Reklama

Jowita Budnik: Zdaję się na to, co przyniesie los

Starannie wybieram role, ale jednocześnie nie jest tak, że w ostatnim czasie odrzuciłam dziesięć innych propozycji - mówi w wywiadzie z Krystianem Zającem Jowita Budnik, która zagrała główną rolę w debiucie fabularnym Michała Otłowskiego "Jeziorak".

"Jeziorak" to osadzona w realiach prowincjonalnej Polski opowieść o zbrodni, poszukiwaniu prawdy i rozpaczliwym wołaniu o sprawiedliwość.

Policjanci z prowincjonalnej komendy likwidują leśną bimbrownię. Oddział zostaje ostrzelany, jeden z policjantów jest ranny. Bimbrownikowi udaje się uciec. W tym samym czasie, w dryfującej po jeziorze łódce, znalezione zostaje ciało młodej dziewczyny. Okoliczności tej śmierci są zagadkowe i obydwie sprawy trafiają do podkomisarz Izy Dereń (Jowita Budnik).

Reklama

Tymczasem na komisariacie trwa nerwowe oczekiwanie. Na służbie zaginęło dwóch funkcjonariuszy, którzy od kilku dni nie dają znaku życia. Jeden z nich jest życiowym partnerem Izy Dereń, która w zaawansowanej ciąży prowadzi w wielowątkowe śledztwo. Pomaga jej młodszy kolega, aspirant Marzec (Sebastian Fabijański).

W końcu główna rola w filmie wyreżyserowanym nie przez małżeństwo Krauze...

Jowita Budnik: - To prawda, choć oczywiście zawsze się cieszę, gdy mogę grać u Joanny i Krzysztofa, bo to jest dla mnie za każdym razem niesamowite przeżycie. Niemniej to bardzo miłe, że inny reżyser dał mi szansę. Muszę przyznać, że strasznie się ucieszyłam z tej propozycji - pierwszy raz w życiu mi się zdarzyło, że reżyser, którego nie znałam osobiście, z którym nigdy nie spotkałam się w pracy, zaproponował mi główną rolę. Michał (Otłowski - przyp. red.) zwrócił się do mnie z propozycją, powiedział, że chciałby, bym to ja zagrała, co było szalenie miłe. Teraz odczuwam wielką radość, że się udało.

Jak to się stało, że znalazła się pani na pierwszym miejscu jego krótkiej listy aktorek, które rozpatrywał do głównej roli w "Jezioraku"?

- Tego nie wiem. Marek Palka, który był odpowiedzialny za casting, i reżyser, rozmawiając o obsadzie, wymienili moje nazwisko. Może nawet to była propozycja Marka, pewności nie mam... W każdym razie dostałam scenariusz do przeczytania i propozycję zagrania głównej roli.

Nie miała pani żadnych wątpliwości? Od początku chciała się pani wcielić w podkomisarz Izę Dereń?

- Chciałam zagrać tę postać z wielu względów. Po pierwsze - to zupełnie inna rola, niż te, które miałam w swoim dorobku, po drugie - typ kina, w jakim dotąd nie miałam okazji się sprawdzić, po trzecie - nabywanie doświadczenia. Kiedy spotka się w pracy z kimś nowym, to zawsze jest tajemnica. Wszystko może się przecież różnie potoczyć, nie jest powiedziane, że za każdym razem będzie miedzy reżyserem i aktorem chemia. Szczęśliwie, jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żebym pracę na planie wspominała źle. I w tym wypadku jest dokładnie taka sama sytuacja.

Przy okazji roli w "Papuszy" musiała pani schudnąć kilkanaście kilogramów. Jakim wyzwaniom fizycznym musiała pani sprostać tym razem?

- Poza noszeniem sztucznego brzucha, który "wpadł" mi wraz z rolą, właściwie żadnych szczególnych rzeczy nie musiałam robić. Gdyby to było kino akcji, gdzie biegam, strzelam, skaczę przez przeszkody - pewnie trzeba by się było porządnie przygotować kondycyjnie. Tu szczęśliwie mój filmowy stan zapewnił to, że w żaden sposób nie musiałam się fizycznie zmieniać.

Czy wzorowała się pani na znanych sobie z kina postaciach, przygotowując się do udziału w tym projekcie?

- Nie. Wiem, że pojawiają się skojarzenia między innymi z "Fargo", ale film braci Coen widziałam wiele lat temu - gdy był w kinach. I choć bardzo mi się podobał, to porównując postać graną przez Frances McDormand i przeze mnie, trzeba przyznać, że te bohaterki są zupełnie inne. Poza ciążą, niewiele je łączy. Nie miałam też przed oczami innego żeńskiego lub męskiego odpowiednika takiego rodzaju policjanta, jakiego grałam w "Jezioraku". Wszystko rodziło się podczas wspólnej pracy z Michałem.

Szczerze mówiąc nie miałem na myśli "Fargo", bo to rzeczywiście dalekie skojarzenie, ale jest taki amerykański serial "Dochodzenie" ("The Killing")...

- ... niestety nie widziałam, ale wiem już, że będę musiała go obejrzeć, ponieważ pytanie na temat pokrewieństwa tych postaci oraz samego filmu i serialu już padło. Muszę wiec zobaczyć z czego nie czerpałam, bo naprawdę go nie znam.

To zdumiewające, bo nawet dobór ubioru obu postaci jest niezwykle podobny.

- Sposób ubierania mojej bohaterki to wizja reżysera i kostiumografki, którą wspólnie stworzyli, przy moim udziale. Podobało mi się, gdy w jednej z recenzji, które pojawiły się po pokazie filmu na festiwalu w Koszalinie, napisano, że ta postać jest ciekawa, ponieważ nie boi się być brzydka. To dla aktora komplement, coś, co pomaga. Jeśli człowiek wykorzystuje prawo do bycia charakterystycznym, innym niż wszyscy, to zawsze dodatkowy atut.

Co, pani zdaniem, jest najważniejsze w życiu podkomisarz Izy Dereń? Czym ona się kieruje?

- Jest przede wszystkim niezwykle prawą osobą, która nawet jeśli w jakimś momencie zwalnia trzy kroki, po to, żeby dać sobie czas do namysłu, czy tak powinna postąpić, czy nie, to jej motywacje są zawsze czyste i uczciwe. Podobało mi się to, bo to pewien rodzaj rysu psychologicznego, kręgosłupa, na którym aktorowi łatwo się oprzeć. Ona nawet jeśli pojawia się dwuznaczna sytuacja - bo ma momenty, gdy nie od razu robi, to, co powinna, to, co uznalibyśmy za oczywiste - ma w sobie wewnętrzną sprawiedliwość i siłę moralną, które na końcu zwyciężają.

Jak się pani współpracowało z debiutantem za kamerą - Michałem Otłowskim i u pani boku - Sebastianem Fabijańskim?

- Żaden z nich nie był do końca debiutantem. Michał co prawda pierwszy raz stawał za kamerą jako reżyser pełnometrażowej fabuły, ale jest to człowiek, który pracuje w zawodzie od wielu lat.

Tylko w telewizji...

- Właśnie. On był tak przygotowany i miał tak dokładną wizję tego, co chce osiągnąć, że w ogóle nie miałam na planie poczucia w stylu: trochę nie wiemy, co robimy, szukamy, zmagamy się... Michał doskonale wszystko wiedział. Poza tym to jest osoba, która oprócz tego, że jest fachowcem, stuprocentowym profesjonalistą, to przy okazji jest fajnym facetem, więc zawodowa chemia miedzy nami pojawiła się natychmiast. I to mimo tego, że się nie znaliśmy i nie mieliśmy czasu, żeby się lepiej poznać przed zdjęciami. Teraz mogę przyznać, że na początku trochę się tej naszej współpracy bałam, bo różnie się mogła potoczyć. Na szczęście okazała się fantastyczną przygodą.

- Natomiast jeśli chodzi o Sebastiana, to on też jest doświadczonym aktorem, z dorobkiem i telewizyjnym, i teatralnym. Super mi się z nim pracowało. Czy tak samo działało to w drugą stronę, nie wiem. Ale z racji granej roli miałam taką pozycję, że mogłam sobie pozwolić na patrzenie na niego nieco z góry - w końcu był moim podwładnym. Stworzyliśmy bardzo fajny układ.

"Jeziorak" nie jest jedynym filmem, w jakim ostatnimi czasy pani wystąpiła. Zagrała pani także w "Obietnicy", która podobnie jak produkcja Michała Otłowskiego pokazywana była na Festiwalu Filmowym w Gdyni.

- Bardzo lubię ten film, choć moja rola w nim jest nieporównywalnie mniejsza. To jest tak naprawdę większy epizod. To film, który dla mnie, jako matki - co prawda małych dzieci, ale zawsze - jest niezwykle bliski. Nie da się ukryć, że żaden rodzic, nie wie, co los mu przyniesie. Zwłaszcza w obliczu pewnych zagrożeń, które współczesny świat ze sobą niesie. Przez "Obietnicę" zostaje zmuszony do zastanowienia się, refleksji, jak wychowaniem pokierować, żeby dzieci nigdzie się po drodze nie pogubiły. Uważam, że to bardzo ważny film. I cieszę się, że mogłam w nim zagrać. Zwłaszcza, że z Anią (Kazejak - reżyserką "Obietnicy" - przyp. red.) również pracowałam po raz pierwszy i to też było fantastyczne doświadczenie. Lubię ją, mam nadzieję, że z wzajemnością, bo to fantastyczna dziewczyna i świetna reżyserka.

"Jeziorak" i "Obietnica", a wcześniej "Papusza", to mimo wszystko wyjątki od reguły w ostatnich latach. Czemu tych pani ról jest tak mało?

- Bo... nikt mnie nie zatrudnia (śmiech). Miałam taką zabawną sytuację: pani na konferencji prasowej w Gdyni powiedziała, że docenia fakt, iż tak dobrze dobieram role, selekcjonuję je, w byle czym nie gram... Odpowiedziałam, że owszem, staram się starannie wybierać, uważam, że należy grać tylko w wartościowych rzeczach, mających potencjał, ale jednocześnie nie jest tak, że w międzyczasie odmówiłam dziesięciu innych propozycji. Po prostu nikt nie miał na mnie takiego pomysłu jak Michał.

A czy nie jest tak, że przez swój drugi zawód zaniedbuje pani nieco własną karierę? Nie wszyscy wiedzą bowiem, że reprezentuje pani interesy innych aktorów.

- Mój drugi zawód przez wiele lat był na pierwszym planie i tak się złożyło, że rzeczywiście część osób pewnie nie myślała wówczas o mnie w kategoriach aktorskich - znała mnie jedynie zza biurka i z drugiej strony telefonu. Natomiast prawda jest taka, że po "Papuszy", poza krótkimi epizodami, do pracy agentki nie wróciłam. Zbyt intensywne zawodowo rzeczy działy się wówczas dla mnie jako aktorki. Na początku jeździliśmy z "Papuszą" po festiwalach na całym świecie - to film, który uwielbiam pokazywać ludziom - zaraz potem przyszła propozycja Michała, więc trzeba się było przygotować. Gdy zakończyły się zdjęcia do "Jezioraka", to coś kolejnego się pojawiło... W efekcie nie udało mi się wrócić do agencji, a mimo to nie mam poczucia, że znalazłam się w sytuacji, w której byłabym zasypywana propozycjami.

Gdy zaczynała pani karierę, stawiała pod koniec lat 80. pierwsze kroki w serialu "W labiryncie", właśnie tak wyobrażała sobie swoją przyszłość?

- Nigdy nie umiałam sobie wyobrazić mojego życia. I to nie tylko zawodowego. Jestem człowiekiem, który zdaje się na to, co przyniesie los i życie pokazuje, że jak na razie jest to dobra strategia. Być może gdybym jakoś szczególnie zabiegała, coś robiła w tym kierunku...

Za mało serialowych ról i programów rozrywkowych?

- Jeśli chodzi o te ostatnie, to kompletnie się do tego nie nadaję. Są ludzie, którzy są w nich świetni, natomiast ja tego nie czuję. Schowanie się za postacią jest super, natomiast gdzieś być prywatnie - jako ja, ale w pracy - to mnie kompletnie nie interesuje. Uważam, że nieporównywalnie ciekawsze jest pokazywanie się na ekranie, gdy jest ku temu aktorska okazja, i na tym wolałabym się skupić.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy