Reklama

"Matki w mackach Marsa": DZIECIAK, MAM I KOSMICZNA FERAJNA

Milo - ma dziewięć lat, zaczytuje się komiksami, uwielbia historie o zombie i pasjami skacze po łóżku. To oczywiste, że nie ma czasu na jedzenie warzyw i pomaganie rodzicom. Gdy chce przeprosić mamę za swe niegrzeczne zachowanie, okazuje się, iż jest na to za późno... Została porwana przez statek kosmiczny Marsjan! Milo nie złoży broni - musi ją uratować. Do zagrania Mila zaproszono trochę większego chłopca - Setha Greena (lat 35), wszechstronnego aktora, cenionego zwłaszcza za role komediowe (serial "Family Guy", trylogia o agencie Austinie Powersie, "Wyścig szczurów"). Producent Jack Rapke tak komentował jego pracę: - Był po prostu zdumiewający. Potrafił w zbliżeniach oddać sprzeczne emocje i niewinność dziewięciolatka. To świadczy o jego wielkiej aktorskiej klasie. Natomiast aktor tak mówił o swym występie: - Największą trudnością było to, że jako dorośli, wskutek kolejnych doświadczeń, nabieramy nawyku zachowywania się tak, by inni dobrze nas oceniali. Do pewnego momentu dzieciaki są jednak spontaniczne i szczere i nie dbają o opinię otoczenia. Nie włączają żadnych filtrów zachowania. Trzeba było oddać ten stan rzeczy. Nie było to zadanie łatwe, ale jakże wyzwalające. Scenograf Douglas Chiang odnotował: - To było coś kapitalnego obserwować Setha podczas pracy. Postanowiliśmy nie studiować jego zdjęć z dzieciństwa, tylko wyobrazić sobie, jak mógł wtedy wyglądać. Dopiero potem, wychodząc od tego materiału, stworzyliśmy jego celowo przesadzony, filmowy portret, rodzaj czułej karykatury. Natomiast Joan Cusack tak wspominała pracę ze swym kolegą: - Naprawdę zdumiewał. Ma wielkie rezerwy energii i dyscypliny. A było to konieczne, bo w przypadku tego filmu mieliśmy do czynienia zarówno z wysiłkiem fizycznym, jak i wytężoną pracą wyobraźni. Gdy musieliśmy zagrać jedną szczególnie trudną, wspólną, pełną emocji scenę, Seth spisał się na medal!

Reklama

Mama - bardzo kocha swego syna i zawsze chce dla niego jak najlepiej. A czyż jedzenie brokułów nie jest zdrowe? Uważa też, że nie należy próbować karmić warzywami kota. Działania Mamy nie zawsze znajdują uznanie Mila, ale budzą wielki szacunek Marsjan, którzy szukają kogoś takiego jak ona. Joan Cusack ("Mama na obcasach", "Przeboje i podboje") natychmiast zgodziła się na występ. - Scenariusz Wendy i Simona po prostu mnie zauroczył. Sama jestem mamą i czuję do tego powołanie - mówiła. - Tekst zawiera moim zdaniem cenną myśl, że jeśli jesteś dobrym rodzicem, to nie możesz być tylko przyjacielem dla swego dziecka. Musisz być kimś o wiele więcej. Masz obowiązek mówić dzieciakowi przykre rzeczy, które mu się nie spodobają - i to nie jest łatwe. Ale na tym także polega rodzicielstwo. Ta filmowa mama jest bardzo podobna do mnie i jednocześnie jest mamą uniwersalną, wiecznie zatroskaną. Simon Wells wspominał: - Odbyliśmy z Joan wiele długich rozmów na temat charakteru i motywacji postaci. Ona ma zdolność zadawania przenikliwych i celnych pytań. Także dzięki temu jej rola jest tak autentyczna i pełna świeżości. Green był pod wrażeniem występu swej koleżanki: - Wreszcie pracowałem z Joan Cusack! Jakoś się rozmijaliśmy do tej pory. Mieliśmy mało wspólnych scen, ale jakże ważnych. Jedna z nich, blisko finału, jest niezwykle wzruszająca i Joan zagrała ją bezbłędnie. Oglądając ten fragment filmu, moja własna mama płakała.

Gribble - jest po trzydziestce. Znalazł się na odległej planecie, po tym, jak jego matkę uprowadzili Marsjanie. Gdy Milo zostaje uwięziony, ratuje go i zabiera w rejon, gdzie sam żyje i który nazywa domem. Ciągle pozostaje na swój sposób dzieckiem przywiązanym do gadżetów z lat 80. XX wieku. Cieszy się, że zdobył wreszcie przyjaciela - prawdziwego człowieka, i liczy, że już zawsze będą dobrze się bawić. Jest technicznie uzdolniony, to rodzaj majsterkowicza i mógłby rządzić planetą. Ale władza niezbyt go interesuje. - To jest klown ze złamanym sercem - tłumaczył reżyser. - Dan Fogler bezbłędnie oddał całą głębię i liryzm tej postaci. Scena, w której wyjawia Milowi sposób i przyczyny, dla których znalazł się w swojej obecnej sytuacji, była absolutnie kluczowa. Dan spisał się w niej tak wzruszająco i doskonale, że wzbudził spontaniczny aplauz całej ekipy - chwalił aktora Wells. - Pomysł wydał mi się niezwykle oryginalny - mówił z kolei Fogler, aktor ceniony zwłaszcza za występy na Broadwayu. - Trochę obawiałem się techniki motion capture, ale okazało się, że można nad tym zapanować, i że technika nie przytłacza emocji. A doświadczenie z teatru i nabyta tam cierpliwość bardzo mi się przydały. Cusack zaś tak oceniła kolegę: - To po prostu urodzony showman. Robi to, co kocha i to jak!

Nadzorczyni - wzbudzająca prawdziwy lęk marsjańska szefowa nadzoru zwanego Siss Guard. To ona stworzyła koncepcję zimnego wychowu i racjonowania uczuć. Do tej roli pozyskano Mindy Sterling (Mitzi Kinsky w serialu "Gotowe na wszystko"), pamiętną odtwórczynię postaci bardzo, ale to bardzo złej Frau Farbissiny z cyklu przygód Austina Powersa. - Znaliśmy talent Mindy do tworzenia "czarnych charakterów" - mówił Wells. - Ujawniła ona także wielkie zdolności do improwizacji. Koncepcja była taka, że ani przez chwilę nie wiemy, co dokładnie mówi jej bohaterka, bo posługuje się stworzonym przez nas marsjańskim językiem. Jej intencje i emocje są jednak zrozumiałe. Aktorka zauważyła, że to zadanie wymagało wielkiej ekwilibrystyki. Tym większą jednak przyniosło jej satysfakcję. Green komentował: - Mindy stworzyła postać nieco na wzór Mussoliniego - groźną i śmieszną zarazem. Miałem przyjemność kilkakrotnie z nią pracować i jestem zdania, że ma niemal nieograniczone możliwości ekspresji.

Ki - Marsjanka-buntowniczka, która angielskiego uczyła się z sitcomów z lat 70. Większość czasu spędza na malowaniu graffiti, co musi ukrywać, bo eksponowanie indywidualności i artystycznych skłonności jest tu zdecydowanie tępione. Grająca tę rolę Elisabeth Harnois mówiła: - Jestem fanką nowych technologii i to dodatkowo - oprócz intrygującego scenariusza - zachęciło mnie do pracy przy tym filmie.

Wingnut - przywódca Hairy Tribe Guys, którzy żyją w jaskiniach, i którym system wychowania na Marsie wyraźnie nie odpowiada. Do czasu przybycia Mila był najlepszym przyjacielem Gribble'a, który uważał go jednak za nieco szalonego i raczej niezbyt bystrego. Okaże się jednak, że mocno się w tych kwestiach mylił. Wingnut doskonale zdaje sobie sprawę, co się wokół niego dzieje. Kevin Cahoon zachwycił Wellsa podczas castingu do tej trudnej roli: - Mieliśmy tam paradę utalentowanych i bardzo zabawnych młodych ludzi. On jednak powalił nas połączeniem lunatycznego zachowania i nieodpartego uroku.

Tata - oddany rodzinie, ale kompletnie niezorientowany w jej perypetiach międzygalaktycznych. Pewne jego zdziwienie wzbudzi dopiero fakt, że Milo, skłonny do kłótni na temat swych obowiązków, na ochotnika wynosi śmieci.

Loty i pląsy

Realizacja filmu nastręczała wielu trudności. Nie wszystko mógł załatwić komputer. Aktorów udało się odmienić i odmłodzić dzięki technice "performance capture", ale bardzo trzeba było uważać na szczegóły kostiumów i makijażu, które musiały być każdego dnia identyczne. Ponieważ na Marsie jest słaba grawitacja, Green często "latał" nad powierzchnią. Na potrzeby tych scen skonstruowano wyrafinowany system urządzeń. Szczególną trudność sprawiały te partie filmu, w których unosili się jednocześnie Green i Cusack. Ta ostatnia parokrotnie myliła się, nazywając filmowego Mila imieniem swego syna Milesa. Jedną z takich pomyłek musiał na ostatnim etapie produkcji naprawiać dźwiękowiec. Pracę ukoronował występ całej ekipy w numerze taneczno-muzycznym w stylu bollywoodzkim "Mad Martian Mo-cap Mambo" skomponowanym przez Johna Powella ("Shrek"). Scena ta towarzyszy napisom końcowym. A w przerwach zdjęć Green i Fogler zabawiali ekipę... walkami kung-fu, rozgrywanymi w zwolnionym tempie. Na planie pojawiły się w małych rolach córki Wellsów, a także mignęła w epizodzie familia Berkeleyów. Atmosfera podczas realizacji "Matek..." ponoć nie przypominała wielkich komercyjnych produkcji. Także dzięki osobowości reżysera. Paradoksem jest to, że kwestie techniczne niejako uwolniły aktorów. Większa część scenografii i efektów specjalnych powstała bowiem w komputerze. Tak więc jedynym zadaniem aktorów było grać. - Simon jest przybyszem ze świata animacji - mówiła Cusack. - Ma wszystko doskonale zaplanowane. Na planie skupia się na naszej grze. Jej intymność przypomina teatr. On nie ma zwyczaju siedzieć przed monitorem. Zawsze był blisko nas. Green dodawał: - Nie ma rozdętego ego, a to bardzo cenne i rzadkie wśród reżyserów. Jego celem jest jak najlepsze opowiedzenie fascynującej historii. Widząc tak szczere intencje, wszyscy chcą mu pomóc.

- Naszą intencją było nasycić film humorem, mocno zresztą specyficznym. Wiele sytuacji jest tu po prostu absurdalnych, tak jak i rzeczywistość na Marsie. Aby ten świat stał się całkowicie wiarygodny, potrzebowaliśmy aktorów o wielkiej dyscyplinie a zarazem zdolności do radosnej, acz owocnej improwizacji. Uważam, że zgromadziliśmy wręcz idealny zespół - podsumowywał producent Zemeckis.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Matki w mackach Marsa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy