Reklama

"Listy do M.": TWÓRCY O FILMIE

Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu jest zrobienie czegoś, o czym się długo myślało, z czego jest się bardzo zadowolonym i nawet trochę dumnym. "Listy do M." są dla mnie tego rodzaju doświadczeniem. Filmem, na który chciałabym pójść. Sama, z koleżanką, z narzeczonym, z przyjaciółmi i z mamą w babskie popołudnie. Chodzimy do kina między innymi po to, żeby bohaterowie na dużym ekranie spełniali nasze marzenia. O przeżyciu wielkiej miłości, przyjaźni, spełnieniu, satysfakcji. Lubimy się pośmiać i uronić łzę, z której potem gęsto się wszystkim tłumaczymy, ale przecież dzięki temu jest nam jakoś lżej, czujemy się szczęśliwsi. I znów mamy siłę marzyć. Myślę, że "Listy" mają moc poprawiania samopoczucia. I tego wszystkim widzom życzę.

Reklama

Iza Łopuch, producent

"Listy do M." to wielowątkowa komedia z romantycznym mianownikiem. I choć mam duży szacunek do tego dobrze znanego gatunku, to nie chciałem robić kolejnej wariacji na temat "kochajmy się, bo są właśnie święta". W życiu istnieje (nie)zwykłe połączenie prostych, radosnych i smutnych chwil, budujących nasze emocje, z którymi w taki lub inny sposób próbujemy sobie poradzić. Podobnie jak nasi bohaterowie. Chciałem zrobić film o zwykłych ludziach, z prawdziwymi emocjami rodzącymi się na skutek niezwykłych wydarzeń. Parafrazując słowa jednej z naszych filmowych piosenek, to czego świat teraz potrzebuje to miłości, słodkiej miłości ... i TEGO filmu.

Mitja Okorn, reżyser

Dlaczego zrobiłem "Listy do M."? Spodobał mi się scenariusz i skusiła mnie możliwość współpracy z dobrymi aktorami oraz interesujące warunki produkcji. Dodatkowo ambitny i entuzjastyczny reżyser Mitja Okron, , przekonał mnie, że mamy szanse zrobić świetny film. Ja uwierzyłem i mamy "komedię bardzo romantyczną". Moim zdaniem film łatwo znajdzie swoich fanów!

Marian Prokop, operator

Rzadko wybieram projekty filmowe do, których musiałabym projektować kostiumy współczesne ale film "Listy do M." to była propozycja nie do odrzucenia i duże wyzwanie dla kostiumografa. Spodobał mi się zabawny, inteligentny i wielowątkowy scenariusz z pozytywnym wydźwiękiem oraz entuzjazm młodego reżysera Mitji Okorn.

Kostiumy w tym filmie musiały precyzyjnie określać każdą postać ponieważ spotykamy naszych bohaterów tylko na jedną dobę ich życia. Widz poprzez kostium od razu musi zrozumieć, kim jest dana postać, skąd pochodzi, gdzie pracuje, jaki styl życia preferuje.

Największym wyzwaniem dla mnie i mojego zespołu było przebranie postaci, którą gra Maciej Stuhr w wielkiego, zimowego bałwana. Kostium musiał być estetyczny, wesoły, zimowy, imponujący w swoich gabarytach, a jednocześnie pozwolić aktorowi na normalne funkcjonowanie oraz łączyć się integralnie z cywilnym kostiumem. Skutek-biedny Maciek gotował się na planie we wnętrzach ubrany w kurtkę puchówkę i kombinezon z gąbki i grubego polaru- ale był bardzo dzielny i zniósł to, jak przystało na prawdziwego zawodowca!

Magdalena Biedrzycka, kostiumograf

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Listy do M.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy