Reklama

"Doskonałe popołudnie": PRASA O FILMIE

Przemysław Wojcieszek jest jednym z nielicznych młodych reżyserów, którzy krok po kroku realizują własny program. Jego trzeci film - "Doskonałe popołudnie" z udziałem Jerzego Stuhra i polsko-australijskiej gwiazdy Gosi Dobrowolskiej - nierówny, chropowaty, deklaratywny, chwilami gadany jak telenowela, to znów drapieżny jak czeska komedia, w sumie działa. Wykrzyczany przez Wojcieszka program jest przeciwstawieniem "Wesela" Wojciecha Smarzowskiego. Na przekór obrazowi polskiego gnojowiska Wojcieszek uderza w ton pozytywny i robi to, nie podmalowując rzeczywistości na różowo. Ten "pozytywizm" imponuje, polskie kino zupełnie go nie zna. Kiedyś pachniałby oficjalną propagandą. Ale Wojcieszek nie jest żadnym propagandzistą, tylko pasjonatem, który nie chce ulec narodowemu kompleksowi i negatywnym stereotypom.

Reklama

Prezent ślubny, który dostaje od swego przyszłego teścia - masarza (wszystko dzieje się w przeddzień wesela) - bohater Wojcieszka Mikołaj (Michał Czarnecki) inwestuje we własne wydawnictwo publikujące "młodą polską prozę o naszej rzeczywistości". Na przekór kumplowi, który chce wyjechać do Irlandii, na przekór nam, widzom, i wbrew całemu polskiemu kinu ostatnich lat Mikołaj w przedślubnej euforii ogłasza, że kocha ten kraj, że warto w nim żyć i że Gliwice są najpiękniejszym miastem świata.

Idąc jak czołg na przekór konwencjom opowiadania, Wojcieszek forsuje swój happy end - nadzieję na normalność, naginając do niej na siłę również parę bohaterów zrezygnowanego, solidarnościowego pokolenia. Naiwne? Pasjonujące!

TADEUSZ SOBOLEWSKI,

Gazeta Wyborcza nr 214, wydanie warszawskie z dnia 14/09/2005 KULTURA, str. 15

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Doskonałe popołudnie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy