Reklama

"Adolf H. - Ja wam pokażę": DANI LEVY: KALEJDOSKOP

PIERWSZY POMYSŁ

Właściwie bardzo rzadko się zdarza, że nagle doznaję olśnienia. Moje pomysły rodzą się na przestrzeni lat. Hitler i naziści od dawna chodzili mi po głowie. W kontekście komedii. Moralizatorskie opowieści, dydaktyczne filmy ostatnich dziesięcioleci miały wpływ także na mnie. A może była to tylko chęć zatarcia tak często, niejako dla bezpieczeństwa, zaznaczanej granicy między dobrem a złem? Moralizując trudno byłoby stworzyć coś nowego, a ja od dawna miałem ochotę dodać coś od siebie.

SCENARIUSZ

Każdy reżyser ma ochotę zdefiniować na nowo granice rzeczywistości i fikcji. To jest po prostu cechą naszego zawodu, immanentną dla tej dziedziny sztuki. Uwielbiam tworzyć fikcję; obalanie tego co z historycznego punktu widzenia wydaje się nienaruszalne, jest według mnie jak najbardziej dopuszczalne. Pisanie scenariusza było dla mnie niczym akt wyzwolenia. Przelewałem moje myśli na papier. Nie miałem żadnych skrupułów, łącząc prawdziwe z nieprawdziwym; traktując na równi wyobraźnię i historyczną prawdę. Jak na mnie, napisałem scenariusz bardzo szybko, a pół roku po powstaniu pierwszej wersji, już kręciliśmy film. Bałem się, że jeśli będę czekał zbyt długo, sparaliżują mnie skrupuły i wątpliwości, które oczywiście miałem. Po napisaniu pierwszej wersji scenariusza odbyłem rozmowę z matką, która jako Żydówka na własnej skórze doświadczyła nazistowskiego panowania. Musiałem mieć pewność, czy moje przedsięwzięcie nie budzi jej moralnego sprzeciwu. Ale ona stwierdziła jedynie: "Tylko nie chcę później wysłuchiwać skarg, że atakują cię krytycy."

Reklama

INSCENIZOWANA RZECZYWISTOŚĆ

Filmy o tematyce historycznej traktuje się w Niemczech jako odzwierciedlenie rzeczywistości; wymaga się od nich autentyczności i wiarygodności. Jestem bardzo krytyczny wobec twierdzenia, że film jest w stanie oddać prawdę - dokładnie zrekonstruowaną i quasi identyczną z faktami historycznymi. Oczekiwania te są tym większe w przypadku, kiedy film przedstawia Holokaust. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Szczytem megalomanii jest wiara, że Holokaust można ukazać w sposób realistyczny. Oglądając "Listę Schindlera" nabrałem przekonania, że nie wolno robić tego rodzaju filmów. Wiem, że zabrzmi to dogmatycznie, ale uważam, że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tego rodzaju zdarzeń. Film jest dziedziną sztuki, która potrzebuje pewnego rodzaju udziwnienia, dodatkowej płaszczyzny rzeczywistości, żeby w ogóle móc się zbliżyć do tak niewiarygodnych zdarzeń. Kręcąc mój film uznałem, że muszę stworzyć pewną prawdę surrealistyczną, która jednak oddawałaby istotę tematu. Bajki często mówią prawdę o naszej rzeczywistości i psychice.

PRZEŁOM

Przełomem w pozytywnym znaczeniu był dla mnie film "Życie jest piękne" Roberto Benigniego, który zrobił to, co zakazane, pozwolił sobie na to, co niedozwolone. Oglądając ten film byłem z początku bardzo wzburzony: coś tak fikcyjnego, tak poetycka bajka w obozie koncentracyjnym! Byłem oszołomiony. We Włoszech surrealizm ma długą historię, również w kontekście faszyzmu. "Siedem piękności" Liny Wertmüller, czy filmy Pasoliniego. W NRD istniał specyficzny, niemal bajkowy sposób narracji, którego przykładem jest "Jakub Kłamca" Jurka Beckera. Miałem więc skąd czerpać inspirację.

KOMEDIA

Kocham komedię. W śmiechu tkwi potencjał poznania. Może nawet większy niż w tragedii. Humor bardziej zbliża do politycznej i psychologicznej prawdy niż poważna i grzeczna relacja. Komedia może przerysować, zaostrzyć, pokazać sprzeczności i niedorzeczności. Wrażenie zabawy, towarzyszące mi przy robieniu filmu, brało się z nieograniczonej swobody w obnażaniu moich bohaterów. Każdy z nas wie, co wyprawiali panowie Hitler, Goebbels, czy Himmler. Na temat ich czynów nie wolno ironizować, są zbyt przerażające. Natomiast ich samych można obnażyć za pomocą psychologicznego opisu, zrzucić z cokołu. Wierzę, że komedia daje możliwość przeprowadzenia sekcji na ich historycznych trupach, zgłębienia ich świata wewnętrznego i tym samym poznania psychologicznej kondycji tamtych czasów.

PAUL DEVRIENT I ALICE MILLER

Na fantazję składają się różne części naszej rzeczywistości, jest ona jej kreatywnym wykorzystaniem. Inspiracją dla "Adolf H. - Ja wam pokażę!" były dwa realne, historyczne fakty. Przed kilkoma laty wznowiono książkę "Mój uczeń Adolf Hitler" Paula Devrienta. Autor naprawdę uczył Führera aktorstwa. Kiedy usłyszałem o tym po raz pierwszy, od razu uznałem, że jest to znakomity materiał na komedię. Myśl, że do Adolfa Hitlera przychodzi ktoś, żeby uczyć go jak mówić, oddychać, artykułować, podziałała na moją wyobraźnię. Puściłem wodze fantazji i z Devrienta zrobiłem Żyda Grünbauma, przestawiając zegar na rok 1944. Jak często w żydowskiej tradycji nauczyciel powoli zamienia się w psychiatrę. Lekcje zastępuje terapia. I tu dochodzimy do drugiego źródła inspiracji, do Alice Miller. W swojej książce "Zniewolone dzieciństwo" zamieściła ona rozdział poświęcony Hitlerowi. Na jego podstawie powstała w Szwecji sztuka w reżyserii mojego przyjaciela ze Stuttgartu, Holgera Franke'go. Rozpoczynając prace nad scenariuszem, ponownie zajrzałem do książki Miller. Przedstawiona w niej teoria wstrząsnęła mną. Opisuje ona bezpośredni związek między przeżyciami małego dziecka a obsesjami wieku dojrzałego. Hitler cierpiał na rozdwojenie jaźni, na depresję maniakalną, był niewydolny seksualnie, był emocjonalnym kaleką. Niemcy były rządzone przez psychicznie niepoczytalnego człowieka. "Czarna pedagogika" miała bezpośredni wpływ na nazistowskie Niemcy, jestem o tym przekonany.

"TRUDNE DZIECIŃSTWO" HITLERA

Celem filmu nie jest oczywiście ani tłumaczenie, ani tym bardziej usprawiedliwianie Hitlera jego "trudnym" dzieciństwem. Ten banał jest jednak mimo wszystko istotny. Dzisiaj powszechnie wiadomo, że duchowe kalectwo jest główną przyczyną przestępstw. Najciekawsza w tym wszystkim jest teza, że ówczesne metody wychowania poprzez karanie miały duży wpływ na sposób działania nazistów. Książka Alice Miller, oparta częściowo na biografii Hitlera autorstwa Joachima Festa, była dla mnie zaczynem mojej późniejszej komedii. Nie znaczy to, że zgadzam się ze wszystkimi jej tezami, sądzę jednak, że są godne uwagi.

HUMOR

Można sobie ostro żartować z ludzi dobrotliwych, jeszcze ostrzej można się nabijać z tych, którzy są źli. Ostatecznie jest to zawsze kwestia smaku. Humor to także kultura i sprawa osobistą. Kiedy kręcę komedię, zdaję sobie sprawę z tego, że jednych rozśmieszę, a innych zezłoszczę. Że jedni będą oczekiwać humoru jeszcze bardziej drastycznego, dzikiego i bez smaku, a dla drugich już to będzie za dużo. W przypadku Führera zderzenie było nieuniknione. W tym wypadku musiałem zdać się wyłącznie na własny smak i na własne sumienie, oraz na ludzi, którym ufam. Humor ma prawo boleć, może być dla widza wyzwaniem. Śmiech, z tego co boli, może też leczyć.

HUMOR ŻYDOWSKI

Humor żydowski jest bezczelnie bezlitosny wobec postaci sympatycznych a niemal ugodowo nastawiony wobec wrogów. Sam wychowałem się w rodzinie cechującej się ironią i autoironią. Nie było żadnych tabu, folgowano sobie z innych i nierzadko z siebie. To na pewno miało na mnie wpływ. Przyznaję, że wiele żydowskich żartów wcale mnie nie śmieszy, często wydają mi się smutne. Jest w nich nutka melancholijnej rozpaczy. Zgroza rozpływa się w śmiechu, to co komiczne staje się przygnębiające. Długo zmagałem się ze sobą, czy zrobić z Grünbauma postać komiczną, aż w końcu uznałem, że byłby to błąd. Miałem wrażenie, że jeśli nadam Grünbaumowi ten ironiczny rys, który cechował postaci z "Siła złego na jednego", może to się odwrócić przeciwko mnie. Chodzi o to, że humor wymaga wyraźnego celu i trzeba się zdecydować, w kogo się celuje.

HELGE SCHNEIDER

Podejmując decyzję o obsadzeniu Helge Schneidera w roli Adolfa Hitlera, działałem intuicyjnie; chyba że było to olśnienie. Faktem jest, że już podczas pisania widziałem go w roli Hitlera i bardzo się do tej myśli przywiązałem, mimo że osobiście go nie znałem. Postarałem się o numer telefonu i zadzwoniłem do niego. W czasie pierwszej rozmowy szybko się okazało, że on cały urok projektu widzi w tym, że jest on dokładnym przeciwieństwem jego filmów i jeszcze większym przeciwieństwem ról, które do tej pory grał. Choć nie mogliśmy się bardziej od siebie różnić, miałem wrażenie, że rozmawiam z bratnią duszą. Spotkaliśmy się, zrobiliśmy zdjęcia próbne i zobaczyłem aktora, który w bardzo naturalny sposób wcielał się w postać Führera. To mnie od razu przekonało. W trakcie przygotowań, zrodził się pomysł fizjonomicznej przemiany w Hitlera. Schneider dobrze wiedział, co znaczy spędzanie każdego ranka trzech godzin w charakteryzacji, mam jednak wrażenie, że wykorzystywał ten czas na spanie. Zaakceptował pomysł charakteryzacji, uznał, że będzie go chroniła.

Podczas zdjęć zadziwiał mnie swoją wyrazistością i profesjonalizmem. Wczuwał się w rolę niczym muzyk, odgrywał ją niczym partyturę na fortepianie Hitlera. Nigdy nie próbował moralizować, koncentrował się wyłącznie na tym, żeby zagrać postać jak najbardziej realistycznie, ale jednak też bardzo osobiście. Powstała niezwykła mieszanka realistycznej gry i anarchistycznego humoru; uważam, że udało mu się stworzyć coś wyjątkowego.

ULRICH MÜHE

Ulrich Mühe to bardzo cichy, ciepły i wspaniały aktor. Zawsze wzruszały mnie jego ładne oczy. Przypadkowo trafiłem na film "Goebbels und Geduldig", w którym Uli gra podwójną rolę: Goebbelsa i jego sobowtóra. O ile postać Hitlera miałem wyraźnie zarysowaną, to postać Grünbauma jawiła mi się bardziej mgliście. Jest to co prawda postać, z którą się identyfikujemy, jednak gdyby był po prostu "dobrym facetem" nie byłby tak wyrazisty, i na pierwszy rzut oka również nie tak śmieszny. Potrzebowałem więc aktora, który byłby w stanie poruszyć publiczność, ale jednocześnie też byłby przekonujący jako bohater komedii. Potrzebowałem kogoś, kto potrafi zagrać humor sytuacyjny, nigdy nie zapominając, że jest tylko małym Żydem, który trafił w oko nazistowskiego cyklonu. Z Ulim mogliśmy wypróbować całą gamę komizmu, od podskórnego humoru do slapsticku; Uli jednak cały czas bardzo kontrolował swoje środki wyrazu. Trudność, związana z jego postacią, polega na mieszance siły i słabości. Grünbaum musiał cały czas pamiętać, że ma do czynienia z Adolfem Hitlerem i Josephem Goebbelsem, a nie z postaciami komediowymi. Brzmi to może banalnie, ale było to jedno z trudniejszych zadań. Z drugiej strony Grünbaum musi też wykazać się inteligencją, sprytem i odwagą, której oczekuje od niego widz. Dlatego potrzebowałem aktora, który potrafi się kontrolować, i który będzie w stanie pokazać słabość swojej postaci. Dylemat moralny, przed którym staje Grünbaum, to, czy może on być nauczycielem Hitlera, a jeżeli tak, to jakie rodzi to dla niego zobowiązania. Z dzisiejszej perspektywy łatwej to rozstrzygnąć.

NIEMIECKO-ŻYDOWSKA OJCZYZNA

Moja obsada była wymarzona. Ponownie przekonałem się o tym, ilu wspaniałych aktorów jest w Niemczech. Aktorów z ostrym, dziwacznym, autoironicznym humorem. Prawdziwą przyjemnością było obserwowanie pracy całego zespołu. Wielkim odkryciem komediowym był dla mnie Sylvester Groth w roli Goebbelsa. W Niemczech są setki aktorów, którzy potrafiliby zagrać w inteligentnej komedii. Funkcjonujący stereotyp, że Niemcy nie mają poczucia humoru, jest według mnie kompletnym nieporozumieniem. Z moim poczuciem humoru czuję się tu jak w domu, tak jak wcześniej moi przodkowie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Adolf H. - Ja wam pokażę
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy