Reklama

"Dokąd teraz?": WYWIAD Z NADINE LABAKI

Akcja obydwu filmów, Dokąd teraz? i Karmel, koncentruje się wokół postaci kobiecych. Czy postrzegasz siebie jako "reżysera filmów dla kobiet"?

Interesuje mnie człowiek i jego kondycja we współczesnym świecie. Możliwe jednak, że jestem bardziej autentyczna, gdy opowiadam o kobietach, ponieważ rozumiem ich emocje. Wynika to raczej z troski o autentyczność niż z góry założonej misji.

O czym jest Twój nowy film?

Akcja rozgrywa się w małej, górskiej wiosce, gdzie kobiety wyznania muzułmańskiego i chrześcijańskiego łączą siły, by poprzez wymyślne intrygi oraz poświęcenie powstrzymać mężczyzn przed zabijaniem się nawzajem.

Reklama

Kiedy tak o tym mówisz, mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z ciężkim dramatem, tymczasem w filmie jest mnóstwo zabawnych momentów.

Ironia to najlepszy sposób radzenia sobie z przeciwnościami losu. Dla mnie samej absolutnie konieczny. Zależało mi na tym, aby film był w takim samym stopniu komedią co dramatem, by wywoływał zarówno śmiech, jak i głębsze emocje.

Pomysł, że pokój możliwy jest tylko dzięki wysiłkom kobiet, pomimo ich przywiązania do religii, jest marzeniem czy przekonaniem?

Bez wątpienia jest to fantazja. Wojna jest absurdem, złem, jakie sami sobie wyrządzamy z powodów, które z pewnością nie są warte zabijania się nawzajem. Dopiero gdy stałam się matką, dane mi było jeszcze dotkliwiej odczuć absurdalność tej sytuacji, ponieważ musiałam zmierzyć się z matczyną obsesją, jaką jest ochrona własnych dzieci.

W filmie jest wiele scen, w których bohaterowie śpiewają i tańczą. Dlaczego?

Ma to związek z moim dziecięcymi marzeniami, kiedy jako dziecko oglądałam wiele musicali np. Grease czy też animacji takich jak Królewna śnieżka i siedmiu krasnoludków lub Kopciuszek. Mój film nie jest musicalem w ścisłym tego słowa znaczeniu, a ponieważ nie chciałam, żeby miał zabarwienie polityczne, wykorzystałam piosenki i taniec, bo nadają mu lekkości i baśniowej atmosfery. Poza tym, już w pierwszej scenie filmu słychać głos narratora, który informuje widzów, że zamierza opowiedzieć pewną historię. Zupełnie jakby ktoś zaczynał swoją opowieść od słów: "Dawno, dawno temu". Niektórzy będą mieli problem z tym filmem z racji przedstawionych w nim wydarzeń, mam tutaj na myśli zwłaszcza motyw Chrześcijan przechodzących na wiarę muzułmańską i vice-versa. Jest to wręcz nieprawdopodobne w takim kraju jak Liban. Jednak warto zwrócić uwagę na fakt, że akcja mojego filmu nie została osadzona w żadnym konkretnym kraju, zależało mi na stworzeniu baśniowej opowieści.

Postać, którą grasz w filmie, jest zakochana z wzajemnością w mężczyźnie o innym wyznaniu. Jednak bohaterowie nie zdradzają się ze swoimi uczuciami, poza jedną sceną, gdy oboje śpiewają w myślach piosenkę. Czy w ten sposób chciałaś dać widzom do zrozumienia, że w prawdziwym świecie taki związek nie miałby szans?

Zwróć uwagę na to, że nawet w ich myślach, ton głosu jest powściągliwy. Lubimy myśleć, że tego typu problemy już nas nie dotyczą, ale mimo wszystko małżeństwo pomiędzy dwójką młodych ludzi o różnych przekonaniach religijnych jest w dalszym ciągu niezwykle kłopotliwe w Libanie. Problem ten w takim samym stopniu dotyka rodzinę, społeczność jak i młodą parę. I chociaż w żadnym miejscu w filmie nie jest powiedziane, że to uczucie między bohaterami jest zabronione, to jednak ten jedyny raz, gdy kochankowie postanawiają wyjawić swoje uczucia, odbywa się za pomocą piosenki.

Podobnie jak w przypadku Twojego debiutu - Karmel, wyreżyserowałaś i zagrałaś jedną z głównych ról w najnowszym filmie. Czy trudno było połączyć te dwie funkcje?

Film sam w sobie był dla mnie bardzo dużym wyzwaniem. Głównym bohaterem Dokąd teraz? jest wioska, w związku z tym musieliśmy nadzorować pracę około stu osób jednocześnie. W dodatku członkowie naszej obsady w większości nie byli aktorami profesjonalnymi.

Dlaczego zdecydowałaś się na pracę z aktorami bez doświadczenia?

Ponieważ lubię bawić się rzeczywistością, umieszczać bohaterów w sytuacjach, które mogłyby wydarzyć się naprawdę, a następnie obserwować, jak budują swój własny świat. Lubię eksperymentować z ich nawykami, przekonaniami i sposobem bycia. Proces castingu był niezwykle intensywny. Całymi tygodniami tuzin ludzi przeszukiwał ulice. Ja również przyłączyłam się do poszukiwań i wybrałam kilku profesjonalnych aktorów, np. burmistrza. Jego filmową żonę zagrała mieszkanka wioski, w której kręciliśmy zdjęcia. Podczas przygotowań podeszła do nas i powiedziała "Witajcie w naszej wiosce", a ja przekonałam ją by zgodziła się wystąpić w filmie. Jest fantastyczna!

Jak wypadły sceny taneczne w wykonaniu aktorów naturszczyków?

W filmie wystąpiły kobiety w różnym wieku i o różnych sylwetkach. Musieliśmy przeprowadzić wiele prób, ale ostateczny efekt przerósł nasze oczekiwania, to były niezwykłe i niezapomniane chwile. Scenę tańca nakręciliśmy już pierwszego dnia zdjęciowego. Widok kobiet na tle tego niezwykłego, romantycznego pejzażu przyprawił mnie o gęsią skórkę.

Czy pracując nad filmem, wykorzystałaś wyłącznie naturalne plenery?

Zależało mi, aby być jak najbliżej rzeczywistości. Zdjęcia do filmu powstały w trzech rożnych miejscowościach: Taybeh, Douma i Mechmech. Pierwsza z nich położona jest w dolinie Beqaa i zamieszkiwana jest przez Katolików i Muzułmanów, dlatego też dość powszechnym widokiem jest tam meczet stojący tuż obok kościoła, dokładnie tak jak zostało to pokazane w filmie. Jeśli chodzi o aranżację wnętrz, to razem z Cynthią Zahar, scenografem, poświęciłyśmy dużo uwagi materiałom, powierzchni ścian, tkaninom, aby widz poczuł upływ czasu, ubóstwo i odosobnienie. Filmowa wioska przetrwała wojnę i została odcięta od zewnętrznego świata, pozbawiona dostępu do telefonu czy telewizji, z resztą kraju łączy ją usiany minami i podziurawiony kulami most.

Wybór garderoby musiał być równie skomplikowanym zadaniem, biorąc pod uwagę fakt, że musiałaś sportretować dwie różne społeczności, tak, by uniknąć przerysowania swoich bohaterów.

Zależało mi na zachowaniu autentyczności, dlatego też moja siostra Caroline, kostiumolog, spędziła wiele godzin, poszukując odpowiednich materiałów i strojów. Było to o tyle trudniejsze zadanie, że wydarzenia przedstawione w filmie nie rozgrywają się ani na określonym terenie, ani w konkretnym czasie historycznym. Musieliśmy powołać do życia wszystkich mieszkańców wioski. Ściany mojego gabinetu pokryte były fotografiami aktorów w ich kostiumach, podzielonych według kolorów, odgrywanych ról, wieku, hierarchii ważności itp., przypominało to puzzle. Pamiętam, że na kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć, każdy centymetr tej ściany pokryty był zdjęciami.

Muzykę do Dokąd teraz?, podobnie jak w przypadku wcześniejszego Karmelu, skomponował Khaled Mouzanar. Czy od samego początku wiedziałaś, co chcesz usłyszeć w warstwie muzycznej filmu?

Khaled jest moim mężem i ojcem mojego dziecka. Podoba mi się jego wrażliwość, nieustannie zaskakuje mnie jego umiejętność wizualizacji wydarzeń i przełożenia ich na język muzyki - jeszcze na etapie czytania samego scenariusza. Zdarza się, że Khaled chwyta się skrawków historii czy też scen, które omawiam z moim współpracownikami, innym razem jest to opowieść, którą czytam mojemu synowi na dobranoc, a następnie zastaję go przy fortepianie grającego melodię, która idealnie komponuje się z jedną z wymyślonych przeze mnie scen. W ten oto sposób stopniowo kształtuje się warstwa muzyczna filmu. Nigdy nie zdarzyło nam się usiąść i dyskutować na temat muzyki. To przychodzi w naturalny sposób. Miało to ogromne znaczenie zwłaszcza w przypadku tego filmu, gdyż piosenki musiały powstać zanim rozpoczniemy zdjęcia. Słowa piosenek napisała Tania Saleh, moja przyjaciółka i niezwykle utalentowana artystka.

Czy społeczeństwo Libanu zmieniło się pomiędzy realizacją Karmelu a Dokąd teraz?

Społeczność, jak i rodzina mają dla nas tak wielkie znaczenie, że nawet jeśli lubimy myśleć, że w dzisiejszych czasach ludzie są bardziej wyemancypowani i wolni w świece arabskim, to jednak nadal towarzyszy nam ten szczególny rodzaj strachu: "Co oni sobie pomyślą?". Widmo tego, co powiedzą ludzie. W Libanie fasady budynków są niezwykle piękne, balkony pełne kolorowych kwiatów, ale wystarczy obejść dom dookoła, by przekonać się, że tylne podwórko wygląda jak śmietnik. Sprawdza się to również w odniesieniu do ludzi, którzy udają, że są wolni, że wszystko jest w najlepszym porządku, podczas gdy w dalszym ciągu istnieje tak wiele tematów uznawanych za tabu. Wynika to z tego, że jeszcze nie udało nam się odnaleźć własnej tożsamości. Jest to widoczne zwłaszcza na przykładzie naszego języka. Bardzo duża część naszego społeczeństwa, ludzie inteligentni i wykształceni, nie posługuje się już językiem arabskim, ale angielskim lub francuskim. A właśnie tacy ludzie wiedzieliby, jak najlepiej się nim posługiwać.

Czy jest to powód, dla którego Twój film powstał w języku arabskim?

Oczywiście. Przyznaję, że pomysł realizacji filmów za granicą jest niezwykle kuszący i nawet otrzymałam kilka takich propozycji, ale postanowiłam je odrzucić. Obawiam się, że o żadnej innej kulturze nie potrafiłabym opowiadać w sposób równie autentyczny. W dodatku chcę przywrócić świetność temu starodawnemu językowi, który, brzmi naprawdę pięknie. Jestem bardzo wdzięczna producentowi filmu, Anne-Dominique Toussaint, za to, że nie próbowała mi niczego narzucić w tej kwestii. Anne podczas pracy nad filmem kieruje się instynktem, co więcej szanuje wizję reżysera i nigdy nie wywiera presji, bez względu na to, czy chodzi o aspekt komercyjny, czy też artystyczny.

Skąd wziął się tytuł filmu?

Tytuł jest jednocześnie ostatnim zdaniem, jakie pada w filmie. Kiedy wydaje się, że bohaterkom wreszcie udało się coś osiągnąć, znaleźć rozwiązanie problemu, wszystko zaczyna się rozpadać. Kobiety postanawiają uciec się do fortelu, którego ostatecznym celem będzie uświadomienie mężczyznom, że wojna jest absurdem. Odnoszą sukces, ale pozostają z pytaniem: "Where do we go now?" czyli "Dokąd teraz?". Nie potrafię udzielić na nie odpowiedzi.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Dokąd teraz?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy