Reklama

"Jackpot": REŻYSER NIE TYLKO O FILMIE

Reżyser Magnus Martens o "Jackpocie"

O projekcie

Jak łatwo sobie wyobrazić, wielu producentów próbowało uzyskać prawa do ekranizacji książek Jo Nesb?, ale on jest temu dość niechętny i do pewnego czasu po prostu odmawiał. Producent Martin Sundland, z którym często współpracuję, był jednym z tych, którzy najbardziej męczyli Jo o te prawa. Myślę, że w pewnym momencie Jo się poddał i powiedział: "Dobra, macie tu swoją historię. To nie jest książka; to jest coś, z czego możecie zrobić film". Napisał coś w rodzaju kombinacji scenariusza i opowiadania, ale to nie był właściwy scenariusz. Martin zaproponował mi więc rozwinięcie tej historii i nakręcenie filmu na jej podstawie.

Reklama

O współpracy z Jo Nesb

Muszę powiedzieć, że w zasadzie Jo dał mi wolną rękę. Mogłem zrobić z tą historią, co chciałem. Były pewne elementy, które były ważne dla Jo, ale ogólnie rzecz biorąc miałem całkowitą swobodę. Oczywiście, starałem się maksymalnie go wykorzystać. Za każdym razem, kiedy miałem kolejną wersję scenariusza, siadałem z nim i omawialiśmy nowe pomysły, a potem po prostu brałem jego notatki [śmiech]. Jo ma jeszcze bardziej pokręcone poczucie humoru niż ja. Miał kilka naprawdę niegodziwych pomysłów, które musieliśmy odrzucić, bo to już by było zbyt wiele. Wpadł na przykład na pomysł, żeby zamknąć faceta w solarium, a po otwarciu niewiele by z niego zostało. Czuliśmy jednak, że nie możemy tego pokazać, bo to zbyt obrzydliwe [śmiech]!

O aktorach

Od początku dość dobrze wiedziałem, kogo chcę obsadzić w filmie. Z Henrikiem Mestadem pracowałem wcześniej przy "United". Obsadziłem go tam na przekór jego wizerunkowi poważnego aktora dramatycznego. Zagrał rosyjskiego trenera i był niesamowicie zabawny. Jeśli będzie to możliwe, zawsze będę z nim współpracował! Żaden z aktorów "Jackpota" nie jest komikiem, generalnie są znani ze swoich poważnych ról, ale są bardzo zabawnymi ludźmi w życiu prywatnym, więc w jakiś sposób wiedziałem, że są w stanie zrobić komedię [śmiech]. Przed rozpoczęciem zdjęć zrobiliśmy wiele improwizowanych sesji. To nam bardzo pomogło. Aktorom pozwoliło odkryć swoje postaci, ich styl mówienia i sposób, w jaki reagują na innych. A ja mogłem wybrać rzeczy i sceny, które chciałem zachować w filmie.

O kręceniu filmu w sex shopie

Sex shop to wymysł pokręconego umysłu Jo Nesb? [śmiech]. Jedną z bardzo ważnych rzeczy dla niego było: zobaczyć strzelaninę w sex shopie. Nasz sex shop zbudowaliśmy w opuszczonej stacji benzynowej. Odkupiliśmy wszystkie filmy i rekwizyty od sklepu w Szwecji, który akurat zamykano. Chyba nikt już nie kupuje pornoli na DVD! Kiedy już nie były nam potrzebne, po prostu je wyrzuciliśmy. Może na czyimś poddaszu wylądowało pudełko z niektórymi z tych filmów [śmiech]... Kręcenie wśród tych wszystkich gadżetów było bardzo frustrujące. Przez pierwsze cztery lub pięć godzin w każdym miejscu były nagie kobiety - gdzie się nie obróciłeś, zawsze trafiałeś na jakiś biust czy coś innego. Ale w pewnym momencie przestaliśmy zwracać na to uwagę, po prostu potrzebowaliśmy kilku godzin, żeby się do tego przyzwyczaić. Oczywiście, najpierw mieliśmy świetną zabawę ze wszystkimi tymi nagimi dziewczynami, ale po tym, jak się przyzwyczailiśmy, w zasadzie kompletnie nie zwracaliśmy uwagi na to, że są gołe.

O pracy z ogromną ilością krwi

Dobrze, że nie musiałem jej czyścić osobiście! To wymaga czasu, a my nie mieliśmy go zbyt wiele na zrobienie filmu. Generalnie to była kwestia sprzątnięcia tej krwi pomiędzy ujęciami. Dom, w którym kręciliśmy, był opuszczony i miał być spalony przez straż pożarną. Myślę, że strażacy używali go do celów szkoleniowych. Więc wiedzieliśmy, że po ostatnim klapsie z rozbryzgiem krwi przyjdą strażacy i zniszczą to miejsce. To było bardzo oczyszczające!

źródło: www.thisisfakediy.co.uk

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Jackpot
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy