Reklama

"Minister": WYWIAD Z REŻYSEREM

- Skąd pomysł na film, opowiadający o polityce?

Chciałem nakręcić film o władzy, ale w psychologicznym jej wymiarze. Interesowało mnie opowiedzenie historii o człowieku, który został skonfrontowany z samym sercem władzy.

- Dlaczego?

Bo to trudny, mało znany, a w dodatku zupełnie zagadkowy świat. Poza tym od zawsze interesowało mnie kino zaangażowane politycznie, opowiadające o społeczeństwie, o tym, przez co w obecnych czasach przechodzimy.

- Dlatego zdecydował się Pan napisać scenariusz do tego filmu?

Reklama

Tak. Poza tym bardzo mnie interesuje dziennikarstwo polityczne. Przy pisaniu tego scenariusza wzorowałem się na materiałach, do których każdy z nas ma dostęp: na artykułach prasowych, zdjęciach, książkach, kilku wizytach w parlamencie. Dużo czytałem na temat władzy, jej mechanizmów i struktur. Jeśli ktoś chce napisać taki scenariusz, musi wziąć to wszystko pod uwagę. Inaczej nie jest w stanie oddać prawdziwego oblicza polityki. Ulega raczej procesowi fascynacji, a nie głębokiej analizy.

- Skąd czerpał Pan inspirację?

Głównie z fotografii politycznej. Zebrałem 300 zdjęć, które wydały mi się istotne z punktu widzenia tego filmu, a potem po prostu przenosiłem je na ekran. Po drugie miałem kilku doradców, w tym: fotografa, pracującego dla francuskiego dziennika Libération, byłego prywatnego sekretarza ministra transportu, a także osobę z działu PR. Co prawda scenariusz filmu napisałem sam, ale oni dostarczyli mi istotnych wskazówek.

- Dzięki nim wymyślił Pan, że bohaterem będzie minister transportu?

Najbardziej zainteresowała mnie w tej postaci relacja pomiędzy emocjami a władzą. Nie chodzi tu jednak o władzę i jej mechanizmy, ale o sprawdzenie jak pewne rzeczy w życiu człowieka zależą od jego punktu widzenia, emocji, przyjaźni, szacunku lub jego braku. Człowiek zastanawia się kim są ludzie, którzy od 20, 30 lat działają w polityce. Ich zdolność do przetrwania wydaje się być niewiarygodna. A przecież gabinety rządowe i ministrowie to podobno bardzo niestabilne posady.

- W tym filmie skonfrontował Pan dwie przeciwstawne osobowości: ministra i jego asystenta.

Z jednej strony pokazałem człowieka w świetle jupiterów, z drugiej - człowieka, pozostającego w ich cieniu. Człowieka na zewnątrz i człowieka od wewnątrz, mężczyznę pozostającego w nieustannym ruchu i w inercji. Osobisty asystent ministra musi zachowywać neutralność, dyskrecję i elegancję. Z kolei minister to raczej postać, która odzwierciedla skomplikowanie dzisiejszego świata, jego szybkość, technologię, społeczne napięcia, a także naciski ze strony rządu. To szczególny typ osobowości, która jednocześnie jest zaangażowana w życie, ale ma w sobie wielkoduszność. Jest twardy, bo władza wykształca w człowieku hardość. Jest w nim zapał, choć wcale nie chodzi tu o to, aby gloryfikować człowieka stanu.

- Ale relacja tych ludzi przypomina raczej zależność niewolnika od pana.

To prawda. W tym filmie dominacja i uległość to najważniejsze motywy działania. Jedna postać dominuje nad drugą, ale sama też jest zdominowana przez kogoś innego. Widać to w ostatniej scenie, gdzie wszyscy i tak lądują w biurze prezydenta. Poniżenie jest w tym filmie wszechobecne, ale nikt nie jest na tyle cyniczny, aby lubić wybuchy złości lub utratę panowania nad sobą. Bycie wybuchowym to część polityki i dlatego hasło "myśl pozytywnie" jest tu wszechobecne. Zmusza nie tylko do optymizmu, lecz również do pohamowania emocji.

- Kim jest tytułowy minister?

Miałem dwie opcje. Mogłem pokazać ministra jako prawego człowieka albo cynika. Zdecydowałem się, że będzie osobą, która podlega procesowi zmiany, powoli zdobywa świadomości czym jest zawód, który wykonuje. Zaczynał od służby dla dobra nie swojego, lecz ogółu. Reprezentował interesy partii i obecnego rządu. Dopiero z czasem uzyskał niezależność i wolność. Wypadek kierowcy bardzo go zmienia. Kiedy ktoś jest tak blisko śmierci, zazwyczaj przechodzi przemianę. W tym właśnie momencie Saint-Jean uświadomił sobie, że jego kierowca też był człowiekiem, choć do tej pory nie był nim zainteresowany. Nagle jednak ten "niewidzialny" człowiek umiera. Staje się to dla ministra niemal "duchowym" przeżyciem. Zostanie tym doświadczeniem naznaczony na zawsze.

- Dlaczego nie nakręcił Pan filmu o prawdziwym przedstawicielu władzy?

Nie chciałem robić filmu biograficznego. Nie interesowało mnie pokazanie żądzy władzy, ani tym bardziej sportretowanie prawdziwych rozgrywek politycznych, pracy rządu lub ministerialnych funkcji. Dlatego nie chciałem skupiać się na prawdziwym życiu politycznym, nie chciałem go odwzorowywać. Zamiast tego wolałem pokazać zwykłe fakty z codzienności polityków. A ponadto chciałem podkreślić, że dzisiejsi politycy są uwikłani w oszalały wir, bo społeczeństwo staje się coraz bardziej skomplikowane, obsesyjnie uzależnione od technologii i mediów. Politycy podlegają dokładnie tym samym zjawiskom.

- A skąd pomysł na wykorzystanie w filmie tematu prywatyzacji kolei?

Umożliwiło mi to pokazanie mechanizmu władzy, strategii, jakich używają politycy, aby ją utrzymać. Zrozumiałem, że każda poważna reforma potrzebuje nowego rozdania, nowej twarzy, która ją wprowadzi. Poza tym chciałem skonfrontować Saint-Jeana z jego własnymi przekonaniami. Dopóki przecież nie był zaangażowany w ten temat, z całych sił go krytykował.

- Jak długo pracował Pan nad tym filmem?

Siedem lat. Na początku chciałem pokazać "niewidzialną" potęgę władzy, a także ludzi, którzy co prawda znajdują się poza rządem, ale w sposób "niewidzialny" poruszają strunami. Chciałem pokazać, że polityczne decyzje nie są podejmowane przez jedną osobę, lecz przez cały sztab ludzi. Tylko nam się wydaje, że stoi za tym jeden człowiek.

- Ten film pozbawiony jest ideologii. Dlaczego unika Pan prostych i jasnych osądów?

Bo tu nie chodzi o ideologię. Widz sam tworzy własną interpretację faktów. W innym wypadku musiałbym zrobić rodzaj thrillera, w którym pojawiają się obsesja szybkości, dramatyczne epizody i oczywiście niestała historia. Ten film opowiada raczej o sile percepcji.

- Skąd pomysł, aby Olivier Gourmet zagrał główną rolę?

Bo to jeden z najlepszych aktorów swego pokolenia. Moim zdaniem tylko on był w stanie oddać złożony charakter tej postaci. Gdy zastanowimy się nad ilością emocjonalnych stanów przez które musi przejść minister, zrozumiemy jak trudna jest ta rola. Każda scena jest tu aktorskim wyzwaniem. Olivier całkowicie oddał się tej roli. Włożył dużo energii w zagranie tej postaci. Sposób, w jaki się porusza, mówi, reaguje i uzewnętrznia na twarzy emocje, jest naprawdę poruszający. Potrzebowałem takiego aktora, z tak silnym wyczuciem ciała.

- A dlaczego obsadził Pan Michela Blanca w roli asystenta?

Bo ta rola wymaga szczególnego typu aparycji. On niejako "nosi państwo" na ramionach. Ta postać wymaga specyficznego stylu gry, bardzo oszczędnego w środkach. Michel jest w tym świetny. Zresztą od jakiegoś czasu chciał zagrać w filmie politycznym. To wspaniały aktor, tylko niestety nie został odkryty.

- Ale do roli kierowcy zatrudnił Pan amatora.

To był mój pomysł, zresztą do roli ochroniarzy również zatrudniłem nieprofesjonalistów. Ich poszukiwanie zabrało mi sporo czasu. Minęło kilka miesięcy zanim znalazłem aktora, który był idealnym kierowcą. Gdy poznałem Sylvaina Deblé'a, od razu zrozumiałem, że idealnie pasuje do tej roli. Było w nim coś naiwnego, co bardzo ceniłem. Od razu mi się spodobał.

- Dlaczego film skupia się raczej na sprawach społecznych, nie pokazując życia prywatnego ludzi władzy?

Nie chciałem w sposób naturalistyczny podchodzić do tego scenariusza. Starałem się raczej odnaleźć i pokazać szczególne walory całej tej historii. Miałem obsesję na temat dwóch spraw - doświadczenia przez widza historii, którą pokazujemy na ekranie oraz intensywności wrażeń, przez jakie musi przejść. W moim poprzednim filmie, Wersalu, chodziło o melodramatyczną intensywność doznań. W Ministrze natomiast liczy się innego rodzaju intensywność - przypominająca stylistykę thrillera. Starałem się zachować pełną wolność w budowaniu scenariusza. Nie zawsze podążałem za psychologią.

- Jaką rolę odgrywa w filmie scena snu ministra?

W tej scenie chciałem pokazać jakim człowiekiem jest tytułowy bohater. To typowy pracoholik, którego pochłania praca. Nagle musi w nocy jechać na miejsce wypadku, w którym zginęły dzieci. I tylko dlatego, że takiego zachowania oczekuje od niego opinia publiczna. Scena snu pozwala nam lepiej zrozumieć, jak zmienna pod względem emocjonalnym jest praca ministra. Naprawdę chciałbym, aby widz czuł empatię do samotności i bólu tego człowieka.

- Jakie są Pana filmowe plany?

Planuję nakręcić film o Francuskiej Rewolucji.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Minister
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy