkcji filmu, a być może również partnera - producenta. Unwin z kolei był absolutnie pewien, że nie chce, żeby jego kolejny film był niczym druga część "Jak zostać królem", toteż poczuł się zaintrygowany zarysem fabuły "Mojego przyjaciela wroga". Akcja osadzona na Środkowym Wschodzie, we wczesnych latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w przededniu wojny izraelsko-libańskiej, a przede wszystkim wzruszająca przyjaźń, jako główny motyw filmowej historii to elementy, które przyciągnęły go do tego projektu.

"Choć bardzo chciałem znaleźć punkty odróżniające ten projekt od mojego poprzedniego filmu, nie mogłem nie zauważyć, że główna oś dramaturgiczna - przyjaźń pomiędzy pilotem i chłopcem, których łączy wspólny cel jest bardzo podobna do "Jak zostać królem" - zauważa Unwin. - "Zarówno prywatnie, jak i jako producent filmowy lubię historie, które zawierają moralne przesłanie, niekoniecznie przedstawione wprost, bo myślę, że kino powinno wykorzystywać swoją potęgę do tego, by stawiać pytania dotyczące naszego człowieczeństwa."

Will Emsworth z Bedlam Productions przeczytał scenariusz i powiedział: "To najlepsza rzecz, jaką miałem okazję czytać od czasu "Jak zostać królem". Unwin całkowicie się zgadzał z entuzjastyczną opinią Emswortha i uważał, że "Mój przyjaciel wróg" to projekt, który ma szansę zaistnieć na międzynarodowej arenie. Kiedy Ritzenberg zdradził, że filmowiec z Izraela, Eran Riklis, miał spory wpływ na jego scenariusz i został przez niego zaproszony do współpracy w charakterze reżysera, Unwin, który był wielkim fanem filmu Riklisa z 2008 roku pod tytułem "Drzewo cytrynowe", uznał, że jest to doskonały wybór. Riklis, Ritzenberg i Unwin spotkali się w Londynie. "Potrzebowaliśmy zaledwie pięciu minut, żeby nabrać pewność, że chcemy zrobić ten film razem" - mówi Riklis. - "To był projekt zupełnie różny od moich poprzednich, ale bez wahania przyłączyłem się do niego. Doskonale się rozumieliśmy od samego początku."

W BLOKACH STARTOWYCH: PIERWSZE PRZYMIARKI DO FILMU

Każda historia ma swój początek, a początki projektu "Mój przyjaciel wróg" sięgają dwadzieścia lat wstecz. Wtedy to palestyński student zdobywający tytuł inżyniera na amerykańskim uniwersytecie natknął się w bibliotece na scenariusz do epickiego filmu Olivera Stone'a o wojnie w Wietnamie pod tytułem "Pluton". "Kilka dni później wypożyczyłem kasetę VHS z filmem - pamiętacie jeszcze coś takiego? - włożyłem do odtwarzacza i pomyślałem sobie 'To głupie. Ktoś oglądał ten film i spisywał wszystkie dialogi?' Zajęło mi dobrą chwilę zrozumienie, że ktoś najpierw napisał scenariusz, a dopiero potem nakręcił film na jego podstawie" - opowiada Nader Rizq. - "Zachwyciło mnie to, że są ludzie, którzy potrafią wykreować cały świat na kartce papieru." Rizq połknął haczyk i pisanie scenariuszy stało się jego "dziwacznym hobby" - dosyć nietypowym dla kogoś, kto wybrał karierę inżyniera elektroniki lotniczej i pracę w takich firmach, jak Motorola.

Z pochodzenie Palestyńczyk, urodzony w Kuwejcie, Rizq większość dzieciństwa spędził na Środkowym Wschodzie, a wakacje i ferie szkolne w West Bank, gdzie jego rodzice mieszkają do dziś. Inspiracja do napisania historii chłopca, który nigdy nie widział kraju, z którego pochodzą jego rodzice wydaje się całkiem oczywista. "Próbowałem znaleźć najlepszy sposób na zobrazowanie tego, jak to jest być Palestyńczykiem" - mówi Rizq. W 2001 roku zgłosił scenariusz "Mojego przyjaciela wroga" do prestiżowego konkursu Nicholls Fellowship i, ku własnemu zaskoczeniu, znalazł się w gronie finalistów. Jeden z członków jury zadzwonił do Rizqa i powiedział mu, żeby był dobrej myśli i nie poddawał się w wysiłkach znalezienie producenta do filmu. W 2007 roku scenarzyście udało się zainteresować swoim projektem Ritzenberga, producenta z prawie trzydziestoletnim doświadczeniem w branży, który ma na koncie produkcję i współreżyserię cenionego przez krytyków zapisu koncertu pod tytułem "Gospel" z 1983 oraz scenariusze dla największych hollywoodzkich producentów, jak Joe Roth, Ted Field czy Daniel Melnick. Ritzenberg jest także szefem sekcji scenariuszowej w Berkeley Digitial Film Institute z siedzibą w Zaentz Media Center w Berkeley w Kalifornii.

Kolejne trzy lata spędzili na poprawianiu i udoskonalaniu scenariusza: Ritzenberg pracował w Kalifornii, a Rizq na Florydzie. "Powinienem umieścić Skype'a w napisach końcowych" - śmieje się Ritzenberg. Pierwsza wersja scenariusz autorstwa Rizqa koncentrowała się mocno na palestyńskim bohaterze, a Ritzenberg był zdania, że należy odpowiednio wywarzyć proporcje i rozwinąć odpowiednio historię drugiego bohatera. "Pierwszą zmianą, jakiej dokonaliśmy było wprowadzenie równowagi między historią pilota i historią chłopca" - mówi Ritzenberg. - "Na szczęście Nader jest nie tylko niezwykle utalentowany, ale też otwarty na dyskusję i alternatywne pomysły na opowiedzenie jego historii."

Następnym posunięciem było stworzenie listy potencjalnych reżyserów. Ritzenbergowi zależało na znalezieniu kogoś miejscowego, kto umiałby nadać filmowi realności i wiarygodności. Eran Riklis bardzo szybko znalazł się na szczycie listy. Ten utalentowany i odnoszący sukcesy reżyser izraelski zadebiutował w 1984 roku filmem "B'Yom Bahir Ro'im et Dameshek", który nakręcił krótko po ukończeniu brytyjskiej Szkoły Filmowej i Telewizyjnej. Wiele z jego filmów było prezentowanych na międzynarodowych festiwalach filmowych, zdobywając nagrody i ciesząc się dobrym przyjęciem przez krytyków i publiczność. Inne, jak na przykład "Zohar" z 1993 roku, stały się wielkimi przebojami w jego kraju. Trzy z jego filmów, "Gmar Gavi'a" (1992), "Syryjska narzeczona" (2004) i "Drzewo cytrynowe" (2008), opowiadały w sposób pełen współczucia, empatii i wrażliwości o skomplikowanych relacjach arabsko-izraelskich. "Zakochałem się bez reszty w filmach Erana" - mówi Ritzenberg. - Czułem, że jego kompetencja w przedstawianiu historii umiejscowionych na Środkowym Wschodzie jest gwarancją autentyczności w naszym filmie, a także, że Eran zadba o obiektywność i uczciwość, bo tak postępował w przeszłości."

To było niezwykle ważne dla Ritzenberg - wrażliwość na cierpienia każdej ze stron konfliktu. Riklis początkowo miał duże wątpliwości, bo zgłębiał już podobną tematykę w trzech filmach, które nazywa swoim "Środkowo-Wschodnim cyklem", a poza tym scenariusz był, jego zdaniem, nieco zbyt dogmatyczny. Po spotkaniu z Ritzenbergiem w Nowym Jorku, przesłał mu mailem swoje uwagi i czekał na rozwój sytuacji. "To były bardzo obszerne i wyczerpujące temat spostrzeżenia" - wspomina Ritzenberg. - "Eran zmienił całą strukturę scenariusz, tak by koncentrował się na postaci chłopca i przedstawiał historię widzianą z jego perspektywy. Powiedział: 'Niech pilot spadnie nagle z nieba, niech chłopiec, a razem z nim publiczność, zaczną spekulować kim ten facet jest, a potem, krok po kroku, powoli, zaczną go poznawać.' To było genialne."

"Zachwycił mnie pomysł Erana, bo dotyka istoty tej historii: to tak naprawdę historia dwóch bohaterów, pilota i chłopca, cała reszta jest nieważna" - mówi Rizq, który wymienia "Tańczącego z wilkami", "Pola śmierci" i "Krzyk wolności", jako najważniejsze inspiracje dla "Mojego przyjaciela wroga". - "Pomysł Riklisa pomógł nam odpolitycznić film, czyniąc z niego bardziej opowieść o pilocie i chłopcu, niż o pilocie i innych ludziach z obozowiska. Im bardziej koncentrujemy się na tej parze, tym lepiej docieramy do serca tej historii." Podczas, gdy Riklis kręcił swoje dwa kolejne filmy - nagrodzone przez Izraelską Akademią Filmową - "Misja kadrowego" i "Playoff" - Rizq z Ritzenbergiem przerabiali scenariusz. Następnie, na zaproszenie kuzyna Rizqa, udali się do Dubaju na spotkanie z potencjalnym partnerem produkcyjnym, prezesem Bedlam Productions, którego musieli namówić do współpracy, by mogła ruszyć produkcja filmu. Ritzenberg tak wspomina to spotkanie: "Powiedział mi, że jest gotów pójść nawet na koniec świata, żeby zrealizować ten projekt i dotrzymał swojej obietnicy."

PODERWANIE SIĘ DO LOTU: START PRODUKCJI

Z Unwinem na pokładzie ambicje dotyczące filmu wzrosły, zarówno w odniesieniu do budżetu, jak i ekipy realizacyjnej. Filmowcy wierzyli, że warto zaplanować produkcję tego filmu na większą skalę. Prace nad scenariuszem powoli zmierzały ku końcowi, ostatnie poprawki miały na celu wyeliminowanie wszystkich politycznych elementów. "Eran zawsze był wielkim wrogiem sloganów" - wyjaśnia Ritzenberg. "Jestem Izraelczykiem i są pewne ścieżki, którymi na pewno nie pójdę" - mówi Riklis. - "Jeśli chcemy odejść od polityki, musimy pokazać tę historię w taki sposób, w jaki na Środkowym Wschodzie przedstawiają to politycy swoim obywatelom: chłopiec mówi to, a pilot mówi tamto - ty decydujesz, która wersja cię przekonuje."

Wiedząc, że Riklis ma już w planach dwa kolejne projekty, Unwin postanowił doprowadzić do rozpoczęcia produkcji filmu najszybciej, jak to tylko możliwe. "To było interesująca współpraca dla nas obu" - deklaruje Riklis. - "Dla Garetha "Mój przyjaciel wróg" był odskocznią od filmu, który odniósł ogromny sukces, ale był bardzo brytyjski. Nasz film był podróżą w nieznane i podziwiam odwagę, która sprawiła, że podjął to wyzwanie. Bliski Wschód to niebezpieczne terytorium, niezależnie od tego, co tam robisz. Każdy ma tu odmienny punkt widzenia." Unwin również jest pełen podziwu dla reżysera: "Eran ma wspaniałą umiejętność inspirowania ludzi do działania. Wszyscy bardzo go szanują, jest ciepłą osoba, która zawsze jest gotowa udzielić wsparcia komuś w potrzebie. Był kapitanem naszego statku, którego szczerze podziwiałem."

Rozpoczęcie produkcji filmu zostało oficjalnie ogłoszone podczas Międzynarodowego Festiwalu w Cannes w 2011 roku, gdzie ostatnie puzzle finansowej układanki zostały zgromadzone, gdy Pathe International podjęło współpracę jako międzynarodowy agent sprzedażowy filmu i dystrybutor na terenie Francji. Prawa do dystrybucji filmu w Izraelu kupił United King Films, a reszta budżetu została sfinansowana przez prywatnych inwestorów, w dużej mierze tych, z którymi Unwin miał okazję współpracować przy produkcji "Jak zostać królem". "Mój przyjaciel wróg" to pierwszy film w koprodukcji izraelsko-brytyjskiej. Film otrzymał również wsparcie finansowe ze strony Francji.

"Slumdog. Milioner z ulicy" udowodnił, że publiczność potrafi zakochać się w filmach, w których język angielski miesza się z miejscowym dialektem. "Mój przyjaciel wróg" podąża tą samą ścieżką: początek historii, gdy Fahed sprzedaje papierosy na ulicach Bejrutu, jest w języku angielskim; w kolejnej części, gdy poznajemy bliżej Faheda, jego kolegów i otoczenie bohaterowie przechodzą na arabski. Powrót do angielskiego, który znają obaj główni bohaterowie następuje, gdy na scenie pojawia się Yoni.

NAWIGACJA ŚWIETLNA: AKTORZY

Twórcy filmu wiedzieli, że ich ambicje dotyczące międzynarodowej dystrybucji filmu wymagają pozyskania do projektu uznanego aktora, który zagrałby Yoniego. Stephen Dorff był jedną z pierwszych osób, która przyszła im do głowy. Choć filmowy pilot miał być dwudziestokilkulatkiem - bo taki jest średni wiek pilota Izraelskich Sił Powietrznych, zagrał go trzydziestoośmioletni aktor. Twórcy uznali, że może z powodzeniem zagrać osobę tuż po trzydziestce, czyli w wieku, w którym większość pilotów jest już w rezerwie i, że postarzenie Yoniego przyda tej postaci emocjonalnej głębi. Dzięki temu mogli wzbogacić postać pilota o rodzinę: ciężarną żonę, którą poznajemy dzięki fotografii odkrytej przez Faheda oraz w nieżyjącego ojca.

Dorff stał się pożądanym i poszukiwanym aktorem po swojej doskonałej kreacji w filmie Sofii Coppoli "Somewhere. Między miejscami", który wyniósł go ponownie na szczyt. Od tego czasu zagrał w kilku znaczących amerykańskich filmach, jak na przykład "Immortals. Bogowie i herosi 3D" (reż. Tarsem Singh) i miał dużą ochotę na zmianę repertuaru. Riklis miał początkowo obawy, czy Dorff będzie przekonujący w roli Izraelczyka, ale szybko się ich pozbył, gdy spotkał się z aktorem w Nowym Jorku. "Wielu Izraelczyków wygląda podobnie jak Stephen" - konstatuje reżyser. - "On wygląda jak pilot - człowiek o szorstkiej powierzchowności, która skrywa wrażliwą duszę. Zaintrygował mnie. Gdy poszukuję odpowiedniego aktora do danej roli, staram się znajdować takich, którzy wyglądają, jakby skrywali jakiś sekret. W Stephenie jest coś, co chciałoby się odkryć." Riklis i Dorff zauważają także, że w ostatnich latach wielu znanych aktorów, jak Eric Bana w "Monachium" (reż. Steven Spielberg), czy Helen Mirren, Jessica Chastain i Sam Worthington w "Długu" (reż. John Madden), zagrało z powodzeniem Izraelczyków, mimo, że ich wygląd nie kojarzy się z wyglądem typowego mieszkańca Izraela. "Wiele osób pytało mnie z niedowierzaniem, czy naprawdę mam zamiar zagrać Izraelczyka" - śmieje się Stephen Dorff. - "Ale to jest właśnie to, co najbardziej kocham: być jak kameleon, wcielać się w całkowicie różne postaci. A odkąd wróciłem z Izraela, z planu filmowego, mnóstwo osób mówi do mnie po hebrajsku, biorąc mnie za rodowitego Izraelczyka. Jak dla mnie, każdy kolejny film powinien być zupełnie inny, niż poprzedni. Bardzo się cieszę, że mogłem zagrać w "Moim przyjacielu wrogu".

Dorff przyleciał do Izraela na kilka miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć, żeby nauczyć się hebrajskiego. Aktor z radością podjął się niemałego wyzwania, jakim było opanowanie języka i pozbycie się angielskiego akcentu. Riklis, który miał wątpliwości, co do powodzenia tego planu, był pod wielkim wrażeniem rezultatów. Dorff chciał także przed zdjęciami poznać jak najlepiej miejscową kulturę. "Chciałem zanurzyć się w tym świecie" - mówi aktor. - "Mój ojciec jest Żydem, a moi dziadkowie byli Żydami do kwadratu, więc mam spore doświadczenia z kulturą żydowską w Ameryce, ale są one całkowicie odmienne od tego, czego doświadczyłem w Izraelu. Pobyt w Ziemi Świętej, zobaczenie Jerozolimy, Morza Martwego, Tyberiady, zdjęcia w Hajfie i w ogóle cały ten kraj jest po prostu niezwykły. Myślę, że jedyne ważne miejsca, do których nie dotarłem to Eilat i Nazaret. Świetnie się bawiłem podczas kręcenia filmu i nawiązałem wiele przyjaźni. Izrael to miejsce, do którego z pewnością kiedyś powrócę."

Stephen Dorff miał także rzadką okazję wstępu do wielu baz wojskowych, w których mógł zasiąść za sterami prawdziwego F-16, poznać historię konfliktów zbrojnych Izraela oraz spotkać się z wieloma aktywnymi i emerytowanymi pilotami, którzy podzielili się z nim swoimi doświadczeniami z misji bojowych, lotów z prędkością ponaddźwiękową, a nawet niewoli. "Poznałem pilota, który został pojmany przez Syryjczyków w 1982 roku i przetrzymywany w niewoli przez dwa i pół roku" - wspomina Dorff. - "Obecnie jest pilotem linii pasażerskich El Al, podobnie jak wielu emerytowanych pilotów wojskowych." W końcowej części filmu, Yoni leci helikopterem. Dorff odkrył, że pilot, który prowadził śmigłowiec był zaangażowany w dramatyczną misję ratunkową, której celem było uwolnienie jego partnera Rona Arada - izraelskiego pilota zestrzelonego przez Libańczyków w 1986 roku, który nigdy nie powrócił z niewoli. Młody pilot opowiadając aktorowi tę historię zaznaczył, że jeśli zawyje alarm, będzie musiał przerwać, ponieważ będzie miał pięć minut, by znaleźć się w powietrzu.

Największym wyzwanie, jeśli chodzi o odtwórcę roli Faheda, było znalezienie chłopca, który swobodnie mówi po angielsku, arabsku i hebrajsku. Poszukiwania aktora do tej roli oraz młodych aktorów do ról jego rówieśników były szeroko zakrojone i obejmowały Izrael, Paryż i Londyn. Riklis, Unwin i Ritzenberg przesłuchali czterystu chłopców, zanim znaleźli finałową piątkę. Początkowo Fahed miał mieć dziesięć lat, ale filmowcy zdecydowali, by - podobnie jak było w przypadku postaci Yoniego - nieco postarzyć bohatera. Jedenastoletni lub dwunastoletni aktor miałby, ich zdaniem, większe szanse, żeby poradzić sobie z zagraniem najbardziej wymagających scen.

Trzynastoletni Abdallah El Akal współpracował wcześniej z Riklisem przy realizacji jego krótkometrażowego filmu "A Soldier and a Boy" i jego kandydatura była pierwszym pomysłem, jaki nasunął się reżyserowi, niemniej jednak poddał młodego aktora całemu rygorystycznemu procesowi castingowemu, żeby mieć całkowitą pewność, co do słuszności swojego wyboru. "Myślę, że Abdallahowi musiał się to wydawać nieco szalone, ale musiałem mieć pewność" - mówi Riklis. - "Bałem się, że Abdallah może być zbyt profesjonalny. Musieliśmy sprowadzić go z powrotem na ziemię i sprawić, żeby był trochę bardziej dziecinny. Okazało się to zupełnie proste, bo ten chłopiec jest niesamowity. Ma szczególny talent i mnóstwo uroku. Cała ekipa oszalała na jego punkcie, a on świetnie zrozumiał swoją rolę w najdrobniejszym nawet szczególe."

"Abdallah jest niesamowicie utalentowany" - potwierdza Unwin. - "Był świetny, jak zresztą wszystkie dzieciaki, które zagrały w naszym filmie. Wszyscy oni byli tak przejęci i zaangażowani w swoją pracę. Tym, co nas wszystkich najbardziej zaskoczyło była ilość humoru, jaką wnieśli do filmu. W filmie jest wiele intensywnych emocjonalnie scen, które staraliśmy się rozegrać z taktem i zrozumieniem dla zagmatwanej, politycznej sytuacji, ale za sprawą dzieciaków są w nim też cudowne, zachwycające momenty, które sprawiają, że nie sposób się nie roześmiać."

Odtwórcy dwóch głównych ról w filmie "Mój przyjaciel wróg" mają jedną wspólną cechę: obaj zaczęli przygodę z aktorstwem w bardzo młodym wieku. Stephen Dorff wygrywał castingi do seriali i filmów telewizyjnych już w wieku jedenastu lat, a El Akal stawiał swoje pierwsze aktorskie kroki jeszcze wcześniej, bo w wieku lat ośmiu. "Stephen był pod wielkim wrażeniem Abdallaha" - mówi Ritzenberg. - "Myślę, że Fahed przypominał mu młodszą wersję siebie samego. Zresztą wszyscy się w nim zakochaliśmy. To wspaniały dzieciak o bardzo interesującej osobowości. Wszyscy na planie byli zdania, że jest doskonały w roli Faheda i chyba wszyscy widzieli w nim też jakąś cząstkę siebie."

Na planie Abdallah dawał z siebie wszystko - kiedy kamera zaczynała kręcić po prostu zamieniał się w swoją postać. A w przerwie między zdjęciami przekomarzał się z załogą, kierował ruchem z jednej lokalizacji do drugiej i angażował się w różne prace ekipy. "Mój przyjaciel wróg" dał młodemu aktorowi możliwość zaprezentowania swojego talentu międzynarodowej publiczności. "Powiedziałem mu, że liczę na to, że to dzięki niemu dostanę kolejnego Oscara. Ale, oczywiście, nie chcę wywierać na nim presji" - żartuje Unwin.

Stephenowi Dorffowi i Abdallahowi El Akalowi na planie towarzyszyła międzynarodowa obsada, w tym Alice Taglioni ("Łup", "Różowa pantera"), Loai Nofi ("Drzewo cytrynowe"), Tarik Copti ("Drzewo cytrynowe", "Syryjska narzeczona"), Mira Awad (znana izraelska śpiewaczka), Ashraf Barhom ("Królestwo", "Paradise Now"), Ashraf Farah ("Granaty i mirra"), Ali Suliman ("W sieci kłamstw", "Królestwo") oraz Joni Arbid ("Sof Shavua B'Tel Aviv", "Karov La Bayit").

KRAJOBRAZ Z OKNA: ZDJĘCIA W IZRAELU

Okres zdjęciowy obejmował trzydzieści dziewięć dni, w maju i kwietniu 2012 roku. Zdjęcia były realizowana głównie w Izraelu, częściowo również w Libanie. Unwin i Ritzenberg byli zdania, że nie należy ruszać na plan zdjęciowy w głąb nieznanego kraju z ekipą złożona wyłącznie z Brytyjczyków i Europejczyków, toteż nawiązali współpracę również z miejscowymi filmowcami. W ekipie filmowej, obok duńskiego operatora Dana Laustsena, autora zdjęć do filmów "Solomon Kane: Pogromca zła" (reż. Michael J. Bassett) i "Liga niezwykłych dżentelmenów" (reż. Stephen Norrington) oraz francuskiego montażysty Herve'a Schneida, który pracował między innymi przy takich filmach, jak "Amelia" (reż. Jean-Pierre Jeunet) i "Delicatessen" (reż. Jean-Pierre Jeunet i Marc Caro), znaleźli się także twórcy pochodzenie żydowskiego i arabskiego, jak na przykład scenograf Yoel Herzberg, dyrektor artystyczny Nir Alba, czy kostiumolog Hamada Atallah.

Unwin i Ritzenberg wspominają wspólnie epizod, który wydarzył się na planie i który jest jaskrawym przykładem różnić pomiędzy Palestyńczykami, a Libańczykami, a zarazem ich gotowości do osiągnięcia porozumienia i do wspólnej pracy. "W trzecim dniu zdjęć nasz sekretarz planu, który jest Palestyńczykiem, podniósł kamień i powiedział "to palestyński kamień" - opowiada Unwin. - "Na to włączył się inny członek ekipy, mówiąc: "mylisz się, to kamień izraelski". Odłamek skały był dla jednego z nich kawałkiem Palestyny, a dla drugiego kawałkiem Izraela. Nie przeszkadzało im to jednak zgodnie pracować na planie każdego dnia."

W sytuacji, gdy oba graniczące ze sobą kraje mają bardzo podobny krajobraz, ciężko było znaleźć odpowiednie, a zarazem charakterystyczne dla danego państwa lokalizacje. Naznaczony wojennymi bliznami Bejrut z 1982 roku i obóz uchodźców Shatila były miejscami najtrudniejszymi do odtworzenia; ich rekonstrukcja pochłonęła lwią część budżetu scenograficznego. Zespół do spraw lokalizacji znalazł dzielnicę w Hajfie, która po odpowiednich zabiegach zagrała stolicę Libanu, obóz Shatila oraz Martyr's Square w Bejrucie. Filmowcy uważali, że pierwsza scena, w której widzimy Faheda na ulicach Bejrutu jest kluczowa dla filmu - powinna wyraźnie osadzać jego akcję w określonym miejscu i czasie. Riklis, który w swojej reżyserskiej karierze miał okazję filmować bardzo różne scenerie Izraela jest przekonany, że widzowie bez trudu uwierzą, że widzą na ekranie Liban z 1982 roku, a nie współczesny Izrael. "Doświadczeni twórcy filmowi dobrze wiedzą, jak wykorzystać dostępne lokalizacje i sprawić, by wyglądały na zupełnie inne miejsca" - zauważa reżyser. - "Pamiętam, że gdy pierwszy raz oglądałem "Ulice nędzy" Martina Scorsese, film który kocham, byłem przekonany, że został w całości nakręcony w Nowym Jorku. Po pewnym czasie odkryłem, że tak naprawdę zdjęcia były realizowane w Los Angeles."

Zespół do spraw lokalizacji, z Guyem Razem na czele, wykonał imponującą pracę wyszukując doskonałe miejsca do realizacji zdjęć w niewielkim w sumie kraju, czym wzbudził zaskoczenie i podziw całej ekipy realizatorów, dając im też uczucie, że pracują nad wyjątkowym filmem. Riklis nie chciał, żeby ta część obrazu, która ma miejsce po ucieczce Yoniego i Faheda z Bejrutu, gdy bohaterowie są cały czas w drodze, zamieniła się w nudnawy film podróżniczy. "Żartowaliśmy sobie na planie, że oto przed nami kolejne wzgórze, kolejny szczyt, kolejna rzeka... 'Jak wiele jeszcze wzgórz będziemy musieli znieść?'" - śmieje się Riklis. - "Przemierzaliśmy ten kraj wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu najlepszych lokalizacji i, chociaż znam Izrael, przekonałem się, że większość tych miejsc widzę po raz pierwszy. Zauważyłem, że ekipa była wręcz zachwycona niektórymi krajobrazami. Gdybym miał zareklamować Izrael zachodnim producentom, powiedziałbym: 'Spójrzcie, co udało nam się osiągnąć w naszym filmie. W Izraelu można znaleźć tak zróżnicowane lokalizacje w stosunkowo niewielkim oddaleniu od siebie.'" Kręcenie w tylu różnych miejscach było wyzwaniem logistycznym dla całej ekipy, która niemal każdego dnia musiał wszystko spakować i przenieść się w kolejne miejsce. "Byliśmy jak wędrowny cyrk" - wspomina Riklis. - "Przerzuty były prawie codziennie. Ale miałem uczucie, że skoro nasi dwaj bohaterowie filmowi mogą podjąć takie wyzwanie, to my również powinniśmy."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mój przyjaciel wróg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy