Reklama

"Kod nieśmiertelności": WSZYSCY NA POKŁADZIE

Cechą charakterystyczną filmów Duncana Jonesa stała się bogata szata wizualna oraz kreatywność w ukazywaniu technologii, która jeszcze nie istnieje. Twórca twierdzi, że pomogła mu w tym jego wczesna kariera w reżyserowaniu reklam, dzięki którym nauczył się opowiadać za pomocą obrazu.

Cechą charakterystyczną filmów Duncana Jonesa stała się bogata szata wizualna oraz kreatywność w ukazywaniu technologii, która jeszcze nie istnieje. Twórca twierdzi, że pomogła mu w tym jego wczesna kariera w reżyserowaniu reklam, dzięki którym nauczył się opowiadać za pomocą obrazu.

Te doświadczenia, jak sam mówi, pozwoliły mu bardziej docenić estetykę każdego z filmowych ujęć. Na potrzeby "Source Code" Jones zebrał mocną ekipę, by zrealizować swoje założenia wizualne. Najważniejszym jej członkiem był znakomity operator filmowy Don Burgess. "Nasze wcześniejsze doświadczenia były kompletnie odmienne", opowiada Jones. "On pracował przy dziesiątkach filmów, podczas gdy ja dopiero zaczynam. Z pracy przy reklamach wyniosłem świadomość tego, iż istnieją pewne wymogi i ograniczenia, które należy brać pod uwagę podczas realizacji własnych filmowych wizji. Wydaje mi się jednak, że obaj byliśmy równie zaskoczeni wyzwaniami, które stanęły przed nami przy pracy nad stroną wizualną filmu opartego na ograniczonej liczbie lokacji".

Reklama

Jones pracował blisko ze scenografem Barrym Chusidem, aby stworzyć kilka różnych planów zdjęciowych. "Rozmawialiśmy z Barrym długo o tym, w jaki sposób wykorzystać nasze projekty do maksimum", opowiada Jones. "Potrzebowaliśmy trzech różnych, specjalnie zaprojektowanych środowisk: pociągu, kapsuły oraz laboratorium dowodzonego przez Goodwin i Rutledge'a". Chusid odwzorowywał już z wielkimi sukcesami światy wszelakiej maści i w tym wypadku zaczął od prostego założenia: potrzebowali pociągu. "No cóż, jaki jest naprawdę ten pociąg?", pyta się z uśmiechem. "Czy to współczesny pociąg? Może machina z epoki? Pociągi europejskie wyglądają zbyt nowocześnie, a niektóre amerykańskie są za stare. Nie chcieliśmy, by wyglądało to tak, jakbyśmy podróżowali do przyszłości lub przeszłości".

Pierwsza decyzją było więc ustalenie, czy wykorzystać istniejący pociąg, czy może zbudować cały od zera. Jednak filmowcy dosyć szybko podjęli decyzję, że muszą ograniczyć film do zbudowanych lokacji, ażeby utrzymać ciągłość tego, co pasażerowie pociągu - oraz widzowie w kinach - będą widzieć za oknami. Inspiracją dla zbudowanego pociągu była bardzo realistyczna koncepcja. "Tym planem zdjęciowym oddajemy cześć chicagowskiemu metru, tyle że jest to nasza, nieco zmodyfikowana wersja istniejącego w rzeczywistości pociągu", wyjaśnia Chusid. Wagon pociągowy został zbudowany tak, by mógł zostać szybko rozebrany, aby ułatwić poruszanie się kamery i pozwolić na niemal nieograniczony ruch w kadrze. "To jak klocki Lego", wyznaje Chusid. "Można je rozłożyć na milion małych kawałeczków. Wielkości, szerokość i wszystkie proporcje zostały dostosowane do naszych konkretnych celów".

Wagon stał się jednym z głównych planów zdjęciowych filmu i przez cały film udawał kilka różnych części pociągu. "To piękna konstrukcja", wzdycha Jones. "Ale także pewnego rodzaju potwór. Podczas gdy zbudowanie czegoś tak elastycznego pod względem konstrukcyjnym było strzałem w dziesiątkę, taki plan zdjęciowy zaczął nam narzucać swój własny styl". Pociąg zbudowano na specjalnym urządzeniu, dzięki któremu filmowcy mogli wiernie odwzorować ruch jadącej po torach maszynerii. Za każdym razem, gdy pociąg ruszał, zewnętrzny plan musiał zostać starannie dostosowany do kąta, z którego kręcono dane ujęcie. "Wszystko, co widać za oknami, to green screen", wyjaśnia Jones. "Nasz koordynator efektów specjalnych Louie Martin pojechał do Chicago i nakręcił sporo materiału, który posłużył w kreowaniu rzeczywistości za oknem. Musieliśmy wypełnić tło wszelkiego rodzaju detalami, żeby dopasować to do kąta ustawienia kamery".

Środowisko laboratoryjne, w którym przebywają Goodwin i Rutledge, stanowi doskonały przykład tego, w jaki sposób Jones i jego ekipa wykorzystali obraz do opowiedzenia fabuły. "Wszystko, co znajduje się w laboratorium, zostało stworzone w jednym tylko celu - żeby wspomóc narrację", wyjaśnia Chusid. "Zorganizowaliśmy burzę mózgów na temat pomysłów na wizualne opowiedzenie historii programu source code'ów. Wszędzie, gdzie się spojrzy, są porozrzucane wskazówki względem tej zagadki. Wraz z rozwojem filmowej narracji odkrywamy powolutku wszystkie tajemnice i pozwalamy widzom wkładać poszczególne fragmenty puzzli na właściwe miejsca". Natomiast kapsuła, która pozwala Colterowi na podróż w czasie i przestrzeni, pozwoliła filmowcom na prawdziwą kreatywność. "W scenariuszu jej opis nie zajmuje wiele miejsca, więc mieliśmy w zasadzie wolną rękę w kreowaniu jej wyglądu", opowiada Jones. "To bardzo dziwna rzecz, ale zapewniła nam najwięcej artystycznej wolności".

W ostatecznym rozrachunku wszystkie decyzje podjęte przez Jonesa i Chusida zostały oparte o emocjonalne i fizyczne doświadczenia wynikające z fabuły "Source Code". "Razem z Duncanem spędziliśmy sporo czasu na rozmowach o zakładanych elementach science-fiction", opowiada Chusid. "Obaj jesteśmy pragmatykami, skupialiśmy się więc na samych praktycznych kwestiach". W ten sposób byli w stanie utrzymać wszelkie technologiczne nowinki, które pojawiają się na ekranie, w konwencji wiarygodnej, utrzymując środek ciężkości filmu na stricte humanistycznej opowieści. "To tak naprawdę historia o związkach;, w jaki sposób ludzie nawiązują ze sobą głębsze więzi", wyjaśnia Jones. "Chciałem utrzymać zainteresowanie widza na tym poziomie. Chodzi o Coltera i Christinę, a także Coltera i Goodwin. Cała reszta ma znaczenie jedynie w odniesieniu do tych relacji".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kod nieśmiertelności
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy