Reklama

"Diana": OBSADZANIE ROLI REŻYSERA

Kolejnym ważnym krokiem w przenoszeniu historii księżnej Diany na srebrny ekran było znalezienie odpowiedniego reżysera. Poszukiwania zaprowadziły producentów do Olivera Hirschbiegela, twórcy słynnego "Upadku". Bernsteina i Rae zainteresowała przede wszystkim umiejętność niemieckiego reżysera do tworzenia poruszających dramatów w oparciu o historie znanych na całym świecie osobowości. "Nakręcił arcydzieło, uczłowieczając ikonę zła w ostatnich dniach jej życia. Diana to w pewnym sensie podobna postać, chroniła się w swoim własnym bunkrze przed całym światem". Producenci nie myśleli o Hirschbiegelu w kontekście jego narodowości. "Po prostu czuliśmy, że idealnie się nadaje do tego projektu". Twórca słyszał oczywiście o historii księżnej Diany, ale jedynie powierzchownie, nie miał pojęcia o jej relacjach z Khanem. Uczciwie również przyznaje, że kiedy dostał scenariusz, nie paliło mu się do lektury. "Nie interesowała mnie księżna Diana, ale mój agent wyjaśnił mi, że Stephen Jeffreys jest znakomitym pisarzem, więc się zmusiłem. I byłem totalnie zaskoczony".

Reklama

Gdy reżyser dołączył do projektu, scenariusz był już w zasadzie gotowy, lecz Hirschbiegel pragnął zwiększyć świadomość widzów na temat medialnego szału rozpętanego wokół Diany, który sprawił, że zawsze musiała podróżować w towarzystwie ochrony. "Oliver rozumie fakt, że życie celebrytów jest tematem nieustannych plotek, że są ciągle śledzeni, co przyczyniło się do poczucia izolacji oraz emocjonalnej pustki Diany", dodaje Jeffreys. Bernstein dodaje natomiast, iż zatrudnienie niemieckiego reżysera okazało się interesującym wyborem, ponieważ nie był on w żaden sposób uprzedzony. "Wszyscy na tym zyskaliśmy, bo jego interesowała sama historia, nie zamartwiał się odbiorem widzów i krytyków". Hirschbiegel zgadza się z tymi słowami. "Urodziłem się w Niemczech, nie jestem częścią tego, co dzieje się w Wielkiej Brytanii, miałem otwarty umysł. Czułem, że jestem w stanie nakręcić film autentyczny, szczery i wierny prawdzie". Przygotowując się do wejścia na plan, Hirschbiegel sam zagłębił się w proces zbierania informacji. Przeczytał książki, obejrzał materiały video i wytapetował ściany swojego pokoju zdjęciami Diany. "Poznałem wielu ludzi, którzy byli blisko niej, ale najbardziej pożytecznym źródłem były fotografie. Spojrzenie, postura, oczy, sposób, w jaki ludzie na nią patrzyli - zdjęcia opowiadają miliony niemych historii".

Hirschbiegel uzyskał również dostęp do wielu prywatnych listów, które Diana napisała. Stały się one kolejnym źródłem cennych informacji. "Pisała nawet sześć listów dziennie, opisując szczegółowo swoją życiową sytuację oraz własne myśli i uczucia. Była bardzo bezpośrednia i zawsze mówiła o tym, co czuje". Pierwszą refleksją Hirschbiegela na temat postaci Diany było to, że księżna była poniekąd niczym starodawna gwiazda filmowa, osobą sortu Marleny Dietrich. "Promieniowała specyficznym rodzajem energii, którą widuje się jedynie u ikonicznych aktorek. Nie były idealne, ale właśnie dlatego ludzie je uwielbiali - bo były rzeczywiste. Wszystkie kobiety świata kochały Dianę". Im więcej Hirschbiegel dowiadywał się o Dianie, tym bardziej zakochiwał się w swojej bohaterce. Opisuje ją jako najbardziej fascynującą i skomplikowaną postać, z jaką miał do czynienia. "Jeśli wżenisz się w rodzinę królewską, masz tylko dwie opcje: albo płyniesz z prądem, co oznacza poczucie izolacji, albo próbujesz się do pewnego stopnia zbuntować", wyjaśnia niemiecki reżyser. "Diana wybrała drugą opcję i za to ją podziwiam. Była buntowniczką, niepewną siebie, ale walczącą do utraty tchu. Babcia Hasnata porównała ją do lwicy i to chyba najlepsze określenie".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Diana [film]
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy