Reklama

"Jestem Bogiem": BOHATEROWIE

Rola Eddiego Morry była bardzo wymagająca. Producenci poszukiwali aktora, który potrafiłby przykuć uwagę w każdej scenie filmu i wiarygodnie ukazać przemianę bohatera z apatycznego nieroba w magnetycznego samca alfa. "Od początku wszyscy myśleliśmy o Bradleyu Cooperze", wspomina Burger. "To znakomity aktor, ale w momencie castingu nie miał jeszcze sławnego nazwiska, co często przeszkadza wielkim studiom. Na szczęście właśnie wtedy premierę miał Kac Vegas, dzięki któremu zatrudnienie Bradleya okazało się możliwe. Spotkałem się z nim w Nowym Jorku i spędziliśmy razem cały wieczór, rozmawiając o filmie, o życiu - o wszystkim. Ma tak fantastyczną osobowość, że wiedziałem, iż poradzi sobie z tym, czego oczekiwaliśmy - Eddie musiał być niezwykle elokwentny, żeby być w stanie czarować wszystkich wokół".

Reklama

Z drugiej strony aktor musiał być wiarygodny jako totalny nieudacznik, czyli Eddie, którego widzowie poznają na początku opowieści. "Rozmawialiśmy z Bradleyem o naszych własnych doświadczeniach", wspomina reżyser. "Obaj mieliśmy w życiu okres, kiedy byliśmy bez pracy, mieszkając w ciasnych mieszkankach i znajdując się na skraju załamania". "To jego absolutny popis aktorski", dodaje Kroopf. "Potrzebowaliśmy kogoś z wdziękiem, poczuciem humoru, inteligencją i charyzmą. Bradley Cooper był wschodzącą gwiazdą i tak się złożyło, że idealnie pasował do naszej wizji filmu. Dostał sposobność, by pokazać swoją vis comica, a także prawdziwe zdolności aktorskie".

Rola Eddiego wymagała dużego zaangażowania, ale aktor wniósł do projektu niezwykły entuzjazm i energię. "To jeden z najlepszych scenariuszy jakie czytałem", opowiada Cooper. "Nie znam nikogo, kto uważałby inaczej". Założenia reżysera były kolejną marchewką dla amerykańskiego aktora. "Neil od początku wiedział dokładnie, w jaką opowieść chce zaangażować widza. Praca z nim to sama przyjemność - żadnego ego, same konkrety".

Nieważne, czy Eddie jest pod wpływem NZT, czy akurat odstawia narkotyk, Cooper po prostu stał się swoją postacią. "Zbudowanie takiego bohatera od początku do końca to marzenie każdego aktora", wyjaśnia Cooper. "Kiedy go poznajemy, szczęście akurat go opuściło. Prowadzi tryb życia, który mógł być fajny, kiedy miał 25 lat, ale 10 lat później staje się żałosny. Zażywając NZT, rozwiązuje wszystkie trapiące go problemy", opowiada aktor. "Bardzo szybko kończy manuskrypt, po czym pojawia się pytanie, do czego jeszcze mógłby użyć swoich nowych umiejętności? Przed widzem także stawiane są pytania. Co byś zrobił, gdybyś stał się idealną wersją samego siebie? Jakim człowiekiem byś się stał? Jaką cenę musiałbyś zapłacić za taką zmianę?"

Dzięki swojej niespożytej energii Cooper zyskał szacunek całej ekipy. "Bradley pracował najciężej z nas wszystkich", informuje Burger. "Pojawia się w zasadzie w każdej klatce. Już wcześniej widzieliśmy, co Bradley potrafi zrobić z powierzoną mu rolą, ale w tym filmie skumulowały się wszystkie jego talenty", dodaje reżyser "Jestem Bogiem". "Mam nadzieję, że widzowie będą w stanie odczuć to, co się dzieje z Eddiem", mówi Cooper. "Chciałbym, żeby przeżywali z nim wzloty, a później zaliczali wraz z nim totalne doły. To prawdziwa jazda bez trzymanki".

Spektakularny sukces Eddiego w świecie biznesu przyciąga zainteresowanie miliardera Carla Van Loona, w którego wciela się dwukrotny laureat Oscara Robert De Niro. "Van Loon jest jednym z rekinów finansjery", wyjaśnia Burger. "Robert De Niro fantastycznie się sprawdził w tej roli, ponieważ sam jest diablo inteligentnym i władczym facetem. Jest również bardzo szczodrą i miłą osobą, a Van Loon tak właśnie z początku się prezentuje. Wydaje się, że chce przyjąć Eddiego pod swoje skrzydła i mu pomóc. Jednak tak jak w przypadku najlepszych ról De Niro, pod warstwą uprzejmości kryje się coś złowieszczego".

Burger spotkał się z De Niro krótko po premierze "Iluzjonisty" i obaj wyrazili chęć współpracy. "Rozmawialiśmy dużo o roli i mówił, że mu się podoba, tyle że jest dla niego za mała", opowiada reżyser. "Postanowiliśmy z Leslie nieco ją rozszerzyć". Kiedy Dixon dowiedziała się, że De Niro jest zainteresowany rolą, od razu zaczęła modyfikować karty scenariusza, żeby rola Van Loona stała się warta talentu tego wybitnego aktora. "Początkowo Van Loon był typową postacią drugoplanową", wyjaśnia Dixon, "ale po zaangażowaniu De Niro zdałam sobie sprawę, że stworzyłam tak naprawdę postać typowego złoczyńcy, która nie miała w sobie nic wyjątkowego. Przez tydzień siedziałam nad scenariuszem i starałam się wyobrazić De Niro mówiącego poszczególne kwestie. Dzięki temu proces przerabiania roli był o wiele bardziej ciekawy".

Zaproponowane zmiany spodobały się De Niro i podpisał kontrakt. "Wniósł wiele do pracy całej ekipy", zauważa Kroopf. "Poziom jego przygotowania powinien być wzorem dla innych, a jednak zawsze był zrelaksowany, na tyle, żeby pomóc Bradleyowi w tworzeniu jego roli. Obaj podobnie podchodzą do aktorstwa i są niezwykle kreatywni. Trzymają się tekstu, ale zawsze robią to w sposób, który sprawia, że ten drugi musi ciągle trzymać poziom".

Burger czuł się niezwykle podekscytowany, że ma na pokładzie wybitnego aktora, ale nie ukrywa, że odczuwał również lekkie onieśmielenie. "De Niro jest jednym z moich ulubionych aktorów", wyjaśnia reżyser. "Wspaniale się z nim pracowało, ale podczas pobytu na planie nie mogłem przestać myśleć o wszystkich jego ikonicznych rolach. Obok mnie stoi Travis Bickle z Taksówkarza, a ja mam mówić mu, gdzie ma stanąć, jak grać? Musiałem o tym wszystkim zapomnieć i skupić się na tym, co było do zrobienia". Natomiast Bradley Cooper twierdzi, że obaw Burgera nie było w ogóle widać. "Wspaniale było obserwować ich współpracę. Neil traktował wszystkich na równi, a to dla mnie podstawowa cecha każdego reżysera".

Dla Coopera praca z De Niro była spełnieniem dziecięcych marzeń. "Bob jest jednym z powodów, dla których zostałem aktorem", wyznaje Cooper. "Kiedy występuje się z kimś tak dobrym, praca to sama przyjemność. Trzeba tylko dobrze reagować na to, co robi druga osoba".

Mając Roberta De Niro i Bradleya Coopera, skompletowanie reszty obsady nie było problemem. Na pierwszy ogień poszła Abbie Cornish, która pojawia się w roli Lindy, dziewczyny Eddiego. Lindy jest redaktorką w czasopiśmie i całkowicie wspiera Eddiego, ale nawet jej kończy się kiedyś cierpliwość, więc na początku filmu zrywa z nim. Kiedy on odkrywa NZT i odnosi sukces, znowu do siebie wracają. "Abbie ma w sobie niezwykłą siłę przyciągania, co sprawia, że porażki Eddiego są tym smutniejsze - jak on mógł przegrać taką kobietę?", wyjaśnia Dixon. "W tym jednym aspekcie narkotyk rzeczywiście mu pomaga".

Cornish od początku zainteresowała się scenariuszem, nie tylko dlatego, że dostała możliwość gry z dwoma aktorami, których podziwia. "To świetnie napisana opowieść", mówi urodzona w Australii aktorka. "W tej historii można się bez problemu zatracić, bowiem jest całkowicie wiarygodna i boleśnie współczesna". Lindy wraca do Eddiego, kiedy zauważa jego przemianę, ale w kontekście całej opowieści pozostaje głosem rozsądku. "Neil zawsze uważał tę rolę za kluczową, nawet jeśli to drugi plan", mówi Cornish. "To jedyna postać, która zażywa narkotyk i jest w stanie zrozumieć konsekwencje z tego płynące. NZT całkowicie zmienia definicję ludzkiej omylności, która jest podstawową cechą naszego gatunku".

Cornish wniosła do roli zabójcze połączenie inteligencji i piękna. "Abbie jest fantastyczna", chwali aktorkę Burger. "Jest urocza i utalentowana. Ma w sobie pewną figlarność, ale potrafi również być bardzo szczodrą osobą. Między nią i Bradleyem od razu wytworzyła się ekranowa chemia". Cornish występuje z Cooperem w prawie wszystkich scenach. Aktorka twierdzi, że jego entuzjazm był zaraźliwy. "Bradley włożył w tę rolę całe swoje serce", opowiada Australijka. "Jest idealny w roli Eddiego, bo potrafi bez wysiłku przechodzić pomiędzy odgrywaniem faceta złamanego i człowieka w pełni kontrolującego swoje życie".

Kiedy Eddie decyduje się grać na giełdzie, pożycza pieniądze od jedynego człowieka, który chce mu je dać - brutalnego oprycha Gennady'ego, w którego wciela się Andrew Howard. "Gennady wychował się w Rosji i przeniósł do Stanów dwadzieścia lat temu", objaśnia Burger. "Ciągle ma ciężki rosyjski akcent i jest bardzo niebezpiecznym typem. Pożyczanie od niego pieniędzy jest bardzo nieodpowiedzialne, ale to w pewien sposób inteligentne rozwiązanie, ponieważ Eddie jest w stanie w krótkim czasie podwoić posiadane pieniądze. Problem pojawia się w momencie, kiedy Gennady dowiaduje się o istnieniu narkotyku i chce położyć na nim swoje łapska".

Tworzenie tak barwnej postaci łotra było dla Dixon niezłą zabawą, a na prośbę Howarda dodała do scenariusza kilka jego pomysłów. "Gennady to bardzo prymitywny i wulgarny typ", opowiada scenarzystka. "Na początku tylko Eddie zażywa NZT, ale kiedy Gennady do niego dołącza, staje się wyjątkowo inteligentnym gościem. Z tym, że woli spożytkować swoje nowe możliwości na czynienie zła".

Efekt zmian wprowadzonych w scenariuszu jest zarówno zabawny, jak i przerażający. "Rozmawialiśmy z Leslie, że śmiesznie byłoby zobaczyć, jak poprawia mu się słownictwo i staje się erudytą", dodaje aktor. "Zmienia się także jego wygląd zewnętrzny. Nie powiedziałbym, że wygląda świetnie, ale wystarczająco dobrze, by robić wrażenie". Howard, Walijczyk z urodzenia, podczas przygotowań do roli spędził trochę czasu wśród rosyjskiej społeczności w Brighton Beach. "On stamtąd pochodzi", wyjaśnia aktor. "Widziałem tam wielu przyszłych Gennadych, to było niezwykłe doświadczenie. Wykorzystałem nadarzającą się okazję, by usłyszeć i poczuć sedno rosyjskiej społeczności w Nowym Jorku".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Jestem Bogiem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy