Reklama

"Iluzjonista": PRZEMIANA SŁOWA W FILM

Alchemia, to znana od wieków filozofia zakładająca możliwość przemiany jednego elementu w drugi, a przede wszystkim metalu w złoto.

Choć nauka ta odeszła w zapomnienie, procesy alchemiczne zachodzą aż po dzień dzisiejszy? Kiedy Neil Burger przeczytał opowiadanie zdobywcy Pulitzera, Stevena Millhausera, "Iluzjonista Eisenheim" (opublikowane w zbiorze prac autora: "The Barnum Museum"), był głęboko zafascynowany historią magika, ale nie był zbyt pewien, jak rozpocząć alchemiczną procedurę transformacji słowa w film. Autor pisze w sposób dość obrazowy, ale cała fabuła to tylko urywki czegoś, co jeszcze nie zostało opowiedziane i zbyt krótka na obraz pełnometrażowy.

Reklama

"Strasznie mi się spodobała cała historia, ale nie byłem na początku pewien, czy uda mi się tak rozwiązać i poszerzyć tę narracyjną łamigłówkę, by stała się w pełni rozwiniętą materią na film" - mówi Burger.

O trudnościach pokazania magii na ekranie Burger pierwszy raz rozmawiał z producentami ILUZJONISTY przy okazji końcowych prac montażowych nad edycją swego (potem wielokrotnie nagradzanego) debiutu - Wywiadu z zabójcą. "Wspomniałem im, że jest pewne opowiadanie, które zawsze chciałem przekształcić w film. Wtedy obaj wpadli mi w słowo kończąc moje zdanie pytaniem, czy mam na myśli "Iluzjonistę Eisenheima?"

Dobrze znali to dziełko i obaj przyznali, że nie są pewni, jak możnaby je zekranizować. "Dopuściłem się lekkiego blefu zapewniając, że ja dokładnie wiem, jak to zrobić" - mówi Burger.

Koppelman i Levien rozpoczęli proces zdobywania praw do opowiadania. "Odkryliśmy z ulgą, że prawa wciąż były dostępne, ale czuliśmy, że nie ma czasu do stracenia. Zadzwoniliśmy do Neila i powiedzieliśmy mu, że mamy dobrą i złą nowinę. Dobra była taka, że mogliśmy wykupić prawa. Zła, że mielismy tylko pół roku na napisanie scenariusza." - opowiada Levien.

Burger otrzymał zadanie, by stworzyć coś, co zachowa piękno i tajemniczość historii, kreując jednocześnie dramaturgię odpowiednią dla ekranu. Wymyślił więc nowe postacie: Księcia Korony Leopolda i jego narzeczoną, Sophie von Teshen. Ponadto rozwinął rolę inspektora Uhla, który w oryginale jest zaledwie wspominany. "Jak opowiedzieć historię człowieka, który jest enigmą? Jak ukazać, co dzieje się w jego głowie, bez zdradzania jego sekretów?" - to podstawowe pytania, z którymi zmagał się Burger. Ostatecznie zdecydował się opowiedzieć tę historię, z punktu widzenia Uhla. "Wszystko, co widzimy, to rzeczy, których świadkiem był Uhl, albo które opowiedzieli mu jego ludzie. Czasami obrazy filmu to tylko jego domysły, co się mogło zdarzyć, a jak się potem okazuje, wcale się nie zdarzyło. Uhl usiłuje zdemaskować zagadkę iluzjonisty, a jednocześnie sam w ogromnym stopniu przyczynia się do powstania jego legendy. Ten zabieg, to wyrafinowany, ale dość rygorystyczny sposób opowiadania historii."

Burger poświęcił mnóstwo czasu na zbieranie informacji o magii oraz o miejscu akcji, którym jest Wiedeń czasów fine de siecle (końca XIX wieku).

"Przeczytałem wszystko, co tylko mogłem znaleźć o Habzburgah, o ruchu secesyjnym, o strukturze ówczesnej społeczności magików i o ich specyficznej profesji. Większość sztuczek, ktore widzicie w filmie, oparta jest na prawdziwych przykładach sztuki iluzji, pokazywanej w tamtych czasach. Bohaterowie, których wymyśliłem, też wzorowani są na konkretnych, żyjących wtedy postaciach. Chciałem, by wszystko było tak wiarygodne, jak to tylko możliwe. Tym bardziej, że głównym celem całej fabuły jest zbadanie sposobu, w jaki postrzegamy prawdę i iluzję, oraz zatarcie granic, między tymi konceptami. Jeżeli chce się wyolbrzymić niektóre elementy, by sprawiały wrażenie snu, surrealizmu lub tajemnicy, trzeba mieć pewność, że reszta stworzonego świata jest solidnie zakotwiczona w historycznej prawdzie czasów, które starasz się ukazać." - opowiada Burger.

Występy iluzjonisty Eisenheima podważają wszystko, co jego widownia (a w ostateczności widzowie) biorą za pewniki. Jego sztuczki przeczą prawom natury i wszechświata. "Zawsze fascynował mnie moment, w którym człowiek staje twarzą w twarz z czymś niewytłumaczalnym i jak ta chwila zmienia jego postrzeganie wszystkiego potem." - tłumaczy Neil Burger. Dlatego ILUZJONISTA nie jest filmem odpowiadającym na pytanie, "jak on to robi?" a opowieścią o przeczuciu, że nic nie jest tym, na jakie wygląda.

"Pozwolę sobię zacytować pewne zdanie ze scenariusza" - kontynuuje Berger - "opowieści zawierające w sobie iluzję, zostały wymyślone dlatego, że historia nie dorównuje naszym marzeniom. "Myślę, że jest to ogólna prawda o twórczości filmowej, ale w szczególności oddaje cel ILUZJONISTA. Chciałem stworzyć film, który kompletnie wyzwoli sfery marzeń i tajemnicy."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Iluzjonista
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy