Reklama

"Butelki zwrotne": Sztorm w basenie, czyli lot balonem bez odrywania od ziemi

Zdjęcia do filmu rozpoczęto 13 marca 2006 roku w Smichovie pod Pragą. Tego chłodnego, ale słonecznego poranka ulice wciąż pokrywała prawie półmetrowa warstwa śniegu. Reżyser musiał podjąć tego dnia fundamentalną decyzję, czy odwołać pierwsze zdjęcia, czy też zaczynać prace nad filmem, ryzykując, że podczas kręcenia scen odwilż pokrzyżuje mu plany. Wybrał to drugie, wiedząc, że projekt jest i tak spóźniony i jak pokazało życie była to trafna decyzja. Śnieg nie stopniał, więc pierwsze sekwencje udało się nakręcić w całości w białej scenerii.

Reklama

Na samym początku realizacji filmu, Zdenek Sverak musiał poradzić sobie z wieloma dość trudnymi scenami, np. z karkołomną jazdą na rowerze. I chociaż w najniebezpieczniejszych ujęciach zastępowany był przez dublera, chwile, kiedy musiał jechać po oblodzonym chodniki wydawały mu się prawdziwym piekłem. Najbardziej niepokojąca wydała mi się konieczność pozostawania w niezmiennej, dobrej formie przez całe czterdzieści pięć dni, mówi Zdenek Sverak. Miałem być krzepki i gotowy do pracy od rana do wieczora, od świty do zmierzchu - co wydawało mi się wręcz niemożliwe do osiągnięcia. Wiele razy, zwłaszcza na początku, kiedy musiałem jeździć po śniegu na rowerze, wracałem do domu po prostu skonany i przemarznięty na kość. I wtedy mówiłem sobie, że rzucam to w diabły, niech przerwą zdjęcia... ale potem brałem gorącą kąpiel, rzecz, której zwykle nie robię i złość mi mijała. Wcześniej miewałem problemy z zasypianiem i obawiałem się, że ta przypadłość może mi sprawiać największe problemy w pracy. Ale tym razem było zupełnie odwrotnie, padałem jak kłoda i spałem jak kamień.

W filmie Josef ma wnuczka, Tomika. Nie ulega wątpliwości, że inspiracji do stworzenia tej postaci dostarczył najmłodszy syn Jan Sveraka, Ondrej. Reżyser usiłował nawet przekonać swojego ojca, żeby zagrał razem z małym Ondrą ale bohater miał być trzylatkiem a Ondra miał niemal pięć lat w momencie rozpoczynania akcji filmu. Jan Sverak uznał w końcu, że lepiej pracować z dziećmi nie należącymi do rodziny. W przeciwieństwie do Koli, bohater dziecięcy jest zupełnie marginalną postacią, ale ma tylko trzy latka i przeprowadza z ojcem serię poważnych rozmów. Trzyletni Robin Soudek, który wcielił się w Tomika, miał zadziwiający dar do zapamiętywania czytanych dialogów i bezbłędnego ich powtarzania; ale jak każde inne dziecko chciał się wiecznie bawić, i jeśli nie miał nastroju do gry, nawet jego rodzice byli bezradni. I jak to zwykle bywa, takie sytuacje zdarzały się zawsze wtedy, gdy chłopak był najpotrzebniejszy. Na szczęście Robin polubił swojego nowego "dziadka" i dawał mu się czasami przekonać, żeby sobie poprzypominali kolejne dialogi choć przez chwilę i tak kręcono wiele scen, mówi reżyser i przypomina także inne sytuacje. Cała praca na planie była w zasadzie bardzo łatwa, ale pod koniec doszliśmy do sceny z balonem, która zajmuje niemal dwadzieścia minut akcji filmu. To była jedyna scena rozpisana szczegółowo na pojedyncze ujęcia i przygotowywana przez kilka miesięcy, podobnie jak sceny walk lotniczych w Ciemnoniebieskim świecie. Problemem było to, że nawet największe, dziewięcioosobowe gondole nie były w stanie pomieścić zarówno aktorów, jak i kamery z obsługą, a gdyby nawet udało się ich powciskać jakimś cudem, to głośne palniki musiałyby pracować cały czas, uniemożliwiając kompletnie pracę na planie. Dlatego musieliśmy zastosować dla każdego z takich ujęć efekty specjalne, które pozwoliłyby uzyskać na ekranie naturalny efekt lotu. Jak zwykł mawiać pewien doświadczony filmowiec: Najlepszą scenę sztormu na oceanie nakręciłem w basenie za studiem. Ale jej realizacja i tak zajęła sporo czasu. Musieliśmy wykorzystywać dwa balony przez dziesiątki godzin, chociaż aktorzy ani razu nie oderwali się w nich od ziemi.

Zdenek Sverak opowiada także o swoich własnych doświadczeniach ze skafandrem neoprenowym. Najgorsze z tego wszystkiego było sterczenie w gondoli, którą na dźwigu unoszono nad tamą. Było strasznie zimno a my powtarzaliśmy każde ujęcie po wielokroć, i chociaż załatwiono nam kombinezony piankowe z neoprenu, nie była to komfortowa sytuacja. Zarówno Dana, jak i ja, nie znosimy zimna. Cóż, mówi to aktor a zarazem scenarzysta, który własnoręcznie napisał scenę, zmuszającą go do takiego właśnie cierpienia.

Film realizowano w naprawdę radosnej i przyjaznej atmosferze, i chociaż mówienie o wielkiej filmowej rodzinie wydaje się banałem, aktor a zarazem scenarzysta Zdenek Sverak ma swoją opinię: Atmosferę panującą na planie mogę porównać jedynie do tej, jaka pamiętam z Na skraju lasu. Wtedy zawdzięczaliśmy ją miejscu, w którym kręcono film, pamiętam, ze mieszkaliśmy podówczas u pewnej rodziny w Sedl canach, z którą bardzo się polubiliśmy. W przypadku Butelek zwrotnych, była to raczej jednomyślność i porozumienie prawdziwych zawodowców, nawet charakteryzatorów, kostiumologów czy ludzi z działu technicznego. Praca zespołowa była naprawdę doskonała, wszyscy robili co do nich należało a nawet jeszcze więcej. Jak sobie przypomnę tych wszystkich ludzi, to aż łezka mi się w oku kręci.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Butelki zwrotne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy