Reklama

"Matki w mackach Marsa": UWAŻAJ! BO MAMA ODLECI

Słynny w USA autor komiksów Berkeley Breathed (ur. 1957) ma na koncie między innymi parodię "Star Trek" - "Honky Trek", oraz tworzoną od lat 80. ostrą satyrę polityczną "Bloom County". W tamtej dekadzie stworzył bardzo popularną postać pingwina Opusa (który komentował aktualne polityczne wydarzenia), a także Kota Billa (odpowiedź na innego komiksowego kota, Garfielda), o manierach dekadenckiego rockera. Zdobył Nagrodę Pulitzera w 1987 roku. Pod wpływem przemożnego impulsu napisał także książkę dla dzieci i sam ją zilustrował. - Miało to miejsce dokładnie 10 września 2006 roku - opowiadał. - Mój pięcioletni wówczas syn Milo odmówił zjedzenia brokułów i odbiegł od stołu, mówiąc na temat swojej mamy coś, co nie nadaje się do przytoczenia, a co kosztowało mnie wcale nietanią terapię. Powiedziałem mu: Myślałbyś inaczej o swojej mamie, gdyby dziś w nocy porwali ją Marsjanie. Tej samej nocy napisałem tę książeczkę. A reszta to już historia wytwórni Disneya. Mam nadzieję, że teraz, pięć lat po tamtym zdarzeniu, Milo zobaczy wokół siebie szczęśliwe dzieciaki i przekona się, jak twórczym okazał się ten jeden z najmroczniejszych epizodów jego życia - żartował autor. Prawa do książki nabyła wytwórnia ImageMovers, która odnosiła już wcześniej znaczące sukcesy na polu familijnej rozrywki, realizując filmy także w technice 3D ("Ekspres polarny", 2004, reż. Robert Zemeckis, "Straszny dom" - "Monster House", 2006, reż. Gil Kenan). I tym razem zdecydowano posłużyć się zarówno 3D, jak i nowatorską techniką "motion capture", która czyni w ostatnich latach ogromne postępy. Reżyserię powierzono doświadczonemu animatorowi Simonowi Wellsowi, głównym producentem został znany z miłości do technicznych nowinek Zemeckis ("Forrest Gump", "Ze śmiercią jej do twarzy"). W pracy nad scenariuszem pomogła reżyserowi jego żona Wendy. Bardzo kuszące było stworzenie za pomocą animacji komputerowej fantastycznej marsjańskiej scenerii. Reżyser tak tłumaczył swe zamiary: - Dla mnie kluczowym momentem był ten, o którym opowiadał Berkeley: w chwilach pełnych emocji dziecko zaczyna sobie zdawać sprawę, jak silna więź łączy go z matką. Pokazaliśmy, jak dziecko się o tym przekonuje. Wendy w pełni zgadzała się ze mną w tej sprawie. Książka była krótka, filmowcy doszli zatem do wniosku, że należy rozwinąć jej fabułę oraz postaci. Dlatego znacznie rozbudowano ich perypetie na Marsie. - I mama, i syn podróżują do nieznanej im krainy, poznają obcych, co sprawia, że zachodzi w nich głęboka przemiana. Nasz dzieciak odbywa prawdziwie heroiczną i pełną niebezpieczeństw podróż, by przekonać się, jak bardzo kocha swoją mamę - komentowała scenarzystka.

Reklama
materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Matki w mackach Marsa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy