Reklama

"Bez litości" [recenzja]: Stary człowiek i giwera

Robert McCall (Denzel Washington) jest szefem działu w markecie budowlanym. Teri (Chloë Grace Moretz) to młoda prostytutka, której nie układa się z rosyjskim alfonsem. Kiedy Slavi podnosi na nią rękę o jeden raz za dużo, Robert wkracza do akcji. Kim jest zabójca, który w akcie spontanicznej filantropii i dla dobra niedawno poznanej kobiety zadziera z międzynarodową organizacją przestępczą?

Denzel Washington był już reżyserowany przez Antoine'a Fuquę. Jego Robert McCall nie przypomina jednak detektywa Alzonzo Harrisa z "Dnia próby" (2001), ale samuraja z "Ghost Doga" (1999) Jima Jarmuscha. Póki nie jest to konieczne, Robert nie afiszuje się ze swoimi umiejętnościami i nie szuka pola do popisu. Celebruje spokój ducha i harmonię. Mieszka samotnie i skromnie. Wieczory spędza w pustym lokalnym barze, jakby wyciętym z obrazów Edwarda Hoppera. Za dnia pracuje w sklepie, nocami czyta powieści, lubi "Starego człowieka i morze" Hemingwaya. Jest przyjazny i lubiany. Sympatią pała do niego też młodociana prostytutka Teri. Regularnie wpada do baru, zamawia szarlotkę, czarną kawę i odbywa krótką pogawędkę z Robertem. Tylko jemu mówi, że tak naprawdę chce być piosenkarką. Na pozór banalna z niej postać, ale Robert dostrzega w Teri wrażliwość, talent i inteligencję ukryte pod grubą warstwą makijażu. Kiedy dziewczyna zostaje brutalnie pobita, Robertowi pęka serce. Status quo zostaje zachwiany. I wtedy zaczyna się prawdziwa akcja.

Reklama

Filozoficzny esej o życiu zamienia się w kino akcji ewokujące wspomnienia ulubionych telewizyjnych filmów z lat 90.. Dramat niewinnej lolitki ujawnia, że w żyłach Roberta płynie krew rasowego zabójcy. Ofert kogoś takiego się nie odrzuca. Alfonsa, na którym nie robi wrażenia propozycja wykupienia prostytutki za niecałe dziesięć tysięcy dolarów, czeka więc śmierć. W ostatnią podróż wybierze się wraz z czwórką swoich ochroniarzy. Nawet jeśli oni, błądząc, trafią do nieba, na ziemi zdąży się rozpętać piekło. Okazuje się, że w geście filantropii Robert rozbił ważną komórkę międzynarodowej mafii. Kiedy my stoimy oniemiali w ogniu pytań, do Bostonu przylatuje Teddy (Marton Csokas), prawa ręka szefa organizacji przestępczej, Puszkina. Wbrew temu, co sugerowałoby jego imię, Teddy misiowaty wcale nie jest; to zabójca z krwi i kości - antagonista doskonały.

Relacja między postaciami jest zbudowana na oczywistych kontrapunktach - jeden jest dobry, drugi zły, Robert wierzy w siłę amerykańskiego snu, Teddy marzenia zmiata z powierzchni ziemi lewym sierpowym. W walce obaj nie mają litości, więc są sobie równi - niepokonani, bezkompromisowi, niezwykle brutalni. Ani realizm, ani prawdopodobieństwo nie grają jednak w filmie Fuquy pierwszych skrzypiec, więc wszelki naddatek przemocy, wzięty w nawias konwencji, jest do zniesienia i zaakceptowania. Sensacyjna historia mężczyzny, który przypadkowo rozpętuje mafijną wojnę, służy wyłącznie czystej rozrywce i konsumowaniu przyjemności. Niczego więcej nie potrzeba temu filmowi prócz świadomego widza, który wie, że idąc na film Fuquy nie przyszedł do kina, by analizować przebieg akcji i psychologię postaci, ale by się zapomnieć i zabawić.

Fabuła "Bez litości" jest ulepiona z elementów kiczu i sentymentalnej tandety, ale ma w sobie urok sensacyjnego kina sprzed lat. I zdaje się, że tak właśnie miało być, skoro scenariusz Richarda Wenka jest oparty na serialu "Equalizer", który między 1985 a 1989 rokiem był stałym elementem amerykańskiej ramówki telewizyjnej. Amerykanie potrzebują bohaterów z sąsiedztwa i pielęgnują pamięć o nich. I tylko czasem współczesność niepotrzebnie wdziera się w świat filmowych wspomnień i cicho śmieje się z tej nostalgii. Zatarg między Amerykanami a Rosjanami (w swoich brodach wyglądającymi jak Talibowie) osadza fabułę w kontekście współczesnego światowego konfliktu. Jako że "Bez litości" to jednak eskapistyczna fantazja, ów spór nabiera walorów komicznego komentarza; epizodu w życiu dobrego Amerykanina Roberta. I pewnie za jakiś czas będzie tylko za takowy uchodzić, bo film Fuquy jest bez wątpienia nakręcony pod sequel.

5/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Bez litości" (The Equalizer), reż. Antoine Fuqua, USA 2014, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 26 września 2014

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chloe Moretz | stary
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy